Wykonując taką, a nie inną pracę siłą rzeczy jestem narażony na to, że od czasu do czasu spotykają mnie, delikatnie i dyplomatycznie to ujmując – sytuacje nietypowe, generowane przez nieprzeciętne jednostki :) Nie mam w zwyczaju publicznie pisać o takich sprawach, bo zazwyczaj nie niosłoby to za sobą żadnego pożytku, ale ostatnio odbyłem rozmowę, która zainspirowała mnie do pewnych przemyśleń, trochę też mi pokazała jaką drogę przeszedłem przez te wszystkie lata pracy z ludźmi.

Byłem akurat umówiony z jednym z moich klientów na sesję wypalania węzłów i czekałem na telefon od niego. Dosłownie minutę czy dwie przed czasem telefon dzwoni, ale z obcego numeru – pomyślałem, że może klient zmienił numer, więc na wszelki wypadek odbieram. Wita się ze mną i przedstawia jakaś pani, ja mając nadzieję, że może uda się szybko ustalić w czym sprawa, pytam w czym mogę pomóc, ale z odpowiedzi wynika, że pani chce porozmawiać, więc szykuje się dłuższa rozmowa. Grzecznie więc informuje ją o sytuacji, że akurat jestem umówiony na pracę z klientem, który dosłownie w każdej chwili ma zadzwonić i proponuję, że skontaktuję się z nią, jak tylko skończę sesję. Ustalamy chwilę szczegóły i ku mojemu zdziwieniu ona dalej próbuje coś do mnie mówić, więc jeszcze raz podkreślam, że naprawdę muszę kończyć, bo nie chcę blokować linii, a klient już pewnie próbuje się dodzwonić do mnie. No i tutaj pojawiła się pierwsza czerwona lampka, gdy w odpowiedzi usłyszałem, że ona będzie dalej mówić, bo mi się pojawi powiadomienie na telefonie jak ktoś będzie dzwonił. Trochę mnie to zszokowało, bo jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby dwukrotne wyrażenie braku czasu i przestrzeni na rozmowę miało nie wystarczyć do jej zakończenia. Wyjaśniam więc pospiesznie, że ja nie wiem czy na moim telefonie takie powiadomienie się pojawi, poza tym porozmawiamy na spokojnie później i już chcę się rozłączyć, gdy ona rzuca: „A mogę tylko szybko powiedzieć jeszcze jedną rzecz?”. Trochę mi wszystko opadło, ale zgadzam się pod warunkiem, że będzie to naprawdę szybko:
„- Zna pan może X (tutaj imię i nazwisko jakieś kobiety, którego nie zapamiętałem)
– Nie, pierwsze słyszę.
– A więc X jest amerykańską specjalistką, która zajmuje się… – samo zdanie zostało wypowiedziane w maksymalnie niespieszny sposób i brzmiało jak początek bardzo długiego wstępu do jeszcze dłuższej opowieści. W tym momencie miałem już pewność, że osoba po drugiej stronie nie ma żadnego szacunku do mojego czasu, więc przerwałem monolog w pół zdania, informując, że zadzwonię później i się rozłączyłem.

Po sesji przyszedł czas na to, aby oddzwonić. Nie miałem wielkiego entuzjazmu do tej rozmowy, ale staram się nikogo nie oceniać powierzchownie – ludzie są różni uwarunkowani, nie zawsze są świadomi, że może przekraczają jakieś granice czy zachowują się nie do końca w porządku wobec drugiej osoby. Staram się więc być wyrozumiały, oczywiście w granicach rozsądku :)

Okazało się jednak, że druga rozmowa przebiła pierwszą. Zaczęło się od tego, że pani zaczyna opowiadać mi jakieś historie o sobie, ale kompletnie wyciągnięte z kontekstu. W żaden sposób nie wyraziła tego, że chce się umówić ze mną na sesję czy skorzystać z moich usług, ani o co w ogóle jej chodzi, a ja przez te wszystkie lata swoje już doświadczyłem i nauczyłem się stawiać pewne granice. Zdarzało się bowiem, że dzwonili do mnie ludzie, z którymi prowadziłem rozmowy trwające 20-40 minut, a z których nie wynikało nic sensownego. Ba, nawet trafiła mi się osoba, która zaczęła rozmowę od tego, że chce ze mną pracować, przez ponad 20 minut opowiadała mi o sobie i wyciągała ze mnie odpowiedzi na różne pytania, by na końcu z rozbrajającą szczerością przyznać się, że od początku nie zamierzała się do mnie umówić, bo nie ma pieniędzy i chciała tylko ode mnie odpowiedzi na swoje pytania. Czyli w gruncie rzeczy z premedytacją mnie okłamała, żeby „ukraść” kawałek mojego prywatnego czasu.

