Zadowolenie jest niezwykle ważnym uczuciem, które często jest pomijane lub bagatelizowane na duchowej drodze. Tymczasem jest to jedno z najważniejszych uczuć, które ma ogromny wpływ na skuteczność kreacji w każdym aspekcie życia, a także całokształt naszego samopoczucia!

Większość z nas jest przyzwyczajona do warunkowania zadowolenia. Normalnym jest to, że jak jest nam dobrze i wszystko idzie z zgodnie z naszymi założeniami to jesteśmy zadowoleni, a jak jest źle i coś nie idzie, to jesteśmy niezadowoleni. Wydaje się proste i logiczne, prawda? Normalnie może ten system nie powoduje jakiegoś wielkiego problemu w naszym życiu, ale wszystko się komplikuje gdy powody do niezadowolenia zaczynają przeważać. Niezadowolenie jest nastawieniem, które nie sprzyja kreacji, wspierając raczej złość, rozczarowanie, frustrację i tego typu emocje, które jeśli są fundamentem danego działania – rzutują na to, jak wygląda efekt końcowy. Łatwo się domyślić, że im bardziej zasilamy nasze działania i kreacje niskimi emocjami, tym gorsze są efekty. A to z kolei nakręca kolejne fale niezadowolenia, które jeszcze bardziej pogarszają kolejne działania i kreacje, co nakręca niekończącą się spiralę nieszczęść (niekończącą się dopóki się nie otrząśniemy i nie powiemy „stop”).

Mówiąc w skrócie – im bardziej jesteś niezadowolony, tym więcej będziesz sobie (niecelowo) tworzyć powodów do jeszcze większego niezadowolenia.

Niezadowolenie karmi wiele negatywnych zjawisk, takich jak choćby rezygnację (po co próbować, skoro i tak będzie źle), negatywne uprzedzenia (jeszcze tego dobrze nie sprawdzisz, ale ty już „wiesz”, że coś jest beznadziejne) czy tworzenie gruntu pod choroby i inne negatywne emocje. Generalnie działa ono destrukcyjnie na całą naszą psychikę oraz organizm, nie przynosząc w zamian ŻADNYCH korzyści.

Większość z nas na szczęście ma jeszcze jakieś granice i na ogół nie okładamy pięściami wszystkiego co nas wkurza, frustruje czy rozczarowuje. Często jednak rekompensujemy sobie emocjonalnym okładaniem danego zjawiska, sytuacji czy osoby poprzez właśnie okazywanie (zarówno na zewnątrz, jak do wewnątrz) naszego niezadowolenia. Niezadowolenie jest niczym innym jak po prostu emocjonalną przemocą wobec siebie lub otoczenia i nazwanie tego po imieniu jest niezwykle ważne, aby choć w minimalnym stopniu zmniejszyć poczucie, że to absolutnie „nic takiego”. Niezależnie od tego, czy nasze niezadowolenie przybiera formę bardziej aktywną (np. narzekanie i wyzywanie) czy pasywną (np. foch, dystansowanie się) jest ono toksycznym, przykrym, wyniszczającym zjawiskiem, które przypomina czarną dziurę wysysającą wszystko co dobre, radosne i szczęśliwe.

Okazjonalne niezadowolenie to jeszcze nie koniec świata. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i to oczywiste, że mamy różne emocje. Problemem jest przede wszystkim chroniczne niezadowolenie, czyli ciągłe i ciągłe karmienie tej emocji przy każdej okazji i z byle powodu.

Musimy mieć świadomość, że nawet gdy podejmujemy z założenia dobre i korzystne działania (np. wchodzimy w rozwój duchowy, aby sobie poukładać w życiu), ale robimy to na fundamencie silnego niezadowolenia, to niestety ono będzie bardzo nam sabotować wszelkie efekty tych działań. To nie znaczy oczywiście, że jesteśmy w takim razie w pułapce bez wyjścia. Wyjście zawsze jest, ale jak to zwykle bywa – wymaga ono chociaż odrobiny dobrej woli i elastyczności, aby pozwolić sobie sięgnąć po coś innego niż to, co znaliśmy do tej pory.

Zadowolenie czy niezadowolenie to nie jest żadne fatum. To zawsze jest nasz WYBÓR. Jeśli dostanę podwyżkę w pracy to ja sam wybieram czy się z niej cieszę czy może pielęgnuję niezadowolenie, myśląc o tym, że przecież mogłem dostać więcej. Są ludzie, którzy zarabiają 4 tys. netto i są niezwykle szczęśliwi, a są ludzie, którzy zarabiając 20 tys. czują się biedni i poszkodowani. Jeśli się teraz nad tym zastanowimy, to w jaki sposób miałoby być ustalane od jakiej kwoty można być zadowolonym i szczęśliwym? Czy to jest gdzieś odgórnie zapisane? Oczywiście, że nie, ponieważ tu zawsze chodzi o nasze założenia, które sami sobie ustalamy (często nieświadomie, podpinając się pod wzorce rodzinne i społeczne).

Wiele osób by mnie pogryzło, gdybym powiedział, że można być zadowolonym żyjąc w Polsce i zarabiając nawet minimalną krajową. Ale jeśli spojrzymy szerzej na to jak żyje cała ludzkość, to okazuje się, że co najmniej kilka miliardów ludzi rozpłakałoby się ze szczęścia, gdyby mogło tak żyć jak typowy Polak za minimalną krajową. Piękny kraj, bezpieczny, z dość silnym socjalem (nie tak łatwo wylądować na ulicy), rozwijająca się gospodarka, wolność jednostki (o tym często zapominamy!) i wiele innych. Oczywiście są też minusy – jak wszędzie! Oczywiście, zawsze można się porównywać do najbogatszych gospodarek świata i płakać, że w USA lepiej zarabiają. To jest jednak nasz wybór. Czy chcę docenić to co mam (a mam dużo) i być z tego zadowolonym, czy wybieram frustrację, że przecież można mieć więcej i lepiej (cokolwiek byś nie miał, zawsze można mieć więcej i lepiej, więc teoretycznie zawsze można być niezadowolonym).

Tutaj niezgodę mogą czuć osoby, które są nauczone działania tylko pod wpływem niezadowolenia. Oni myślą, że jak powiem, że można być zadowolonym zarabiając minimalną krajową to automatycznie oznacza, to że w pełni się na to godzę, pozostaję bierny i niczego już w życiu nie zmieniam. Absolutnie nie – ta kwota jak najbardziej może być niewystarczająca dla wszystkich moich potrzeb i mogę nawet bardzo chcieć znacznie więcej, ale mimo to mogę być przecież zadowolony z tego, co już mam. Tutaj nie ma żadnej sprzeczności. Jak najbardziej można i warto być zadowolonym nawet z cząstkowych korzyści, gdy stanowią one jeszcze tylko małą część tego do czego dążę i czego pragnę. Mogę również być zadowolony nawet, gdy nie wszystko mam i nie wszystko idzie tak, jak tego chcę. To nie jest oczywiście wtedy takie pełne zadowolenie, ale lepsze cząstkowe zadowolenie niż pełna frustracja.

To otwiera na bardzo zdrowe i korzystne działanie z poziomu zadowolenia w myśl zasady: „cieszę się z tego, co już mam i z radością otwieram się na jeszcze więcej”. Ah, jak to wspiera kreację, gdy narzekanie, marudzenie i czarnowidztwo zastępujemy luzem, spokojem, akceptacją, radością i zadowoleniem. To jest zupełnie inny poziom działania. A jak poprawia się samopoczucie i komfort życia z samym sobą! :)

Komentarze są zamknięte.