Osoby, które doświadczyły wiele złego ze strony innych (szczególnie, gdy miało to miejsce już w dzieciństwie, gdy dopiero kształtowało się nasze spojrzenie na świat i ludzi) często rozwijają w sobie mechanizm obronny, jakim jest dystansowanie się od ludzi. W końcu trzymanie się jak najdalej od tego, co postrzegamy jako źródło krzywdy i cierpienia jest dosyć naturalnym odruchem.

Problem w tym, że zamiast trzymać się z daleka od toksycznych ludzi, dystansujemy się od praktycznie wszystkich, ponieważ każdy „obcy” stanowi potencjalne zagrożenie. Straumatyzowana podświadomość może mieć tendencje do nadmiernie krytycznego oceniania ludzi. Z poziomu lęku prześwietla drugiego człowieka od góry do dołu i gdy tylko odkrywa, że „coś jest nie tak” (a kto nie ma żadnych wad, ograniczeń i gorszych stron?) to od razu traktuje to jako potencjalne zagrożenie, którego trzeba unikać. W skrajnych przypadkach buduje nawet bardzo negatywną ocenę całej osoby np. ktoś kto ma nierozsądne podejście w JEDNYM temacie, może od razu stać się „niedojrzałym idiotą”.

To wszystko zamienia się w taki nie do końca świadomy festiwal odrzucenia. Z jednej strony sami odrzucamy ludzi z byle powodu i nadmiernie dystansujemy się, a z drugiej mamy przekonanie, że to właśnie oni nas odrzucają, mimo naszych chęci do zbliżenia się (które też są, ale słabsze niż lęki i uprzedzenia, czego już możemy nie widzieć). To wszystko zaś prowadzi do kolejnych przykrych doświadczeń i coraz większych emocji, tym większych, im mniej jesteśmy świadomi własnego wkładu w taki przebieg zdarzeń.

Jednym z najważniejszych wniosków do jakich potrzebujemy dojść, będąc ofiarą takich schematów to jest to, że projektowanie na cały świat naszych katów i traum, jakich przez nich doświadczyliśmy jest niesprawiedliwe wobec tego świata.

Tak, ludzie mają wady i problemy, ale większość z nich nie przejawia ich w aż tak destrukcyjny i toksyczny sposób dla otoczenia jak to, czego mogliśmy doświadczyć ze strony osób, które nas straumatyzowały. Nie każdy, kto zachowa się jak dupek jest tym dupkiem przez większość swojego czasu. Nie każdy, kto sprawi ci przykrość, robi to z taką zawziętością i premedytacją jak toksyczny ojciec czy matka, którzy znęcali się nad tobą całymi latami. Ba, nawet bywa i tak, że ktoś ani nie zamierzał ani nawet nie wiedział, że sprawia ci przykrość – po prostu nie miał świadomości, że źle znosisz pewne rzeczy. To, że ktoś nie chce pójść z tobą do kina, nie znaczy, że w ogóle ciebie nie chce i ma cię w tyłku jak rodzice, którzy cię odrzucali przez całe życie.

Dopóki żyjemy w traumie może to być nas trudne, ponieważ nieuzdrowione emocje będą wciąż i wciąż przekręcać tego typu sytuacje i zdarzenia. Wymaga to już pewnego doświadczenia z pracy z własnymi emocjami, aby nauczyć się odróżniać stany zawężających świadomość emocji od obiektywnych faktów.

Jest też jedna, niezwykle ważna rzecz, którą warto zapamiętać. Jeśli byliśmy zbyt długo i zbyt mocno pochłonięci negatywnymi doświadczeniami, możemy nie dostrzegać i nie doceniać ogromu dobra, jaki ma dla nas ten świat i ludzie. W końcu nie znajdowało się ono za bardzo w polu naszej uwagi, w przeciwieństwie do cierpienia i przykrości, które nas latami dręczyły.

Będąc zbyt pochłonięci unikaniem zła, mogliśmy zapomnieć o szukaniu dobra.

Nieustannie tropiąc potencjalne zagrożenia, to właśnie je znajdujesz, to o nich myślisz, to one wywołują w tobie emocje. Im silniejsze są te mechanizmy, tym bardziej pogrążasz się w świecie toksycznych ludzi, zła, niesprawiedliwości i bezsensownego cierpienia. A to przytłacza i łamie twojego ducha na tyle, że zatracasz zdolność do dostrzegania i cieszenia się dobrem, pięknem i innymi cudownościami tego świata.

Stąd też prosty i niezwykle ważny wniosek. Nie pozwól, aby twoje cierpienie i toksyczni ludzie, którzy cię skrzywdzili, stali się całym twoim światem. Nie pozwól, aby zło, którego doświadczyłeś stało się powodem do unikania(czy wręcz negowania) dobra i dobrych ludzi.

Szukanie i wybieranie dobra ochroni cię znacznie bardziej niż wyszukiwanie i przygotowywanie się na zło. To pomoże uleczyć twoje rany, zmienić nastawienie na lepsze czy otworzy cię na pozytywniejsze doświadczenia. To właśnie szukanie i przyjmowanie dobra i miłości w sobie jest tym, co ma prawdziwą moc uzdrowienia.

A piszę to wszystko jako osoba, która była kiedyś kompletnie złamana i przytłoczona cierpieniem. Jako ktoś, kto doświadczył wiele złego ze strony ludzi i miał wszelkie powody, aby czuć lęk czy niechęć do nich. Dziś z całą pewnością mogę powiedzieć – nie opłaca się tracić tego całego dobra, jakiego można doświadczać w relacjach z ludźmi, z powodu garstki toksyków, która przewinęła się przez życie. Nawet po tak złych doświadczeniach, można otworzyć się na cudownych ludzi i wspaniałe doświadczenia pełne miłości z nimi :)

Komentarze są zamknięte.