Wracając więc do naszej rozmowy – po chwili pozbawionego szerszego kontekstu monologu, który zapowiadał się na dłuższą podróż, przerwałem go i zapytałem wprost o cel tej rozmowy i czy pani jest zainteresowana moimi usługami czy o co chodzi. Tutaj w reakcji pojawiło się oburzenie (z rodzaju tych świętych oburzeń :D), że jakbym jej nie przerywał to bym się dowiedział :) Ładna manipulacja, ale ja akurat na takie zagrywki się nie łapię, więc wyjaśniam spokojnie, że miałem różne sytuacje i ja nie mam nic przeciwko, aby porozmawiać, ale muszę wiedzieć co ta rozmowa ma na celu i dokąd zmierza. Tutaj się pani autentycznie zszokowała i ponownie oburzyła, że ja to tylko za pieniądze rozmawiam, a inaczej to już nie? Przyznam, że w tym momencie normalnie już bym dość krótko urwał całą rozmowę, ale byłem nieco rozbawiony i zaciekawiony logiki tej pani, więc brnąłem jeszcze chwilę dalej. Wytłumaczyłem jej, że doba ma ograniczoną ilość godzin i gdybym tak miał rozmawiać z każdym kto chce sobie po prostu pogadać, to bym nic innego nie robił, a mam swoją pracę i ciekawsze rzeczy do roboty. W tym momencie pani w odpowiedzi zaczęła opowiadać o tym, że ktoś tam niekompetentny robił sesje, ona była niezadowolona i że „teraz to jest pełno tych jasnowidzów, jasnoczujących i jasnopierdzących” i ona ma poważne wątpliwości, więc ja powinienem się najpierw WYKAZAĆ, zanim ona zechce mi płacić pieniądze. A, i ogólnie to mojego bloga to ona jeszcze nie czytała, co mnie dodatkowo rozbawiło – bo według jej logiki, ona nie musiała zadawać sobie trudu wyrobienia sobie oceny mojej osoby na podstawie moich tekstów czy opinii klientów, tylko ja miałem się o nią starać niczym średniowieczny rycerz o rękę księżniczki :) Zapytałem ją czy w restauracji również najpierw żąda próbki jedzenia zanim zamówi i opłaci pełen posiłek, ale odpowiedziała tylko, że ona nie chodzi od restauracji, najwyraźniej nie rozumiejąc sensu mojego pytania. W tym momencie doszedłem do wniosku, że się nie dogadamy i nie ma sensu ciągnąć tego dalej, szczególnie że całą rozmowa była coraz bardziej absurdalna i przepełniona bardzo nieprzyjemnym, roszczeniowym podejściem i wręcz pasywną agresją. Czasu dałem jej aż nadto, więc po prostu przerwałem jej w pół zdania, powiedziałem, że nie jestem zainteresowany ani taką rozmową, ani żadnym wykazywaniem się i się rozłączyłem – zanim sięgnąłem do czerwonego przycisku, usłyszałem jeszcze tylko wylewającą się falę szoku i podwójnego oburzenia.

Było widać, że kobieta nie była przyzwyczajona do takiego stawiania jej granic, ponieważ miała bardzo silne mechanizmy narzucania swojej woli bez jakiejkolwiek przestrzeni na sprzeciw. Jestem praktycznie pewien, że wiele osób, które nie ma mocno ugruntowanej asertywności i pewności siebie, na co dzień ulega jej w różnych sytuacjach, ponieważ takie działanie przypomina czołg, który zmiata wszystko na swojej drodze. Jeśli ktoś w tak natarczywy i nieznoszący sprzeciwu sposób wymusza na tobie cokolwiek, to już sam szok i skołowanie, gdy pojawia się coś takiego z zaskoczenia, może sprawić, że dopiero po czasie dotrze do ciebie, że zgodziłeś się na coś, czego nie chciałeś.

