Z założenia, gdy dwójka ludzi jest zainteresowana bliższą, romantyczną relacją – postanawiają stworzyć związek partnerski. Niestety w zbyt wielu przypadkach ignorowany jest drugi człon tego określenia, gdyż relacja ogranicza się po prostu do samego związku, już bez partnerstwa.
Co mam na myśli?
Sam związek to związanie swojego życia z drugim człowiekiem – wspólne mieszkanie, seks, spędzanie razem czasu, dzielenie wydatków, więź emocjonalna, itd. To wszystko jednak może być budowane zarówno na fundamencie partnerstwa, jak i kompletnym jego braku (lub też czymś pomiędzy, gdy to partnerstwo jest niepełne).
Związek „NIEpartnerski” to taki, w którym co najmniej jedna osoba nie jest chętna lub zdolna do postrzegania relacji z perspektywy „my, nasze”, a ogranicza się głównie do „ja, moje”. I tutaj przy okazji bardzo ważna uwaga – nie da się stworzyć partnerstwa jednostronnie. Zbyt wiele razy widziałem przypadki, gdzie jedna osoba wkładała ogromny wysiłek w próby tworzenia partnerstwa w relacji, gdy druga strona w ogóle nie była tym zainteresowana. To tak bardzo przeczy samej idei partnerstwa, o której sobie teraz co nieco powiemy:
Partnerstwo w związku to przede wszystkim założenie, że jesteśmy sobie równi, a nasze uczucia i potrzeby są tak samo ważne i tak samo zasługują na uwagę, zauważenie i uwzględnienie we wspólnych sprawach życiowych. To również otwarta i zdrowa komunikacja w ramach której obie strony mogą czuć się nie tylko wysłuchane, ale również mają świadomość, że ich potrzeby będą traktowane poważnie (a nie np. umniejszane, zbywane, ignorowane czy ośmieszane). Partnerstwo to także nieustanna współpraca w imię wspólnych spraw, potrzeb i pragnień – wspólne rozwiązywanie problemów, przekraczanie ograniczeń, realizowanie celów życiowych, wspieranie się i wzajemne uzupełnianie się. To równowaga w obdarzaniu się dobrem i wzajemnym uszczęśliwianiu się.
Generalnie sprowadza się ono do tego, że stawiamy naszego partnera na równi z samym sobą. Nasz własny interes nie jest ani wyżej, ani niżej niż interes partnera. Oboje jesteśmy tak samo ważni i oboje tak samo o to dbamy. I tu od razu podkreślę – jeśli ty stosujesz tą zasadę, ale partner już nie, to całość nie będzie działać. Wręcz automatycznie wpycha cię to do trybu traktowania siebie jako mniej ważnego niż partnera, bo jeśli jesteś w stanie ignorować jego egoizm związkowy, to znaczy że odkładasz na bok własne potrzeby. To jest gorzka pigułka do przełknięcia dla wielu osób, ale musimy sobie uświadomić, że nie można zmusić drugiego człowieka do tego, aby był pełnoprawnym partnerem, jeśli on tego nie chce lub nie potrafi i jednocześnie nie jest zainteresowany nauczeniem się.
Nie ma związku partnerskiego bez partnerstwa. To jest jedna z najbardziej fundamentalnych funkcji każdego zdrowego związku. Druga osoba może wnosić do twojego życia wspaniały seks, może być miła i pomocna, może cię przytulać i szeptać ci czułe słówka, ale jeśli nie potrafi przejawiać chociaż w podstawowym stopniu partnerstwa, to już nie mamy do czynienia z prawdziwym związkiem, a co najwyżej układem wspólnych zależności i korzyści (a najczęściej będzie to układ na którym jedna strona zyskuje więcej kosztem drugiej albo taki, w którym o wszystko trzeba się szarpać z partnerem).
Oczywiście wielu z nas ma swoje problemy i ograniczenia, więc nie zawsze potrafimy przejawiać jakiegoś super partnerstwa, ale to nie szkodzi. Tu nie chodzi o to, aby być idealnym partnerem, ale bardziej o szczerą chęć i zaangażowanie, aby takim partnerem się stawać. A tu wbrew pozorom też wiele nie trzeba, aby zauważyć, czy druga strona rzeczywiście ma chęć stania się dla nas jak najlepszym partnerem, czy po prostu kieruje się swoim egoistycznym interesem. Ta sensowna osoba będzie starała się cię wysłuchać i zrozumieć, będzie próbowała (z różnymi efektami, ale szczerymi chęciami) wprowadzać pozytywne zmiany w życie. Egoista z kolei będzie mydlił ci oczy pięknymi obietnicami bez pokrycia (życie to zawsze weryfikuje z czasem, bo zawsze widać różnicę między deklaracjami a czynami) albo będzie cię przekonywał do tego, że z jakiegoś powodu jego ograniczenia i wady będą musiały zawsze się przejawiać w niezmienionej formie. Może też umniejszać, ośmieszać czy zwyczajnie ignorować twoje potrzeby, albo zwyczajnie unikać rozmów. Od rozmów do realnego rozwiązania problemów jest jeszcze daleka droga, a jeśli ktoś nie jest zdolny nawet do samego rozmawiania o problemach, to w takiej relacji nie ma czego szukać – no chyba, że zadowala nas tkwienie w bylejakości i nie robienie z tym czegokolwiek przez całe życie.
Niestety wiele osób ma na tyle zaniżoną samoocenę czy traumy z dzieciństwa, które wypaczyły ich postrzeganie siebie i relacji, że są w stanie tworzyć związki, w których ignoruje się tak fundamentalne braki jak to, że partner nie jest zdolny do rozmowy o ważnych sprawach czy to, że jesteśmy jednostronnie eksploatowani przez człowieka, który tylko bierze, a prawie nic nie daje od siebie. Tutaj kluczowe jest budowanie szacunku i miłości do siebie, aby otworzyć się na naturalne odruchy naszego serca, które chce dbać o nasze dobro i szczęście, nie pozwalając na nadużycia wobec naszej osoby.
Nasz partner może być daleki od doskonałości, ale ta jego niedoskonałość nie może przejawiać się w taki sposób, abyśmy nie czuli się w ogóle ważni, kochani i bezpieczni przy nim. Tu oczywiście trzeba jeszcze wziąć poprawkę na to, że partner może być w porządku, ale to nasze zaburzone postrzeganie może wykręcać postrzeganie relacji. Jeśli czujemy pomieszanie i nie potrafimy sami już określić co jest w porządku, a co nie, to warto popracować terapeutycznie z kimś, kto pomoże nam poukładać sobie to wszystko. Tu przy okazji polecam siebie, bo ja bardzo lubię tematy okołozwiązkowe i związane z relacją ze sobą :)
Na koniec dodam jeszcze, że partnerstwo można i warto ćwiczyć już na poziomie relacji z samym sobą :)
Komentarze są zamknięte.