Jednym z wyrazów duchowej dojrzałości jest postawa w ramach której z akceptacją pozwalamy innym żyć po swojemu i dokonywać swoje własne wybory – również te błędne i niekorzystne.
Nie ma niczego dobrego ani szlachetnego w tym, gdy wpadamy z buciorami w czyjeś życie i próbujemy je ustawiać według swojej własnego wyobrażenia, co jest słuszne, a co nie. Społecznie żyjemy silnie zakorzenionym mitem „chrześcijańskiego współczucia”, które gloryfikuje pomaganie wszystkim „pogubionym owieczkom” bez patrzenia na to, czy one tego chcą czy też nie (im bardziej się wyrywają, tym bardziej tego widocznie potrzebują :D). Widzisz, że ktoś pogrąża się podejmując coraz gorsze i głupsze decyzje, próbujesz przemówić tej osobie do rozsądku, ale ona i tak działa po swojemu, więc wyrywasz sobie włosy z głowy martwiąc się i kombinując jak naprawić kogoś, kto naprawiany nie chce być. Wierzysz w słuszność podejścia, gdzie ten „mądrzejszy” powinien dbać o „głupszego”, naprostowując go na wszelkie możliwe sposoby. Niekoniecznie zwracasz już uwagę na egoistyczność takiej postawy i niezdrowe wywyższanie się (wyrażone nie wprost, ale jednak wynikające z samej postawy).
Tymczasem jest wiele powodów dla których nie warto ingerować na siłę. Po pierwsze – szacunek do wolnej woli i wyborów drugiego człowieka. Świadomość, że każdy ma swoją drogę i swój czas, a nie naszym zadaniem jest to, aby decydować o tym, kto, ma czego doświadczać i w jakim tempie dokonywać pewnych zmian. Po drugie – zauważenie, że to, co wydaje się nam dobre i słuszne, niekoniecznie takie jest, szczególnie w odniesieniu do innych ludzi, którzy mają inną historię i inne potrzeby niż te nasze własne. Być może z szerszego punktu widzenia dla kogoś będzie korzystniejsze stoczenie się na dno, aby SAMODZIELNIE dojrzeć do pewnych wniosków i otworzyć się na odbicie dużo silniejsze niż jakieś tam wciskane na siłę mądrości od drugiego człowieka. Cudze motywacje nigdy nie zastąpią naszych własnych, więc często najlepsze, co możemy zrobić, to dać innym przestrzeń do tego, aby odkryli swoje własne motywacje zamiast wciskać im nasze, które tylko będą ścianą między ich ograniczeniami, a ich własną boskością.
Wreszcie, po trzecie – warto zauważyć, że parcie na to, aby układać czyjeś sprawy często jest wymówką, aby nie zająć się należycie samym sobą. Jeśli czyjeś decyzje cię unieszczęśliwiają to nie próbuj na siłę zmienić tego człowieka, ale popracuj nad tym, co czyni cię podatnym na cierpienie z powodu tego, jak ktoś inny sobie żyje. Zobacz też, ile cię kosztuje walenie głową w mur i próba zmieniania kogoś, kto sam z siebie nie ma chęci czy otwartości, aby tych zmian dokonywać. Odpuszczając sobie i wkładając chociaż ułamek tej energii, która uciekała na to beznadziejne zadanie, w budowanie zdrowej relacji ze sobą – osiągniesz znacznie szybciej naprawdę szczęśliwe i przyjemne życie.
Oczywiście, że czasami nasze życie staje się mocno splątane z decyzjami innych, bliskich nam ludzi, ale u podstaw zawsze każdy odpowiada przede wszystkim za siebie i choć możemy nie mieć wpływu na to, co robi nasz mąż, ojciec czy dziecko – to zdecydowanie mamy wpływ na to, jak my się z tym czujemy i co w związku z tym zamierzamy począć ze sobą i swoim życiem.
Komentarze są zamknięte.