Dziś o polityce, ale spokojnie – bez polityki :)
Ostatnie wybory na prezydenta i ogrom emocji w społeczeństwie zachęciły mnie do pewnych przemyśleń, którymi chciałbym się dziś podzielić. Z góry jednak podkreślam, że polityka będzie tylko tłem dla tego posta, ponieważ zamierzam skupić się na nas jako ludziach, emocjach, wzorcach, zjawiskach. Prywatnie oczywiście posiadam jakieś tam poglądy polityczne (choć generalnie nie ma żadnej opcji, która by skradła moje serce), ale tutaj nie zamierzam się tym dzielić ani analizować samej sytuacji politycznej pod żadnym kątem. Nie zamierzam też dzielić ani oceniać wyborców na lepszych czy gorszych w zależności od tego, na kogo głosowali – to tutaj nie ma żadnego znaczenia.
Wiem, że część z was jest zmęczona czy przytłoczona klimatem politycznym w naszym kraju i to głównie dla takich osób będzie przeznaczony dzisiejszy post – szersze zrozumienie pewnych zjawisk pomaga bowiem w budowaniu zdrowego dystansu i radzeniu sobie z nimi.
Chciałbym zacząć od opisania dość istotnego zjawiska, które szczególnie silnie narosło w ostatniej dekadzie i nie chodzi mi tutaj o samą polaryzację społeczeństwa, a bardziej jej przyczyny. Politycy niestety zauważyli, że istnieje bardzo skuteczna metoda wpływania na ludzi – poprzez silne emocje. Jeśli będziemy uderzać w odpowiednie tony, trafiające na podatny grunt, możemy regularnie podsycać pewne emocje, aż one się w człowieku ugruntują na tyle, że on później sam się nimi będzie nakręcał i karmił. To oczywiście zazwyczaj będą negatywne emocje, ponieważ te pozytywne jest bardzo ciężko regularnie wywoływać niskim kosztem i na dużą skalę, w przeciwieństwie do negatywnych, gdzie wystarczy podsycać lęki, fobie, paranoje, itd.
Podatni na to są przede wszystkim ludzie o słabo rozwiniętej lub mocno zaburzonej emocjonalności. To mogą być zarówno prości ludzie o niskiej świadomości, jak i wykształceni inteligenci, którzy cierpią np. z powodu nerwic lękowych czy zaburzeń samooceny. Podatna jest niestety zdecydowana większość społeczeństwa (w różnym stopniu), również ci, którym wydaje się, że są zbyt mądrzy i ogarnięci, aby się na coś takiego łapać :)
To, co jest istotne, to fakt, że silne emocje, długotrwale karmione – zawsze będą miały większą siłę przebicia, niż suche fakty i logika. Emocje mają to do siebie, że zawężają nam świadomość i zaślepiają i właśnie to jest wykorzystywane przez polityków wszelkiej maści.
To też jest czynnik dla którego ludzie nie mogą się dogadać między sobą.
Jeśli osoba X, która bardziej kieruje się umysłem mentalnym, próbuje przekonać do swoich racji osobę Y, która postrzega świat (czy akurat ten temat) bardziej z poziomu emocji, to w życiu się nie dogadają. Oni po prostu poruszają się na dwóch, zupełnie różnych płaszczyznach. Co prawda mental wpływa w pewnym stopniu na emocje, a emocje na mental, ale ma to swoje ograniczenia. Podobnie będzie jeśli spotkają dwie osoby, które co prawda podobnie poruszają się w sferze emocjonalnej, ale każda z nich ma zupełnie inną bańkę emocji i wyobrażeń. Tutaj znowu nie mogą się dogadać, ponieważ obudowali swoje postrzeganie rzeczywistości wokół zupełnie innych założeń, które mogą być ze sobą sprzeczne. W efekcie jeden i drugi będzie uważał swojego rozmówcę za „zaślepionego głupca”, ponieważ dla nich wyznacznikiem prawdy jest to, czy coś wywołuje w nich pozytywne czy negatywne emocje. Oni nie widzą tego, że te reakcje są uwarunkowane bańką, jaką sobie stworzyli.
Kolejna bardzo istotna rzecz to kwestia tego, że umysł ma tendencje do upraszczania rzeczywistości, aby „optymalizować zużycie zasobów”. Im mniej posiadamy zasobów mentalnych i uczuciowo-emocjonalnych (elastyczności myślenia, rozwiniętej inteligencji, wrażliwości i głębi czucia, samoświadomości, przytomności i sprawności działania umysłu, itd. itp.) tym bardziej umysł musi spłaszczać i upraszczać wszystko, aby móc sobie poradzić z tym, co go otacza.
