Z okazji Dnia Dziecka chciałbym życzyć wszystkiego najlepszego wszystkim Ukochanym Dzieciom Boga :)
Dzisiejszy dzień jest dobrym pretekstem, aby zadbać o potrzeby swojego wewnętrznego dziecka i trochę rozpieścić siebie. Tutaj jednak warto mieć na uwadze to, że wbrew temu co mogą polecać ludzie podchodzący nieco bardziej powierzchownie do tematu – nie chodzi o to, aby ulegać infantylnemu dziecku i spełniać jego każdą, nawet najgłupszą zachciankę. Zjedzenie dwóch kilogramów czekolady na obiad nie będzie raczej najmądrzejszym pomysłem, nawet jeśli jakiś głos z zewnątrz się jej domaga :)
Warto spojrzeć z szerszej perspektywy na cały ten koncept wewnętrznego dziecka. Ja osobiście wewnętrznym dzieckiem nazywam po prostu te części naszego umysłu, które zatrzymały się na etapie dziecka z powodu zamrożenia emocji, traum czy innych zaburzeń rozwoju. Są to te części nas, które nie miały możliwości prawidłowo dojrzeć z powodu tego, co nas spotykało.
I teraz naszym zadaniem jest zbliżenie się do tych dziecięcych części naszej osobowości, ale to nie znaczy, że mamy je zaraz posadzić za kierownicą i dawać sterować całym życiem, bo to krótka droga do katastrofy :) Nie, my potrzebujemy podejść do tego dziecka z perspektywy dojrzałego rodzica (a przynajmniej dojrzewającego, gdy jesteśmy dopiero w tym procesie) i poprzez traktowanie tego dziecka tak, jak ono powinno być traktowane od początku (a nie było, stąd cały problem) pozwolić mu przejść ten proces dojrzewania, aby dziecko mogło przetransformować się w dojrzałego dorosłego. Oczywiście w tym przypadku już nie musimy czekać kilkunastu lat, ponieważ nie opóźnia nas kwestia fizycznego rozwoju (ten się już tak czy siak zadział), więc pewne procesy mogą zajść znacznie szybciej, choć też niekoniecznie z dnia na dzień.
Z tego wszystkiego wynika prosty wniosek – wewnętrznym dzieckiem nie zajmujemy się po to, aby pielęgnować tą perspektywę i w niej utykać, ale aby ją wznieść na wyższy poziom – dojrzałego dorosłego. I zanim się ktoś oburzy – dorosłość wcale nie wyklucza spontaniczności, głośnego śmiechu, zabawy i beztroski! Właśnie w tym cała rzecz, aby nauczyć się przejawiać to wszystko z poziomu dorosłego, bez konieczności sięgania po infantylność dziecka. Wtedy możemy przejawiać to jeszcze szerzej, ponieważ dorośli z założenia mogą więcej niż dzieci, a przy okazji nie musimy się dosłownie cofać w rozwoju do wieku 5 lat, co raczej też nie jest wskazane ani jakoś dobrze odbierane przez otoczenie :)
Warto na swoje dzieciństwo spojrzeć z uśmiechem, ale też pozwolić mu odejść bez żalu, zauważając że jako dorośli nic nie tracimy, a wręcz przeciwnie – mamy znacznie więcej wolności, możliwości, zasobów czy praw.
Wracając do wspomnianego na początku zadbania o potrzeby wewnętrznego dziecka – mając to wszystko na uwadze, zróbmy po prostu coś, sprawi przyjemność tej dziecięcej części nas, ale jednocześnie zbliży nas do dojrzałości poprzez zaspokojenie czegoś ważnego, odpuszczenie, wysłuchanie czy obdarzenie pozytywnymi uczuciami. Na pytanie, czego dokładnie twoje własne wewnętrzne dziecko potrzebuje, to już możesz odpowiedzieć tylko ty sam, gdy się w nie po prostu wsłuchasz :)
PS. Na zdjęciu ok. 6-letni Łukasz, który miał mnóstwo frajdy biegając z foliówką na kiju :)
Komentarze są zamknięte.