Stawianie własnych granic często powoduje pewien dyskomfort i nie bez powodu wiele osób ma z tym większe bądź mniejsze problemy. Główną trudnością jest fakt, że przejawianie asertywności oznacza bezpośrednią konfrontację z cudzymi oczekiwaniami, emocjami czy presjami. Jest to zakomunikowanie drugiemu człowiekowi, że nie godzimy się (w całości lub częściowo) na to, czego on od nas chce czy o co mu tam chodzi, ponieważ mamy swoją własną wizję tego, jak dane sprawy powinny wyglądać. I właśnie w tym punkcie pojawia się najwięcej lęków: Jaka będzie reakcja? Co mi grozi? Czy zostanę odrzucony? Czy doświadczę agresji? Czy mam prawo do tej swojej opinii/potrzeby/granicy?

Sprawę komplikuje fakt, że istnieje wiele relacji czy całych struktur, gdzie wypacza się prawo jednostki do jej naturalnych granic. Przykładem może być narcystyczny rodzic, który traktuje swoje dzieci jako przedłużenie jego woli, emocji i potrzeb, a nie samodzielne byty o własnych uczuciach i potrzebach. Dziecko wychowujące się w takim schemacie uczy się, że nie ma prawa być sobą, wyrażać własne potrzeby czy sprzeciwiać się, ponieważ jego zadaniem jest zadowolić narcyza za wszelką cenę. Istnieje więc nie dla siebie, ale dla niego – a to kompletnie zaburza postrzeganie priorytetów i własnych praw do czegokolwiek.

Innym przykładem może być konkretna struktura (np. firma, wojsko, organizacja religijna) gdzie istnieją konkretne zasady i hierarchia, będące ponad potrzebami jednostki. W takich przypadkach wtłaczane jest nam, że nie liczy się, czego chcemy indywidualnie, ale to, czego oczekuje struktura. W niektórych przypadkach oczywiście ma to pewien sens i jest to potrzebne, aby uniknąć chaosu i jakoś realizować te grupowe cele, ale często bywa to też nadużywane i wykorzystywanie w mniej etycznych celach np. miejsce pracy, gdzie dochodzi do mobbingu czy budowanie ślepego posłuszeństwa wśród wiernych w strukturze religijnej.

Mamy więc nasze własne opory, lęki i obawy oraz zewnętrzne presje i oczekiwania, które mogą utrudniać nam swobodne stawianie własnych granic. Aby ułatwić sobie to zadanie i nie ulegać tym trudnościom, potrzebujemy przede wszystkim zbudować sobie świadomość niewinności w wybieraniu samego siebie.

Zdrowa asertywność jest tak naprawdę niczym innym, jak wyrazem miłości do siebie samego. Chcemy zadbać o siebie i swoje dobro, więc stawiamy granice, nadajemy odpowiednie priorytety danym sprawom, stawiamy siebie na równi z innymi ludźmi, ale jednak pamiętając o tym, że każdy odpowiada przede wszystkim za siebie, a dopiero potem ewentualnie za innych (i to tylko do pewnego stopnia). Asertywność nie jest chamskim egoizmem, jak to niektórzy mogą próbować nam wmówić (przy okazji bardzo „nie egoistycznie” naciskając na to, że mamy traktować ich potrzeby jako ważniejsze niż nasze własne). Asertywność jest pięknym, niewinnym zjawiskiem, wyrażeniem intencji „jestem dla siebie”, która płynie prosto z serca.

I to jest naprawdę piękne, kiedy ludzie wyrażają miłość do siebie poprzez asertywność. Mnie to osobiście bardzo raduje, gdy ktoś to robi, nawet wobec mnie, gdy ma odmienne potrzeby i oczekiwania od moich. Jeśli ta asertywność płynie z poczucia niewinności, nie ma w tym agresji, walki i innych nieprzyjemnych energii, więc nie jest to niemiłe doświadczenie. Zawsze można z szacunkiem i życzliwością porozmawiać o różnicach w podejściu i albo znaleźć kompromis, który wszystkich zadowala albo rozejść się w pokoju, każdy w swoją stronę. Gdy jest dojrzałość po obu stronach, to nikt nie traktuje asertywności jako zagrożenia, a co za tym idzie, ani nie wzbudza to negatywnych emocji, ani nie jest czymś, od czego trzeba uciekać.

I to jest też jedna z najważniejszych rzeczy do uświadomienia, jeśli chcemy otworzyć się na wspomnianą wcześniej świadomość niewinności. Zdrowe przejawianie asertywności nikogo nie krzywdzi i nie jest absolutnie niczym złym, nawet jeśli drugiej stronie wydaje się, że jest inaczej (zazwyczaj dzieje się tak, ponieważ nie radzi sobie z emocjami, które wywołują niespełnione oczekiwania).

Pamiętajcie też (szczególnie ci, którzy byli dominowani przez toksycznych ludzi), że to nie jest tak, że wasze prawo do postawienia granicy zależy od przyzwolenia drugiej strony. Tak mogło to funkcjonować, gdy byliście dziećmi i rzeczywiście możliwości postawienia się były mocno ograniczone. Jest to waszym świętym prawem, że zawsze możecie wybrać własne dobro (to prawdziwe dobro, a nie egoistyczne urojenia), ponad cudze oczekiwania i presje. Nikt i nic nie ma prawa wam tego odbierać :)

Komentarze są zamknięte.