Jeśli chcemy świadomie korzystać z mocy kreacji, to jak zapewne większość z was już wie – musimy wiedzieć, czego chcemy i co nam chodzi, a także potrzebujemy wewnętrznej otwartości na to, co ma się wykreować. Jest jednak jeszcze jeden bardzo ważny, a już znacznie mniej oczywisty czynnik.
Liczy się to, kto kreuje.
Mówiąc „kto” nie mam na myśli tego, czy chodzi o ciebie czy sąsiada, ale to, jaka część twojej osobowości jest głównym inicjatorem kreacji.
Najczęściej inicjatywa wychodzi z poziomu wygłodniałego ego, które jest nakręcone w poczuciu braku i tak bardzo czegoś chce, pragnie, pożąda. Tutaj jednak nie dość, że sama intencja budowana na braku (a nie świadomości dostatku), ten brak tylko będzie pogłębiać, to mamy też inny problem. Ego jak to ego, jest dość sztywne i ograniczone, więc jako główny inicjator kreacji, będzie starał się ją kontrolować i dostosowywać pod swoje oczekiwania, lęki i ograniczenia. A tym samym najczęściej ją niszczy już u podstaw, więc nie kreuje się zupełnie nic albo pojawia jakaś totalnie wypaczona wersja oryginalnej idei.
Aby uruchomić prawdziwą moc kreacji i nie przeszkadzać w jej genialnym, spontanicznym przepływie – potrzebujemy stać się trochę jak dzieci. Nie w tym infantylnym znaczeniu – chodzi raczej o puszczenie kontroli i pozwolenie sobie na czystą, dziecięcą niewinność, radość i otwartość doświadczania. Chodzi również o wyjście poza sztywność, upartość i wszelkie inne fiksacje „dorosłej”, ukształtowanej przez ego osobowości.
To szczęśliwe, zadowolone i świadome dziecko w nas będzie najlepiej i najskuteczniej kreować. Stąd też prosty wniosek – jeśli chcesz prostej, lekkiej i skutecznej kreacji w świecie zewnętrznym, ogarnij najpierw relacje z własnym wnętrzem. Jeśli próbujesz zakleić dziury w sobie poprzez zewnętrzne osiągnięcia, to jest to ślepa uliczka, ponieważ braki w relacji ze sobą, w pierwszej kolejności będą sabotować ci te zewnętrzne cele i działania. Zafiskujesz się więc na przekonaniu, że jak osiągniesz to i tamto, to wtedy będziesz szczęśliwszy, ale do celu zbyt szybko i łatwo nie dojdziesz, aby przekonać się, że to samo w sobie i tak by zbyt dużo nie dało.
Jest tylko jedna sensowna droga – najpierw doprowadź relację ze swoim wnętrzem do porządku. Ja wiem, że to jest kupa roboty, ale tutaj nie ma dróg na skróty – szukanie skrótów to tak naprawdę tylko wydłużanie sobie całej drogi. Zresztą, gdy naprawdę uczciwie zajmiesz się relacją ze sobą, poczujesz, że tak naprawdę i tak nie było dla ciebie realnie niczego ważniejszego, niż właśnie to.
A gdy już dojdziesz do poziomu naprawdę głębokiego pogodzenia ze sobą i jednomyślności w tym, czego chcesz – kreacja nie będzie już wysiłkowym, długotrwałym koncentrowaniem się na celu poprzez wizualizacje, modlitwy, afirmacje, itd. To będzie tylko kwestia krótkiego wyrażenia woli poprzez choćby przebłysk odczucia i już – wszelkie procesy zostają uruchomione i dzieje się :)
Komentarze są zamknięte.