Co jest istotne w takich sytuacjach? Przede wszystkim nie dać sobie narzucić cudzej narracji. Ważne jest to, aby pozostawać dostrojonym do siebie i mieć zaufanie do swoich uczuć czy poglądów. Wiadomo, że zdrowo jest pozostawać otwartym na cudze poglądy i spojrzenie, ale tutaj jest pewna podstawowa zasada – poglądami i uczuciami się wymieniamy na zasadzie równości i partnerstwa, a nie w formie siłowego wpychania. Jeśli ktoś mi coś wciska i to mimo wprost wyrażonych sprzeciwów, to mi daje praktycznie pewność, że ta osoba ma w tyłku mnie i moje dobro, a chce jedynie przeforsować coś moim kosztem dla własnego zysku. W takiej sytuacji mam prawo urwać to nawet momentalnie – to nie jest moim obowiązkiem, aby jej tłumaczyć co robi nie tak, albo czekać na jej zgodę. Wystarczy, że ja się nie godzę na coś i tyle, urywam to i koniec.

Ja mam zresztą coś takiego, że czasami lubię sam z siebie dać więcej od siebie innym, więc zdarzało mi się pomagać ludziom za darmo, nawet i całe sesje robić. Rzecz w tym, że to zawsze wypływa z mojej własnej inicjatywy, kiedy serce czuje, że chce pomóc i ma akurat na to przestrzeń. Absolutnie nie ma miejsca na to, że ktoś sobie przyjdzie i będzie czegokolwiek żądał – u mnie to wręcz powoduje naturalną reakcję buntu i efekt jest taki, że im bardziej ktoś naciska i wymusza, tym mniej ode mnie dostanie. Osobiście uważam, że to zdrowa reakcja, której warto się trzymać.

Jedynym przypadkiem, gdy żądania są w jakikolwiek sposób uzasadnione to wszelkiego rodzaju układy, umowy i zobowiązania, których się podjęliśmy np. jeśli podpiszę umowę o pracę, to pracodawca ma prawo żądać od mnie tego, aby zjawił się w pracy i wykonywał swoje zadania zgodnie z ustaleniami. Wchodząc w związek, partner może od nas żądać czy oczekiwać wierności (rozumianej jako niezdradzanie go, nie mówimy o uległości i ślepym posłuszeństwu) i uczciwości wobec niego. Jeśli jednak między tobą, a drugim człowiekiem takich układów na które byś się wcześniej zgodził nie ma, to absolutnie nie ma on prawa żądać czegokolwiek od ciebie, poza oczywiście zwykłym uszanowaniem jego granic, jeśli miałbyś je przekraczać.

Jeśli więc ktoś żąda czegokolwiek od ciebie, naciskając, kręcąc, manipulując i robiąc ci wodę z mózgu, a ty już w skołowaniu sam nie wiesz co robić – zadaj sobie jedno proste pytanie: Czy ja zobowiązałem się do czegokolwiek, aby żądania tej osoby były w jakikolwiek sposób zasadne? Jeśli nie, to zwyczajnie się nie gódź, nawet jeśli uderzane są twoje czuły struny (np. jesteś brany na litość) – niezależnie od kontekstu, robienie czegokolwiek na takim fundamencie to jest energetyczne bagno, a roszczeniowcy słyną z tego, że nawet jak im nieba uchylisz, to jedynie wyciągną rękę po więcej, nie odwdzięczając się, a nieraz i jeszcze mając pretensje o różne rzeczy. Takie rzeczy trzeba zduszać w zarodku, zanim damy się w cokolwiek uwikłać.

Najlepiej jest zachować po prostu spokój, czuć się niewinnie i z uśmiechem oraz pewnością siebie robić swoje, nie ulegając. Gdy ktoś próbuje cię wciągnąć w swoją grę, wystarczy po prostu wyrazić brak zainteresowania graniem w nią. Manipulator ma przewagę tylko wtedy, kiedy pozwoli mu się narzucić reguły gry (a te obowiązują tylko wtedy, kiedy się na nie godzisz), ale jeśli ty nie grasz w jego grę od samego początku, to zostawiasz go w poczuciu bezsilności i frustracji, samemu pozostając bezpiecznym i nieuwikłanym.

Komentarze są zamknięte.