Przebaczam sobie, przebaczam mamie, tacie… Afirmacje przebaczające są nieodłącznym elementem pracy nad sobą przy wielu tematach, szczególnie na początku, gdy mamy w sobie jeszcze wiele żalu, pretensji czy poczucia skrzywdzenia.

Zazwyczaj nie zastanawiamy się czym przebaczenie jest, tylko afirmujemy je, bo wydaje się, że jest to oczywiste. Czy aby na pewno?

Wiele osób ma problem z przebaczaniem, ponieważ uważają, że ich „oprawca” na takowe nie zasłużył. Takie podejście świadczy o kompletnym braku zrozumienia dla tego, czym przebaczenie jest i czemu służy.

Najważniejszą rzeczą, jaką trzeba zapamiętać to jest to, że przebaczając nie robimy nikomu łaski, ponieważ robimy to całkowicie dla siebie!

Dusząc w sobie złość, pretensje, żal, nienawiść, potrzebę zemsty czy inne chore emocje krzywdzimy przede wszystkim siebie. To blokuje naszą energią, zamyka nas na Boskie uczucia, zadaje nam ból, tworzy podatność na niskie energie, wpędza w choroby i powoduje wiele innych nieszczęść.

Przebaczenie jest odpuszczeniem, zwróceniem sobie wolności od tego całego balastu. Przebaczając to sobie samym przynosimy ulgę, wolność i przestrzeń na Boskie uczucia najwyższej jakości.

Samo przebaczenie oparte jest na AKCEPTACJI. Akceptacja nie oznacza bierności, ona oznacza to, że przestajemy się szarpać z tym, CO I TAK JEST. Jeśli da się zdziałać coś tak, żeby było lepiej to to robimy, a jeśli się nie da, to żadne szarpanie się ani negatywne emocje tego nie zmienią.

Schody pojawiają się wtedy, kiedy chcemy dowalić naszemu oprawcy, gdy chcemy żeby się źle czuł z powodu naszych emocji, gdy chcemy mu coś udowodnić czy wymusić na nim. Wtedy wpadamy w pułapkę niskich emocji, które w pierwszej kolejności będą wyniszczać nas, a dopiero potem tą drugą osobę.

Tutaj trzeba sobie uświadomić, że chęć przejścia z roli ofiary do roli kata jest drogą donikąd. To ani nie przyniesie uwolnienia, ani nie zatrzyma tej karuzeli wzajemnego wyniszczania się.

Niezależnie od tego jak bardzo nie zostaliście skrzywdzeni – to nie jest warte tego. Zadbajcie o siebie, olejcie oprawcę i skupcie się na tym, co Wam samym przyniesie ulgę. A tą ulgą będzie właśnie pozwolenie sobie na zwrócenie sobie wolności od przeszłości, od ran, emocji i bólu.

Dopóki nie przebaczycie swoim oprawcom, dopóty będziecie ich emocjonalnymi niewolnikami!

Nie róbcie też z siebie karmicznych sędziów, bo się tylko na tym sparzycie. Prawo karmy działa samoistnie, oprawca poniesie konsekwencje zgodnie ze swoją świadomością i intencjami. To nie jest Wasza sprawa, bo to jego przestrzeń, jego intencje, jego konsekwencje.

Wy jako osoby emocjonalnie zaangażowane, mające własne filtry i ograniczenia, widzące sprawę z własnej perspektywy, z pewnością nie sprawdzicie się w roli bezstronnych, sprawiedliwych sędziów. :) Jeśli ten człowiek np. złamał prawo to niech rozlicza go policja i sąd, Wy tego robić nie musicie.

Niech ten człowiek żyje po swojemu, niech sobie robi co chce, niech myśli co chce. Wy róbcie swoje, żeby zadbać o siebie czy swoich bliskich, ale do tego nie jest potrzebna nienawiść czy zemsta, a miłość do siebie i asertywność.

Stawiając na pierwszym miejscu swoje dobre samopoczucie i szczęście z pewnością nie będziecie mieli problemów z odpuszczeniem i przebaczeniem. Przebywanie w miłości jest po prostu zbyt przyjemne i budujące, żeby marnować to na rzecz emocjonalnych gierek z innymi ludźmi.

Komentarze są zamknięte.