Czym jest zdrowa więź w związku? Czy dobrze jest czuć przywiązanie do partnera czy też nie?

Niektórzy duchowiacy panicznie boją się przywiązania. Uważają, że jest ono nieduchowe i ograniczające. To prowadzi zaś do pomysłów, że związki można bez problemu zmieniać jak rękawiczki, co ma być rzekomo dowodem wysokiego urzeczywistnienia. Nie odpowiada ci coś w partnerze? „Zmień go na lepszy model.” Macie problemy w związku? „Związek nie jest od przepracowywania problemów, wymień go na takiego, który będzie bezproblemowy”. Cóż, życie jako takie ogólnie też nie jest po to, aby przepracowywać problemy, ale jak one już są, to się z nimi coś robi, a nie po prostu od nich ucieka. Tak samo jest w związkach – naiwnym będzie założenie, że zarówno ty, jak i partner nie wniesiecie do relacji całego bagażu problemów i ograniczeń, które będą wymagały konkretnej pracy. Są oczywiście mniej lub bardziej zaburzeni ludzie i od niektórych rzeczywiście lepiej trzymać się z daleka, ale zakładanie, że gdzieś tam jest niemal idealny człowiek, który nie będzie uruchamiał tych wszystkich naszych zaburzeń, jest myśleniem życzeniowym.

A myślenie życzeniowe jest niestety powszechne w ezoteryce, co wynika z niedojrzałego podejścia do duchowych prawd. Zaburzone dzieci pragną skrótów i uważają, że wszystko powinno się kręcić wokół ich chciejstwa. Tworzą sobie więc teorie, które w „duchowy” sposób uzasadniają ich egoistyczne, niedojrzałe spojrzenie na świat. Zakładają, że miłość do siebie polega na tym, że są pępkami świata, wokół których wszystko się kręci, a inni i ich potrzeby zawsze są mniej ważne. Stąd też taka łatwość w przyjęciu idiotycznego wręcz konceptu, że związek budowany przez kilkanaście lat można urwać od tak, ponieważ np. pojawi się ciekawszy gość w okolicy. Jeśli ktoś jest niedojrzały i nie potrafi tworzyć prawdziwej bliskości, to rzeczywiście może mu się to wydawać bez znaczenia. Dla takiej osoby zmiana partnera to jaka zmiana butów – stary się zużył czy znudził to kupuje sobie nowe i tyle. O co robić aferę?

To wynika jednak z niezrozumienia czym jest zdrowa więź w związku. Wchodząc w nową relację, budujemy od zera bliskość, zaufanie i inne uczucia, które składają się właśnie na tą więź. Jeśli partnerzy mają wysoką harmonię i otwartość, mogą odczuwać bardzo dużo bliskości i zaufania do siebie już na starcie, ale nawet w najlepszy scenariuszu po pół roku bycia razem nie będą mieli tego, co w równie dobrym związku ma para po 10 wspólnych latach. Zaufanie czy bliskość budują się całymi latami i tak naprawdę pogłębiać się mogą niemal bez końca. Im dłużej trwa relacja budowana na zdrowych fundamentach, tym bardziej zyskuje na głębi i jakości – to rozumie każdy dojrzały człowiek, który doświadczył czegoś takiego, więc on nigdy nie powie, że urwanie takiej wieloletniej, naprawdę dobrej relacji to jest zupełnie nic. Nawet jeśli trafisz na osobę, która przejawia się minimalnie lepiej od partnera, to kompletnie nie opłacałoby ci się z tego powodu zmieniać związku, ponieważ ta mała korzyść nie byłaby warta budowania wszystkiego od nowa.

To czego nie rozumieją osoby podchodzące niedojrzale do związków to kwestia tego, że są różne poziomy więzi. Jest zdrowa więź miłości i jest przywiązanie rozumiane jako uzależnienie. To drugie jest niekorzystne, ponieważ każde uzależnienie prowadzi do ograniczeń i trzymania się czegoś, nawet gdy musimy za to płacić nieprzyjemną cenę. Tymczasem zdrowa więź oznacza coś innego. Jest tam przestrzeń na puszczenie partnera i w UZASADNIONYCH okolicznościach rozstanie, jeśli będzie to najkorzystniejszą dla wszystkich opcją. To jest jednak opcja ostateczna, ponieważ zbudowana więź sprawia, że partner jest dla ciebie bardzo, bardzo ważny i zależy wam na byciu razem. Tak, to że ci zależy i ktoś jest dla ciebie tak cholernie ważny – jeszcze nie jest żadnym uzależnieniem. To jest dowód na to, że jesteś człowiekiem, a nie bezdusznym ezo-robotem. Niestety osoby o zaburzeniach osobowości pokroju narcyzmu uwielbiają się pchać w role wszelkiego rodzaju guru, stąd potem powszechność „nauk”, które interpretują rzeczywistość w taki zaburzony, choćby właśnie narcystyczny sposób. A narcyzi uważają, że wszystko kręci się wokół ich potrzeb, ich perspektywy, a inni ludzie są jedynie pionkami w ich grze – pionkami, które można dowolnie przesuwać czy wymieniać wedle osobistych potrzeb, tak jakby nie byli to żywi, wrażliwi ludzie z własnymi uczuciami i potrzebami. Także jak ciebie najdzie fanaberia na zmianę związku to partner ma się dostosować i już, a jak będzie przeżywał, to jest to jego problem, a nie twój. Niesamowita bezduszność, która tylko pokazuje, ile ten partner musiał znaczyć przez te wszystkie lata, dla takiej osoby.