A świat ma to do siebie, że jest niezwykle bogaty, złożony i wielowymiarowy. Przeciętny człowiek nie ma zasobów do tego, aby przyswoić nawet ułamek tego wszystkiego, a że jakoś musi żyć i funkcjonować w tej rzeczywistości, to po prostu tworzy sobie czarno-biały, prosty obraz świata. Ten jest dobry, a tamten zły. Ci są z nami, a tamci przeciwko nam. Wszystko ma swoje miejsce, jest porządek i stabilność.
Weźmy sobie na ten przykład religię katolicką. Dla mnóstwa ludzi to religia jest super i każdy ksiądz to cudowny człowiek albo religia to ograniczające zło, a księża to oszuści i zboczeńcy. Znacznie mniej osób potrafi bez emocji powiedzieć, że religia ma swoje lepsze i gorsze strony, że potrafi ograniczać i czynić zło, ale ma też aspekty, które mogą służyć ludziom. A księża to ludzie i są zróżnicowani – jedni mają otwarte serca, a inni są patologiczni. Jeszcze bardziej zawęża się grono osób, które potrafią przyswoić fakt, że może być ksiądz, który błądził i robił złe rzeczy, ale który doświadczył przemiany wewnętrznej i stał się lepszym człowiekiem na przestrzeni czasu czy odwrotnie – może też być taki, który był niezwykle dobry i kochany dla ludzi, ale z różnych powodów się stoczył i zaczął błądzić.
Czyli nie dość, że coś nie jest czarno-białe to jeszcze się zmienia na przestrzeni czasu!
O, matko! No, ale wtedy nie wiadomo, czy być za czy przeciw. Kochać czy nienawidzić. Akceptować czy walczyć. A my przecież chcemy prostych i jednoznacznych wyborów, z którymi możemy spokojne spać bez grama wątpliwości. A jak już podejmiemy wybór i stworzymy sobie jakieś założenia, to chcemy się ich trzymać, a nie na bieżąco weryfikować czy coś się nie zmieniło.
Dla człowieka, który próbuje coś takiego ogarnąć tylko mentalnie czy emocjonalnie to jest to przytłaczające, ponieważ każda z tych sfer jest zbyt ograniczona, aby sobie z tym zadaniem poradzić. Dopiero wejście na poziom serca i Boskiej świadomości jest tym, co pozwala nam widzieć i rozumieć całą tą złożoność bez wysiłku. Ba, z tego poziomu okazuje się wręcz, że rzeczywistość jest bardzo prosta (ale nie prostacka!), a cała ciężkość, skomplikowanie i sprzeczności wynikały z odcięcia od Boskiej świadomości, która by nam to wszystko pięknie tłumaczyła.
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną, bardzo ważną rzecz.
Ludzie są na różnych etapach rozwoju. Większość z nich nie ma zbyt wysoko rozwiniętych cech, które pozwalałyby im postrzegać całą głębię rzeczywistości, więc oni MUSZĄ sobie wszystko upraszczać, aby jakoś sobie radzić. Świadomościowo są trochę jak dzieci i zachowują się jak dzieci. Oni mają prawo być na tym etapie, każdy z nas tam był w którymś momencie swojego istnienia.
Nie plujmy więc jadem i nie ziejmy nienawiścią do tych, którzy nie potrafią zobaczyć szerszej perspektywy, którą my możemy widzieć (pomijam tu już w ogóle kwestie tego, że sami też możemy być zaślepieni i nasza własna perspektywa wcale nie musi być jakoś bardzo lepsza). Nie ma sensu walczyć z tymi ludźmi i na siłę ich przekonywać do czegokolwiek, bo z ich perspektywy oznacza próbę zburzenia ich bezpiecznej rzeczywistości i włożenia ich do takiej, która ich przytłacza – zrozumiałe jest więc to, że będą emocjonalnie, a często wręczy agresywnie bronić swojego. Oni dosłownie walczą o swoje psychiczne przetrwanie.
Jeśli już coś ma sens to wspieranie edukacji i innych budujących działań na rzecz poszerzania świadomości, wspierania rozumu, dojrzałości emocjonalnej i tego typu rzeczy. Przepychanki i pyskówki przynoszą odwrotny efekt, ponieważ są dodatkowym źródłem negatywnych emocji, czyli tego, co cynicznie wykorzystują politycy. Walką i agresją tylko wspieracie to, co najgorsze w tym całym systemie! Najlepiej więc ani nie prowokować takich rzeczy, ani nie dawać się wciągnąć w to, co prowokują inni. Stawiajmy zdrowe granice i skupiajmy się na swoich sercach, zachowując szacunek do siebie, jak i również do innych ludzi, również tych o odmiennych poglądach politycznych (i nie tylko).
A, i żeby było jasne – nie nawołuję do bierności politycznej. Chcesz aktywnie wpływać na świat i politykę? Działaj, ale rób to z sercem i szacunkiem dla innych. Nawet jeśli ci inni nie potrafią szanować ciebie, to nie znaczy, że warto się zniżać do ich poziomu :)
Komentarze są zamknięte.