Wszyscy pragniemy realizacji naszych marzeń i własnej wizji życia, ale ile realnie poświęcamy czasu i zaangażowania, aby do tych celów rzeczywiście dążyć?

Większość ludzi jest przyzwyczajona do postrzegania marzeń jako czegoś nierealnego, bajkowego – czegoś o czym czasami miło pomyśleć, ale potem przecież trzeba wrócić do tzw. „szarej codzienności”. Takie nastawienie sprawia, że marzenia rzeczywiście pozostają w sferze marzeń – ciężko żeby miały się urzeczywistnić, jeśli nawet nie traktujemy ich poważnie, jako realnej opcji na nasze życie.

Niektórzy pozwalają sobie uwierzyć w to, że ich marzenia mogą się ziścić, ale sama wiara choć jest pewnym krokiem do przodu, zdecydowanie nie wystarczy w większości wypadków. Potrzebne jest jeszcze działanie, a często nawet duża ilość działania i to nieraz w kontekście przeszkód, trudności, przekraczania własnej strefy komfortu i radzenia sobie z wieloma, wieloma sprawami.

Nie bez powodu ambitniejsze marzenia realizują nieliczni – to naprawdę często wymaga wiele samozaparcia i nie poddawania się mimo przeszkód i trudności. Oczywiście nie zawsze musi być ciężko trudno i żmudnie, ale powiedzmy sobie szczerze – jako nieoświecone istoty z licznymi zaburzeniami i ograniczeniami, żyjące w tym nieoświeconym i niespecjalnie wysokowibracyjnym świecie, zazwyczaj super łatwo nie mamy. Można się na to wkurzać, ale to jest bez sensu – jest jak jest i trzeba zaakceptować ograniczenia, jeśli mamy w ogóle cokolwiek sensownego osiągać. Poznałem już sporo osób, które nie chciały tego przyjąć do wiadomości i całymi latami szukały tej ŁATWEJ, niewymagającej drogi – a to się zawsze kończy kręceniem się w kółko i rozczarowaniem, a ostatecznie porzuceniem swoich planów (chyba, że ktoś otrzeźwieje po drodze i postanowi wziąć się w garść). Sprawy też nie ułatwiają duchowi biznesmeni, którzy zarabiają na sprzedawaniu szybkich i łatwych rozwiązań (tam gdzie jest popyt, jest i podaż), tylko wzmacniając przekonanie, że da się oszukać system i pójść na skróty.

Moi drodzy, piszę to sam z pewnym bólem, ale niestety skrótów nie ma :) Są tylko drogi w bok, które kuszą ładnie przygotowaną scenografią, ale na końcu okazuje się, że są to ślepe uliczki, a piękne pałace były jedynie kartonowymi makietami.

Aby realizować swoje prawdziwe marzenia, musimy się mierzyć ze swoimi własnymi ograniczeniami, wzorcami, nawykami, traumami i całą resztą bagażu, który stoi nam na drodze. Jak coś nas ogranicza to nas ogranicza i nie przestanie dopóki czegoś z tym nie zrobimy. A zrobienie „czegoś” to nigdy nie jest kwestia kilku pstryknięć palcem, tylko często złożone, wielowątkowe procesy, które wymagają czasu, zaangażowania, cierpliwości, mierzenia się z własnymi demonami i słabościami.

To wszystko jest wyzwaniem, a my siłą rzeczy nie zawsze będziemy wychodzić z tego zwycięsko. Będą chwilę słabości, upadki, rezygnacja, granie na czas, ucieczka, szukanie tematów zastępczych, rozpacz i bezsilność, frustracja, pot i łzy (zazwyczaj bez krwi :D), zmęczenie i wiele innych niełatwych doświadczeń. To nie będzie cały czas (a przynajmniej nie powinno), ale będzie się zdarzać, raczej nikt nie uniknie takich chwil.

Nie piszę tego, aby Was straszyć. Wręcz przeciwnie – chodzi właśnie o to, aby się nie bać tego wszystkiego. Takie doświadczenia choć niełatwe, również kształtują nasz charakter. To ważne, aby nauczyć się radzić sobie i odnajdywać się w obliczu trudności, tak aby ich nie unikać, tylko mierzyć się z nimi z coraz większym luzem i pewnością. Im bardziej ukształtuje się nasza wiara w nas samych i nasze możliwości (a to zaufanie może zbudować się tylko poprzez praktyczne doświadczenia), tym łatwiej będzie się nam mierzyć z kolejnymi trudnościami. Z kolei unikanie trudności i wyzwań może tylko pogłębiać nasze lęki przed konfrontacją, zmuszając nas do coraz większego samoograniczania się na każdym polu.

Sięganie po marzenia i działanie to naprawdę piękny proces, nawet gdy jest okupiony wysiłkiem i łzami. Dla mnie realizacja każdego marzenia jest inwestycją, ponieważ nawet jeśli wymaga ode mnie lat żmudnej pracy, które momentami przypominają walenie głową w mur – niesamowicie mnie to rozwija. Wręcz im większy i trudniejszy temat i im więcej przeszkód po drodze, tym większa satysfakcja – nie dlatego, że było trudno i ciężko, ale z powodu świadomości, jak wiele własnych ograniczeń udało mi się przekroczyć, aby dojść do celu. Nawet jeśli coś zajęło mi lata, to sam fakt rozbicia po drodze dziesiątek ograniczających wzorców i mechanizmów jest bezcenny, jest to często nawet większa wartość niż sama realizacja danego celu.

Komentarze są zamknięte.