Jeśli chcemy skutecznie rozwiązywać wszelkie nasze problemy, warto nauczyć się niezwykle ważnej rzeczy, czyli… przyznawania się do problemów :)
Nie mam tu jednak na myśli takiego powierzchownego spojrzenia na temat – chodzi mi przede wszystkim o umiejętność spojrzenia na swoją odpowiedzialność za dany stan rzeczy. Jeśli mówisz, że twoim problemem jest np. frustrująca praca i niska pensja to tak naprawdę bardziej informujesz o skutkach problemu niż jego przyczynach. Prawdziwym problemem może być raczej to, że boisz się zmian i od lat tkwisz w tej samej pracy, albo to, że w ogóle siebie nie cenisz i nie pozwalasz sobie przyjąć lepszego wynagrodzenia.
Niektórzy ludzie mają bardzo złe skojarzenia lub wręcz traumy związane z braniem odpowiedzialności za własny wkład w dane zjawisko. Jeśli byłeś poniżany, karany czy bity za niewłaściwe działania i właśnie z tym kojarzysz „branie odpowiedzialności” to pewna część twojego umysłu będzie zachowywać się jak przestraszone dziecko, które nawet złapane na gorącym uczynku będzie się wypierać, że to nie jego wina („to kosmici zbili lampę”). Jeśli przeniesiesz ten mechanizm na relację z samym sobą (a tak się zazwyczaj dzieje) to wpadasz w ogromną pułapkę. Zamiast krótko i konkretnie nazywać rzeczy po imieniu, będziesz mataczył, kombinował, kręcił i robił cyrkowe sztuczki, byleby tylko nie przyznać, że masz problem i robisz coś źle.
A jeśli nie chcesz przyznać się do problemu i udajesz, że go nie ma, to nie możesz go rozwiązać. No bo jak naprawić coś, czego przecież oficjalnie nie ma? Zamiast skupić się na sednie sprawy i wdrażać właściwie działania naprawcze, będziesz próbował zmieniać zjawiska POZA SOBĄ, no bo przecież skoro to nie ty jesteś źródłem, to źródełko musi być gdzieś na zewnątrz. To oczywiście prowadzi do frustracji, ponieważ zewnętrzne zjawiska nie będą chciały się zmienić albo się zmienią, ale okaże się, że z jakiegoś niewyjaśnionego powodu nie prowadzi to do oczekiwanych rezultatów.
Nie zawsze jednak przerzucamy odpowiedzialność na zewnątrz. Czasami jest to bardziej cwane i trudniejsze do rozgryzienia, ponieważ może być tak, że będziemy się przyznawać do swoich problemów, ale nie tych co trzeba. Może być bowiem tak, że są tylko wybrane aspekty, których nie chcemy widzieć, więc będziemy ukrywać je przed sobą, zasłaniając się całą resztą (tzw. tematy zastępcze, które mają odwrócić uwagę). To często prowadzi do frustracji i taka osoba ma później wrażenie, że ona przecież już WSZYSTKO przepracowywała, ale z niezrozumiałych powodów temat dalej nie działa. No cóż, jeśli coś nie działa, to z pewnością nie było ruszone wszystko, a już na pewno nie doszło do uzdrowienia SEDNA.
W rozwoju duchowym tak naprawdę większość tematów, czysto teoretycznie nie wymaga jakiejś ogromnej pracy. Gdybyśmy byli w stanie zawsze od razu trafiać w samo sedno i byśmy zajmowali się tym sednem, to wszystko szłoby naprawdę szybko i sprawnie. Rzecz w tym, że realnie nie jest to dla nas takie proste i często jest tak, że jeśli jakiś temat zajął nam lata pracy, to w rzeczywistości wyglądało to tak, że przez lata przebijaliśmy się przez różne poboczne wątki i zastępcze tematy, dojrzewając stopniowo do tego sedna (po drodze budując inne ważne aspekty), a gdy już do niego dotarliśmy, to już była kwestia dni, tygodni czy miesięcy, aby zamknąć temat.
W pracy nad sobą, naprawdę ogromna część praktyki to tak naprawdę budowanie gruntu pod to, aby po prostu dopuścić do siebie i przyznać się przed sobą do różnych rzeczy, aby móc się z nimi skonfrontować i uzdrowić.
Niektórzy mylnie zakładają, że wchodząc na drogę rozwoju duchowego chodzi już tylko o to, aby czuć się coraz wspanialszym i cudowniejszym. Rzecz w tym, że w niektórych przypadkach przypomina to raczej trzeźwienie pijaka, który przed chwilą krzyczał, że jest królem świata, a teraz dociera do niego to, jak bardzo złamany, smutny i żałosny stan sobą reprezentuje. Wiele osób ma z tym ogromny problem, ponieważ mylą to z cofaniem się do tyłu. Myślą, że przyznając się do tego, jak duże problemy ze sobą jeszcze mają, dorzucają sobie jeszcze więcej pracy, a im się przecież już tak spieszy, bo tyle już przeżyli i nie mają siły czy czasu na grzebanie się w tym wszystkim. Rzecz w tym, że zakłamywanie faktów nie zmienia stanu faktycznego, a w praktyce tylko wydłuża cały czas, bo popycha nas w działania iluzoryczne, zamiast takich, które przyniosłyby wymierne korzyści.
Uświadamianie sobie, że jest z tobą gorzej niż ci się wydawało jest praktycznie nieodłączną częścią rozwoju. Po to właśnie poszerzasz samoświadomość, aby lepiej i głębiej rozumieć co się z tobą dzieje, do czego jesteś dostrojony i co sobą reprezentujesz (a gdyby miały to być same oświecone energie, to nie byłoby w ogóle tematu). Nie ma nawet takiej opcji, żebyś już miał pełną świadomość swoich problemów i ograniczeń. Jeśli zbudujesz przynajmniej podstawy dobrej relacji ze sobą, to nie będzie to dla ciebie wielki problem. Ja osobiście to nawet ulgę czuję, jak do mnie dotrze coś nowego o tym, jakie mam jeszcze problemy ze sobą, ponieważ za tym idzie głębsza świadomość przyczyn moich problemów i dużo łatwiej jest mi ukierunkować właściwe działania. Już dawno nauczyłem się nie przywiązywać do wizji tego, na ile jestem oświecony/zaburzony. Lata rozwoju nauczyły mnie, że nie ma sensu nawet próbować umiejscawiać siebie w konkretnym miejscu drogi „od zera do oświeconego bohatera”, ponieważ ta perspektywa ciągle się zmienia wraz z poszerzającą się samoświadomością. Nigdzie się nie spieszę, więc nie załamuje mnie to, że po raz kolejny okazało się, że mam z czymś większy problem niż wcześniej chciałem przyznać. I tak nie nastawiam się na jakieś konkretne ramy czasowe, tylko po prostu wychodzę z założenia, że wszystko będzie w swoim czasie. Takie nastawienie daje mi przestrzeń i luz, a nawet gdy jestem już zmęczony (jak się całe dzieciństwo było traumatyzowanym, a potem kolejne kilkanaście lat życie głównie się inwestowało w odbudowywanie siebie i swojego życia, to ciężko czasem nie być zmęczonym tym wszystkim), to po prostu akceptuje to, że coś się wydłuża, bo wychodzą jeszcze kolejne i kolejne warstwy problemu.
Ego nie cierpi nazywania rzeczy po imieniu, ponieważ to oznacza wpuszczanie świadomości, a świadomość jest tym, co rozpuszcza ego :)
Komentarze są zamknięte.