Od czasu do czasu spotykam się z twierdzeniem, że ktoś „ma już przepracowane dzieciństwo”, więc nie ma potrzeby już poruszać jakichkolwiek tematów z nim związanych. W dzisiejszym poście wyjaśnimy sobie dlaczego takie założenie zawsze będzie błędne :)

Zacznijmy od tego, że sam fakt zaliczenia wieloletniej terapii zakończonej odpuszczeniem sobie emocjonalnego stosunku do tego, co się tam działo, przebaczenie rodzicom i cała reszta wykonanej pracy nie oznacza jeszcze, że powinniśmy to dzieciństwo gdzieś zakopać i nigdy więcej nie tykać.

Wynika to z kilku powodów:

Po pierwsze – ze względu na warstwową strukturę emocji, wzorców i obciążeń, jakie mamy do przepracowania, a także skomplikowaną sieć powiązań pomiędzy poszczególnymi częściami naszej psychiki – mamy dostęp tylko do ograniczonej części całej naszej psychiki. Technicznie nie da się wyłuskać samego dzieciństwa, przepracować je od A do Z, a dopiero potem zająć się innymi tematami. Pierwsze lata naszego życia to budowanie się FUNDAMENTÓW naszej osobowości – i czy się nam to podoba czy nie, do tych fundamentów będziemy musieli wracać na wszystkich etapach naszej podróży. Choćby nawet po to, aby nadać pewien kontekst konkretnym wzorcom i lepiej zrozumieć, dlaczego coś się ukształtowało właśnie tak, a nie inaczej.

Po drugie – co to w ogóle znaczy „przepracować CAŁE dzieciństwo”? Chodzi o terapeutyczną pracę z każdą emocją, każdym doświadczeniem, każdym wzorcem związanym z dzieciństwem, jaki zostawił ślad w naszej psychice? Przecież to jest niemożliwe do wykonania i na szczęście – nie jest konieczne. No właśnie – cały myk polega na tym, że my nie jesteśmy w stanie, ani nie potrzebujemy przepracowywać CAŁEGO dzieciństwa. Pracujemy tylko nad jego FRAGMENTAMI, tymi, które mają znaczenie w danym kontekście.

Wiele osób popełnia tutaj pewien błąd, zakładając, że skoro wcześniej mieli emocje związane z dzieciństwem, które ich szarpały, a dzięki terapeutycznej pracy doszli do momentu spokoju i pogodzenia, to już to wszystko z głowy i nigdy nie muszą tego tykać. A prawda jest taka, że to jest tylko pewien etap całej pracy, oczywiście bardzo ważny i w wielu przypadkach trzeba lat, aby go osiągnąć, ale to absolutnie nie jest żaden koniec wszystkich końców :)

Oczywiście osoba, która rzeczywiście doszła do tego momentu – nie będzie miała żadnego problemu, aby zagłębiać jakiekolwiek tematy związane z dzieciństwem na potrzeby pracy z danym tematem, ponieważ ma do tego pełen luz i akceptację. Ci, którzy się bronią, twierdząc, że oni już nie mają siły tam wchodzić i nie godzą się na więcej – najwyraźniej nie mają tego tak przepracowanego jak sobie to wyobrażają. A to jest tylko oznaka, że tym bardziej powinniśmy się tym zająć.

Niektórzy czują bunt, że oni już nie chcą się więcej tym zajmować, bo oni już zrobili tak dużo, że to powinno wystarczyć. Nie wiem czy to jest próba wymuszenia czy szantażu na wszechświecie, ale niestety to tak nie działa, że możemy się na coś obrazić i ktoś tam z kosmosu machnie ręką, mówiąc: „dobra, odpuście mu to dzieciństwo, puście go dalej”. Niestety, ci co mieli najbardziej przerąbane, nie mają taryfy ulgowej, a wręcz przeciwnie – mają najwięcej roboty i najtrudniej im ona idzie z powodu licznych mechanizmów autosabotażu i autodestrukcji.

Sam jestem jednym z tych „szczęśliwców”, którzy mieli trudniej niż łatwiej. Wiem jak to jest, kiedy pierwsze 20 lat życia cię traumatyzuje do tego stopnia, że jako 19-latek jesteś wrakiem człowieka, który chce ze sobą skończyć, bo nie widzi dla siebie żadnej nadziei. Wiem jak to jest, kiedy kolejne kilkanaście lat życia poświęcasz głównie na odbudowę siebie, aby w ogóle NORMALNIE funkcjonować – w miłości, bez ciągłego lęku, radząc sobie z życiem. I wreszcie wiem, jak frustrujące jest, gdy po tym wszystkim, okazuje się, że znowu i znowu trzeba sięgać do dzieciństwa i coś tam jeszcze robić, ponieważ to wszystko to wciąż było za mało i pewne tematy wymagają więcej pracy.

No, ale co innego pozostaje? Obrazić się i nie robić nic? Wmawiać sobie, że ja już tak dużo zrobiłem to więcej nie powinno być potrzebne? Ja już lata temu doszedłem do etapu na którym poczułem ogólne pogodzenie i odpuszczenie emocji z dzieciństwa. Przez jakiś czas myślałem nawet, że nie będę musiał już tam zbyt wiele grzebać, ale z upływem czasu okazywało się, że ujawniają się emocje i traumy, które były zakopane na dużo głębszych pokładach psychiki, schowane pod wieloma warstwami innych rzeczy, które przepracowywałem wcześniej. Tak już to wszystko jest skonstruowane, że czasami trzeba wręcz długich lat pracy nad innymi tematami, aby przebić się do pewnych obszarów naszej psychiki, które wcześniej mogły być kompletnie niedostępne dla naszej świadomości.

Na pocieszenie mogę jedynie dodać, że na szczęście sama praca z tym wszystkim może się zmieniać diametralnie na plus. O ile pierwsze lata były dla mnie naprawdę trudne i nie wiem, czy miałbym siłę, aby to powtórzyć, to teraz wygląda to zupełnie inaczej. Większa świadomość, doświadczenie, lepsza relacja ze sobą, większa umiejętność poruszania się w swoich emocjach i obchodzenia się z nimi – to wszystko sprawia, że nawet wchodzenie w trudne traumy przypomina raczej spacerek w porównaniu z wcześniejszą walką o przeżycie. Jasne, czasami człowiek chciałby mieć to wszystko już z głowy i po prostu skupić się na niczym niezmąconym delektowaniem się życiem, ale na wszystko przyjdzie czas.

Trzeba po prostu robić swoje. A jak długo? Tak długo, jak będzie trzeba :)

Komentarze są zamknięte.