Wiele osób ma problemy właściwą dyscypliną, popadając najczęściej w skrajności – albo przemocowe presje albo totalne odpuszczenie sobie. W efekcie, gdy mówimy choćby o duchowej czy terapeutycznej praktyce, mamy do czynienia z krótkimi zrywami, gdzie forsujemy pewne działania, aż nie zabraknie nam sił, a później wpadamy w bierność i zniechęcenie, aż do czasu kolejnego zrywu – i tak w kółko, bez większych efektów w dłuższym terminie.

Omówimy więc sobie na przykładzie, jak można odnaleźć odpowiedni balans w tej kwestii :)

Aby spojrzeć na problem ze świeżej perspektywy, dobrze jest przenieść nasze wewnętrzne mechanizmy na zewnątrz, wyobrażając sobie jak by to wyglądało, gdybyśmy dokładnie w ten sam sposób traktowali inną osobę. To pomaga oderwać podejście do tematu od niektórych zaślepiających emocji, jakie możemy mieć wobec siebie i wprowadza element empatii, którą często niestety łatwiej nam wzbudzić wobec innych niż wobec siebie. Szczególnie dobrze w tej roli sprawdzą się dzieci, jako niewinne istoty, które na ogół jest nam najtrudniej bezmyślnie krzywdzić.

Z tego też powodu przeniesiemy wzorzec dyscypliny na przykładowe dziecko w wieku szkolnym. Wyobraź sobie, że masz dziecko, które przychodzi ze szkoły, jak co dzień z całym pakietem lekcji do odrobienia. Dziecko jak to dziecko nie pała specjalnym entuzjazmem do tego zadania, a bywa że po prostu nie chce ich robić. Ty wiesz, że nie można tego zaniedbać i chcąc, nie chcąc trzeba się tymi lekcjami zajmować. Na początek wrzućmy młodego człowieka w nasz zaburzony system skrajności i zobaczmy co z tego wyjdzie. Zaczynamy klasycznie od presji i przemocy, czyli krzyczymy, krytykujemy, wyzywamy, poniżamy, oceniamy, straszymy. Stosujemy nasze „ulubione” środki nacisku, aby WYMUSIĆ działanie. Dziecko ulega i w wielkim obrzydzeniu do szkoły, forsuje się do działania, którego nienawidzi. Oczywiście narastająca niechęć sprawia, że nie trzyma cały czas dyscypliny, ponieważ to go wiele kosztuje i z czasem znowu sobie odpuszcza, a ty również już nie masz siły, więc pojawiają się okresy twojej bierności. Teraz jesteście w fazie odpuszczenia. Dziecko nie robi lekcji, wagaruje, nie uczy się – równoważąc wcześniejszą presję, a ty machasz na to ręką. Problemy jednak narastają na tyle, że nie można ich ignorować, więc wracamy do festiwalu krzyków, presji i grożenia konsekwencjami. Dziecko znowu bierze się w garść, ale robi wszystko po łebkach, tylko na tyle, żeby mieć spokój. Ono nie działa już dla siebie, nie widzi sensu i celowości w tym wszystkim, walczy jedynie o psychiczne przetrwanie – jego celem będą więc bardziej odpowiednie pozory niż realne działania. W swoim obrzydzeniu do nauki, może bardziej będzie wolało cały dzień gapić się w ścianę, udając że siedzi w książkach i się stara, niż spędzić godzinę na realnej nauce, aby potem się pobawić. Efekt jest więc taki, że nawet jak wymusimy działania – nie są to właściwe działania, ponieważ fundamentalną intencją jest poradzenie sobie z przymusem, a nie działanie samo w sobie. Musimy koniecznie o tym pamiętać, gdy sami siebie presjonujemy zbyt mocno, ponieważ w relacji ze sobą również potrafimy pozorować starania, aby udobruchać wewnętrznego kata.