Miłość jako taka, oczywiście nie potrzebuje żadnej więzi, aby się przejawiać – można ją czuć do przypadkowego człowieka na ulicy. Ile jednak tej miłości przejawisz w takiej luźne relacji, a ile w związku, gdzie w wyniku budowania wspólnej bliskości doszło do całkowitego otwarcia się na siebie na wszystkich możliwych poziomach? Ile zaufania będziesz czuł do osoby, którą odbierasz bardzo otwarcie sercem, ale którą znasz dopiero od miesiąca i nawet nie wiesz dobrze, o co jej w życiu chodzi, a ile będzie tego w przypadku partnera, z którym przez kilkanaście lat doświadczyłeś tysiące przygód, wyzwań i wspólnie rozwiązanych spraw? Jak będzie ci się żyło z osobą, którą znasz od podszewki i z którą sobie wypracowałeś schematy wspólnego funkcjonowania, a jak z kimś, kogo dopiero poznajesz i macie przed sobą do odkrycia, przegadania i ustalenia całą masę spraw?

Związki to niesamowicie złożone twory, które ingerują w niemal każdą sferę naszego życia. One zakorzeniają się w tak wielu miejscach, a wokół tych korzeni budujemy często całe struktury funkcjonowania. Wyrwanie wieloletniej relacji z naszego życia razem z tym korzeniami jest wydarzeniem silnie oddziałującym na całe życie, ponieważ to burzy ten cały porządek (czasami to dobrze, ale na ogół to po prostu duża ilość nic nie wnoszącego zamieszania) i wymaga przebudowania tak wielu spraw. A samo to, że te związki się tak mocno zakorzeniają w naszej przestrzeni życiowej to nic złego, a wręcz przeciwnie – to jest potrzebne, aby zbudować złożony, STABILNY trzon w naszym życiu, a powiedzmy sobie szczerze – nasza psychika i emocje często potrzebują pewnej fundamentalnej stabilności, ponieważ nawet żyjąc spontanicznie i elastycznie, potrzebujemy jakichś fundamentów. Nie jesteś w stanie być aż tak wolnym i spontanicznym, aby codziennie zmieniać przyjaciół, partnerów, pracę, miejsce zamieszkania, otoczenie, zajęcia i zainteresowania, itd. Nie możesz być aż tak dynamiczny, bo zwariujesz od przebodźcowania. Związek jest jednym z tych obszarów, gdzie warto budować takie zakorzenienie, ponieważ stabilność zaspokajania naszych potrzeb okołozwiązkowych będzie zawsze bardzo ważna, a samo to nie oznacza jeszcze żadnego strasznego uzależnienia.

Dla przykładu jeszcze wspomnę, że ja sam na ten moment tak czuję, że jakbym miałbym stracić teraz moją żonę, to byłbym kompletnie zdewastowany. Oczywiście poradziłbym sobie z tym i ruszył dalej ze swoim życiem, ale z pewnością byłoby mi trudno i wymagałoby to czasu. Nie uważam, żeby był to problem. Były takie etapy w pierwszych latach naszej relacji, gdzie byłem nadmiernie, niezdrowo uzależniony, przyssany wręcz do partnerki z poziomu swoich ogromnych braków i niezaspokojeń. To się jednak z grubsza poukładało przez te wszystkie lata i w końcu dopuściłem do siebie możliwość nie bycia razem. Potrafię to sobie wyobrazić i zaakceptować jako potencjalnie możliwy scenariusz. Na ten moment jednak jest nam tak dobrze ze sobą, że gdyby jakaś bliżej nieokreślona destrukcja miałaby zniszczyć nasz związek, to oczywiście że strasznie bym cierpiał z tego powodu. Nawet gdybym zaraz spotkał równie dobrą kobietę i wszedł w nowy związek, miałbym poczucie, że jednak utraciłem coś ważnego – coś co można oczywiście odzyskać, ale nie z dnia na dzień.

I nadal uważam, że to nie jest problem. Dobrze jest kochać i być kochanym tak mocno, a że potencjalnie może się to wiązać z bólem utraty? Cóż, póki nam tak daleko do oświecenia, to oczywiście że każda duża i ważna sprawa może wiązać się z takim ryzykiem, ale to jeszcze nie powód, aby go nie podejmować.

Dzielę się tym, ponieważ chciałbym odczarować krążące mity i pseudonauki, które zwracają się do zwykłych ludzi, a mówią do nich jak do oświeconych. Całkowita wolność od jakichkolwiek przywiązań to nierealistyczna mrzonka na naszym etapie świadomości. Nie możemy więc budować związków i podejścia do nich na czymś, co jest kompletnie nieadekwatne do tego, kim jesteśmy na tu i teraz.

Także kochajcie się, przywiązujcie się do siebie i cieszcie się tą więzią – byleby tylko się całkowicie nie uzależniać od siebie i pozostawać lojalnym wobec własnego serca, a będzie dobrze :)

Komentarze są zamknięte.