Wzorce odrzucenia to jak sama nazwa wskazuje – zbiór podświadomych emocji, przekonań, oczekiwań i nastawień zbudowanych wokół wizji siebie jako osoby niechcianej, niekochanej, pomijanej, niepotrzebnej, nieatrakcyjnej, nieważnej, itp. itd. Sama otoczka i detale mogą się tutaj mocno różnić, ale generalnie prowadzi to wszystko do jednego – bycia odrzucanym przez ludzi (zarówno w konkretnych rolach i sferach życia, jak i całościowo).
Tak, jak przy każdym innym temacie – praca nad uzdrowieniem powinna zostać zbudowana na dwóch głównych filarach:
1. Konfrontacja i uwalnianie traum oraz wszelkich negatywnych wzorców, emocji i wyobrażeń.
2. Dostrajanie się i ugruntowywanie pozytywnych uczuć oraz nastawień.
Jeśli jednak mamy bardzo silne wzorce odrzucenia to tutaj bardzo łatwo o doprowadzenie do stanu nierównowagi pomiędzy tymi dwoma filarami.
Po prostu dużo łatwiej jest nam grzebać w naszych traumach i negatywnych emocjach, ponieważ to pozwala „napawać się” naszym odrzuceniem. Dla podświadomości wykrzywionej długotrwałym bólem odrzucenia dużo naturalniejsze będzie zanurzanie się raz za razem we wspomnieniach tego całego bólu niż odstrajanie się do jakże abstrakcyjnej wizji bycia chcianym i kochanym.
Można wręcz powiedzieć, że kiedy schodzimy do tych bolesnych wspomnień, czujemy że jesteśmy na swoim miejscu – w krainie porzucenia i niekończącego się cierpienia. Jakaś część nas może być wręcz przekonana, że właśnie tak będzie wyglądał nasz rozwój duchowy, ponieważ miłość i sukcesy to są dla innych, ale przecież nie dla nas. Podświadomość jest przekonana, że standardowo zostanie pominięta albo zwyczajnie jest niegodna uzdrowienia, więc dla niej pozostaje tylko rozpaczliwe babranie się w bólu. W końcu to oczywiste, że Bóg nas zostawi w tym cierpieniu, będąc zbyt zajętym uszczęśliwianiem wszystkich wokół, tylko nie nas samych.
Tak właśnie działają w praktyce wzorce odrzucenia, którymi może przesiąknąć nasz rozwój duchowy, co w efekcie sabotuje jakąkolwiek poprawę naszego losu. Do tego doprowadzamy, jeśli nasza duchowa praktyka kręci się w większej części wokół analizowania traum, a drugi filar budowania pozytywów pozostaje zaniedbany. Intensywna praca nad traumami nie musi oczywiście być niczym złym, ale TYLKO jeśli równie mocno angażujemy się w ugruntowanie pozytywnych uczuć i wzorców.
A co warto robić w ramach tego drugiego filaru?
W przypadku wzorców odrzucenia potrzebujemy przede wszystkim przebudowywać (zarówno mentalnie, jak i uczuciowo) wizję samego siebie w oczach tego świata, Boga czy ludzi. Jeśli wzorce odrzucenia stanowiły bardzo dużą część naszej dotychczasowej tożsamości, to z reguły nie wystarczą tylko ogólniki typu: „jestem chciany, kochany, atrakcyjny, itd”. choć nad nimi też warto się pochylić i wplatać je w różnych momentach pracy z tematem.
Często do przebudowania będą ogromne części naszej całej samooceny, więc trzeba podejść do tematu stopniowo, czasami zajmując się tylko specyficznymi fragmentami. Warto więc rozbić temat na poszczególne sfery życia, np. praca, związek partnerski, ogólne relacje z ludźmi, relacje rodzinne, relacja z Bogiem, itd.
Dla ułatwienia spójrzmy na kilka przykładów tego, co można afirmować w ramach tego podziału:
PRACA:
– Jestem wartościowym pracownikiem, ludzie chętnie dają mi zatrudnienie
– Ludzie chcą i lubią ze mną pracować
– Mogę być zauważany i doceniany jako pracownik, są dla mnie podwyżki i premie
ZWIĄZEK
– Jestem chciany jako partner w związku
– Istnieją atrakcyjne dla mnie kobiety, które postrzegają mnie jako atrakcyjnego mężczyznę
– Jest dla mnie miłość i bliskość
– Ten świat ma dla mnie dostatecznie dużo ludzi, którzy naprawdę chcą mnie kochać
– Mogę doświadczać ciepła, życzliwości i szacunku w relacjach z kobietami.
Takich większych i mniejszych wyobrażeń do zmienienia może być naprawdę dużo, dlatego warto być cierpliwym i nie szukać dróg na skróty, próbując przeforsować sukces poprzez siłowe przepychanie tych najogólniejszych afirmacji.
Tutaj przy okazji warto podkreślić, że afirmując rzeczy tego typu, nie tworzymy sobie nierealistycznej wizji świata, w której to WSZYSCY ludzie traktują nas tak pozytywnie. Chodzi o poczucie, że generalnie są tacy ludzie i takie miejsca, gdzie właśnie tak może być i to nawet nie musi stanowić większości. W niektórych przypadkach może to być nawet niewielka nisza, ale jeśli to zaspokaja nasze potrzeby, to nie ma znaczenia reszta świata. Przykładowo możesz nie być specjalnie atrakcyjny seksualnie dla większości kobiet, ale przecież nie będziesz i tak uprawiać seksu z całą populacją, więc jakie to ma znaczenie? Chodzi o to, aby zawsze była ta jedna, która niesamowicie cię pragnie i z którą można tworzyć wartościową relację. A reszta niech sobie szuka kogoś innego, jak im nie pasujesz i tyle :)
Niestety dużo ludzi lubi karmić swoje wzorce odrzucenia takimi głupimi porównaniami: „skoro nie podobam się konkretnej grupie kobiet, to znaczy, że jestem uniwersalnie nieatrakcyjny”. To jest strasznie krzywdzące i niesprawiedliwe, w dodatku oparte na zero-jedynkowym myśleniu.
Dlatego tak ważne jest to, aby nie wpadać w zachłanność, która jest częstym skutkiem długotrwałego niezaspokojenia. Powinniśmy budować wizję siebie jako osoby chcianej w skali adekwatnej do realnych potrzeb. Chodzi o świadomość, że do pełni szczęścia wystarczy nam być chcianymi tylko tam, gdzie jest to ważne i na tyle, na ile jest to ważne. Jeśli pozwolimy sobie to dostać, to przestanie nas ruszać fakt, że jest tak wiele przestrzeni i relacji w których nie będziemy chciani, bo nie będzie miało to żadnego znaczenia :)
Komentarze są zamknięte.