Spójrzmy teraz na to, jak powinniśmy podejść do sprawy w zdrowy sposób. Przede wszystkim musimy przyjąć założenie, że odpowiednia dyscyplina oznacza stanowcze, ale pozbawione przymusu i przemocy podejście. Tutaj jest przestrzeń na luz i odpuszczenie, ale w uzasadnionych przypadkach, a nie z powodu fanaberii. Czasami trzeba się troszkę zmusić czy popchnąć do działania, ale z jednoczesną życzliwością, ciepłem i wyrozumiałością wobec siebie. Mając więc dziecko, które nie chce robić lekcji, najpierw zacząłbym od podejścia bardzo miękkiego, które później w razie potrzeby można nieco zaostrzyć, ale nie zapędzając się za daleko. W pierwszej kolejności, więc rozmawiamy z dzieckiem, aby przede wszystkim je wysłuchać i zrozumieć – nie zakładamy odgórnie złej woli, tylko szukamy przyczyny problemu i próbujemy temu jakoś mądrze zaradzić. Może dziecko ma np. zbyt wysokie oczekiwania wobec siebie i niepotrzebnie nakłada się na siebie presje, której nie potrafi znieść, co sprawia, że unika działania? Zamiast więc wywierać presję na to, że ma się uczyć i już (co tylko pogłębiłoby problem), trzeba mu wytłumaczyć, że nie musi mieć samych piątek i szóstek, a trójki i czwórki też są w porządku, a nawet kompletne wtopy są też czymś ludzkim i się po prostu zdarzają. Gdy problem zostanie rozwiązany i dziecko zrozumie, że niepotrzebnie działało w taki sposób, nagle może odzyskać cały entuzjazm do szkoły i działać już bez jakiejkolwiek kontroli rodzica. Problem oczywiście może być dużo bardziej złożony i wymagać dłuższej pracy, ale na ogół da się znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Ważne jest to, aby wytłumaczyć dziecku sens i celowość tego wszystkiego, nie tyle straszyć konsekwencjami braku nauki, co raczej dobrze sprzedawać korzyści zadbania o tą sferę. W tym oczywiście musimy znaleźć zdrowy balans, czyli nie wymagać perfekcji czy wspaniałych osiągnięć, a po prostu wystarczających starań, adekwatnych do możliwości dziecka i okoliczności. Chodzi o to, aby poprzeczka była tak zawieszona, aby stymulować rozwój, ale jednocześnie nie przerażać i nie przytłaczać (co by ten rozwój zdusiło w zarodku). Jeśli jednak ostatecznie dziecko nie współpracuje po dobroci, mimo twoich starań, aby cierpliwie i spokojnie przekonać je do tych działań – jako rodzic jednak musisz zadbać o pewne minimum dyscypliny. Nie pozostaje wtedy nic innego jak już bardziej stanowczo nakazać dziecku wykonanie pewnych podstawowych działań, aby te obowiązki szkolne nie były zaniedbane, ale wciąż wstrzymując się od przemocy i toksycznej presji. Jeśli sama stanowczość w twoim głosie nie wystarczy, to wtedy można wspomóc się system kar i nagród – pouczysz się to pograsz na komputerze, nie będziesz się uczył, to nie będzie komputera w ogóle. Tutaj jednak zawsze musi być przestrzeń do miękkich metod, gdy tylko dziecko przejawi wolę współpracy – może dopiero po czasie otworzy się na tyle, aby wyrazić realne przyczyny takiego, a nie innego stanu rzeczy. Co ważne – tutaj również dbamy o mądre odpuszczenie i luz, czyli jeśli dziecko jest chore albo naprawdę dużo się działo i fizycznie ono nie ma już siły na zajmowanie się lekcjami, to można, a nawet trzeba mu odpuścić. Cel nie ma być realizowany za wszelką cenę, ponieważ ta nauka jest dla niego, a nie on dla nauki. O tym muszą pamiętać rodzice, że zawsze chodzi o dobro dziecka, a nie o własne ambicje czy wyobrażenia.

Jak więc widać, nie możemy naciskać zbyt mocno, ponieważ to wypacza cel i prowadzi do dziwnych kombinacji, ale nie możemy też podchodzić ze zbyt dużym odpuszczeniem, ponieważ nasze wewnętrzne opory i niechęci nie dadzą nam zbyt wiele zrobić. Spróbuj teraz przeczytać jeszcze raz ten zdrowy wzorzec podejścia do dziecka i przełóż to na traktowanie siebie w działaniu. Spróbuj sobie wyobrazić, jak za każdym razem, gdy trafiasz na opór w działaniu, najpierw cierpliwie rozmawiasz ze sobą, wysłuchujesz wszystkie opory i wątpliwości, traktując je poważnie i z szacunkiem. Rozwiązujesz w miarę możliwości te problemy, ale nie traktujesz też ich jako wymówki, aby nic nie robić. Jeśli działanie jest ważne, to mimo oporów stanowczo bierzesz się do roboty – nie z poziomu presji, ale aby zadbać o swój interes – w końcu nie chcesz ponosić konsekwencji zaniedbań, ponieważ te z reguły są bardziej nieprzyjemne od samego działania.

Zabieranie się do działania, może być naprawdę łatwe i przyjemne – trzeba tylko stworzyć sobie zdrowe warunki bez żadnych skrajności, odnajdując zdrowy balans :)

Komentarze są zamknięte.