Jeśli przeżyliśmy sporą część życia w lękach, stresie i napięciu (np. podczas trudnego dzieciństwa) to niestety te negatywne stany stają się naturalną częścią naszego codziennego doświadczania.

W sytuacji zagrożenia nasz organizm wchodzi w specjalny tryb walki o przetrwanie, który jest podobny do trybu awaryjnego w komputerze. Wyłączone lub ograniczone zostają mniej kluczowe funkcje, a większość zasobów zostaje przekierowane w te obszary, które są kluczowe dla prawidłowego działania całości. Zmienia się chemia mózgu, m.in. produkowany jest hormon stresu – kortyzol.

I to wszystko jest jak najbardziej potrzebne. W sytuacji prawdziwego zagrożenia potrafi uratować to życie, gdy okazuje się, że nagle człowiek jest w stanie w szybkim tempie przebiec kilka kilometrów, gdy normalnie miał zadyszkę już po krótkim sprincie. Uwolnione zasoby pozwalają tymczasowo przesunąć granice naszych limitów.

Co jednak, jeśli całymi latami tkwimy w permanentnym poczuciu zagrożenia i stresie? Wtedy niestety „tryb awaryjny” staje się naszym trwałem stanem, a to niesamowicie mocno zaburza nasze funkcjonowanie. Szczególnie destrukcyjne jest to w dzieciństwie, kiedy dopiero tworzą się połączenie neuronowe w mózgu. Wysoki poziom kortyzolu niszczy te połączenia w niektórych obszarach, jak choćby tych odpowiadających za uczenie się i pamięć – stąd też tak często problemy z nauką wśród dzieci z toksycznych domów. Zamiast tworzyć połączenie neuronowe w różnych obszarach, które rozwijają się u dzieci swobodnie doświadczających życia (np. dziecko sobie rysuje, czyta, itd. rozwijając w ten sposób konkretne części mózgu) – cała para idzie w walkę o przetrwanie. I to właśnie w tej walce mózg zostaje „wytrenowany”.

Wiele zależy od kwestii indywidualnych doświadczeń i wrażliwości. Ja np. nie miałem dużych problemów z nauką, ale to dlatego, że bardzo silnie uciekałem od rzeczywistości w książki. Ledwo nauczyłem się czytać, to już pochłaniałem je w ilościach hurtowych – to pozwoliło wytworzyć mi odpowiednie połączenia w mózgu mimo destrukcyjnego działania kortyzolu w dużych ilościach. Mimo tego jednak następował zauważalny regres w nauce i na przestrzeni lat, początkowa lekkość zamieniła się w pewną ciężkość. Nie ominęły mnie jednak typowe emocjonalne oraz społeczne zaburzenia spowodowane funkcjonowaniem awaryjnym. Ciężko jest być otwartym na ludzi i różne nowe doświadczenia, gdy wszystko i wszyscy są traktowani jak potencjalne zagrożenie. To siłą rzeczy prowadzi do postawy pełnej wycofania, która tylko pogłębia problem – w relacjach z rówieśnikami generuje się jeszcze więcej stresu i tak błędne koło się zamyka.

Wycofując większość zasobów mózgu z mniej ważnych obszarów i pakując wszystko w kilka kluczowych miejsc, doprowadzamy do nadmiernego rozbudowania tych obszarów, które uznaliśmy za ważne. To zdecydowanie zaburza funkcjonowanie w normalnych warunkach, ponieważ tam, gdzie wystarczyłoby 10% zasobów, my wysyłamy 80%, kosztem wielu innych spraw. Brakuje więc równowagi w naszym działaniu, a skoro to stało się naszym „normalnym” funkcjonowaniem, to niestety całe życie budowane jest z myślą o dostosowaniu do tego systemu. W praktyce oznacza to, że z wielu przestrzeni wycofujemy się, żeby siebie nie przytłaczać i bardzo nerwowo reagujemy, gdy życie wybija nas z codziennej, względnej stabilności (czyli dość hermetycznego, silnie kontrolowanego środowiska). Każde takie wybicie, zaburza bardzo kruchą równowagę zbudowaną na wyrzeczeniach, wycofaniu i kontroli. To jest jak taka nadmiernie skomplikowana konstrukcja, zbudowana z patyczków i mogąca posypać się przy najmniejszym ruchu – trzeba wkładać dużo energii w pilnowanie tego, aby to wszystko jakoś się trzymało.

Czasami może się zdarzyć, że połączenie neuronowe, które wzmocniliśmy w trybie awaryjnym, mogą mieć praktyczne zastosowanie również w zdrowych warunkach. Ja sam, mając wybuchowego, nieprzewidywalnego ojca doprowadziłem do perfekcji odczytywanie innych ludzi. Jako dziecko musiałem wyłapywać nie tylko znaczenie każdego najmniejszego grymasu na twarzy, ale wręcz odczytywać emocje już przez zamknięte drzwi, gdy ojciec wracał do mieszkania i wchodził do salonu, a ja byłem zamknięty w swoim pokoju (wrócił wkurwiony czy będzie spokój dziś?). Dziś taka umiejętność bardzo mocno mi się przydaje w pracy terapeutycznej z innymi ludźmi, gdzie mam dużą łatwość dostrojenia się i odczytania stanów emocjonalnych klienta. Cóż, mózg trenowany już od dziecka wytworzył tutaj dość solidne połączenia z odpowiednimi obszarami, rozwijając te umiejętności dużo bardziej niż u innych ludzi. Tyle dobrego, że chociaż znalazłem praktyczne zastosowanie dla tego zaburzenia i się cały ten wysiłek nie marnuje :)

Gdy jesteśmy już dorośli, niestety mózg nie ma już aż takiej elastyczności jak w naszym dzieciństwie, ale mimo wszystko jak najbardziej wciąż jest zdolny do przeprogramowania tych wszystkich połączeń. Najważniejszym narzędziem naszej pracy będzie nic innego jak przekierowywanie nadmiernej uwagi z obszarów „trybu awaryjnego” do pozostałych, do tej pory zaniedbanych. Do potrzebujemy oczywiście najpierw zadbać o podstawowe poczucia bezpieczeństwa i luzu – wzmacniając te obszary, będziemy czuli więcej wewnętrznego przyzwolenia, aby zwolnić część zasobów z walki i przekierować na przyjemniejsze stanowiska.

Nawet będąc już w nieco starszym wieku, wciąż możemy jeszcze rozwijać intelekt, pamięć i wiele innych obszarów. Nie będzie może to przebiegać tak szybko i sprawnie jak w młodości, ale jest to jak najbardziej do zrobienia. Najważniejsze będzie ugruntowywanie siebie w poczuciu bezpieczeństwa i przekonywanie podświadomości, że może w końcu wyluzować, odpuścić i zająć się wieloma nowymi sprawami, na które nie było miejsca w sytuacji zagrożenia.

Komentarze są zamknięte.