Wchodząc na drogę rozwoju duchowego zazwyczaj mamy wiele pytań: „Czy to mi pomoże? Kiedy poczuję się lepiej? Kiedy osiągnę swoje cele? Czy ta konkretna praktyka przyniesie mi natychmiastowe efekty?”

Dla mnie rozwój duchowy w pierwszej kolejności jest przede wszystkim terapią nastawioną na zbudowanie dobrej relacji ze sobą, z otaczającym nas światem i pierwotną energią Miłości. A terapia jak to terapia wymaga ogromnych pokładów cierpliwości i czasu, ponieważ zajmowanie się całą swoją istotą jest zadaniem nie tyle trudnym, co po prostu niezwykle złożonym.

Przeciętny człowiek ma w sobie ogrom sprzecznych ze sobą wzorców, mechanizmów, nawyków, emocji, przekonań i nastawień. Jego osobowość nie jest prostym, czarno-białym tworem, ale zazwyczaj zbiorem większych i mniejszych sub-osobowości, które uaktywniają się w określonych okolicznościach. Tym wszystkim zarządzają trzy jaźnie – podświadomość, która w mocno zautomatyzowany sposób realizuje te wszystkie sprzeczności, Boska nadświadomość, która stara się wspierać, inspirować i prowadzić z poziomu Miłości i wreszcie świadome ja, obdarzone w wolną wolę, które podejmuje tysiące decyzji na bieżąco, próbując się odnaleźć w tym wszystkim. Do tego dochodzą jeszcze zewnętrzne wpływy, zarówno pozytywne jak i negatywne, jak i mnóstwo, mnóstwo innych czynników.

No i teraz, znając ten kontekst, pomyślcie jeszcze raz o pytaniach z pierwszego akapitu. Równie dobrze można zapytać o to, ile kilometrów przeleci liść rzucony w środek tornada. Z jednej strony można by porobić jakieś szacunki, ale w praktyce jest tyle możliwości, że zarówno tego liścia jak i obliczenia można sobie włożyć tam, gdzie tornada nie dochodzą :)

Widzicie, w trakcie terapii, może i z pewnością będzie odpalać się wiele różnych podświadomych wzorców i mechanizmów. Wiele z nich jest ukrytych lub nieoczywistych, więc nie da się z góry przewidzieć co i kiedy się wydarzy. Kompletną niewiadomą są wybory wolnej woli, czyli to, co dany człowiek zrobi z poziomu świadomego w reakcji na te różne zdarzenia. Tego nie wiem, ani ja, ani ten człowiek, ani nawet Bóg. W końcu na tym polega wolna wola, że nawet wbrew wszelkim tendencjom i logice, można wybrać zupełnie inaczej. Mówimy więc tutaj o 100% nieprzewidywalności i to tak naprawdę już zamyka temat odpowiadania na pytania, które próbują przewidywać przyszłość.

W rozwoju duchowym zresztą nie chodzi o to, aby przewidywać co i jak się wydarzy w przyszłości, ale żeby nauczyć się żyć chwilą obecną. Niektórzy wierzą, że potrzebują przewidywać przyszłość, aby wiedzieć jakie podjąć decyzję na tu i teraz, ale to działa w bardzo ograniczonym zakresie. Jak z pewnością nie raz zauważyliście, życie tak często modyfikuje scenariusze, które sobie założyliśmy, że równie dobrze można by rzucać monetą przy każdej decyzji. Dużo skuteczniejszym podejściem będzie nauka budowania kontaktu ze swoim wnętrzem i czerpanie z intuicyjnej mądrości, która dokładnego kształtu przyszłości również nie zna (ponieważ realnie istnieje tylko teraźniejszość, więc tylko na tej płaszczyźnie ona się porusza), ale za to posiada umiejętność doskonałego poruszania się w chwili obecnej. Ona po prostu wie tyle, ile potrzeba, aby efektywnie funkcjonować i elastycznie reagować na wszelkie zmiany, a cała reszta nie jest nam do niczego potrzebna.

A co zrobić, dopóki tego kontaktu z intuicją za bardzo nie ma? Ano przede wszystkim pogodzić się z tym, że realnie nie macie ŻADNYCH szans na wymyślenie sobie teraz doskonałej drogi do samego oświecenia. Będziecie błądzić i to wielokrotnie, co jest całkowicie naturalne dla niepełnej jeszcze świadomości. Nie wiadomo jak długo zajmą wam poszczególne etapy tej drogi i dowiecie się tego dopiero, gdy je przejdziecie. Nie będziecie mieli 100% pewności co do słuszności odnośnie tego, co robicie, a nawet jeśli ta całkowicie niezachwiana pewność się pojawi, to tym gorzej – będzie to raczej skutek uboczny działania umysłu, który szuka stabilności i bezpieczeństwa, utwierdzając się na siłę we własnych przekonaniach i wyborach.

Im więcej tworzycie sobie wyobrażeń, które mają przewidywać to, czego jeszcze nie ma – tym więcej tworzycie sobie ograniczeń. W rozwoju duchowym trzeba uczyć się płynąć z nurtem życia, puszczając kontrolę i poddając się tej cudownej sile, która nas wznosi. Trzeba oswoić się ze swoją niedoskonałością, pozwolić sobie na popełnianie błędów i wyciąganie wniosków z nich. Doskonałość możemy osiągnąć tylko poprzez pozwolenie na to, aby nasza niedoskonała jeszcze jaźń, podejmowała niedoskonałe decyzje i mierzyła się z ich konsekwencjami.

Pomyślcie o np. pięknych tworach rzeźbionych w glinie – zanim doszły one do ostatecznego kształtu, najpierw musiały przejść cały proces w trakcie którego glina nie przypominała tego, czym miała się stać. Niedoskonałe kształty musiały istnieć jako forma przejściowa, aby mogło narodzić się prawdziwe piękno. Nie powstało ono też poprzez zastanawianie się jak długo to zajmie i czy się uda, a poprzez zwykłe działanie nastawione na cel i nieustanne korygowanie wszelkich ruchów, które okazywały się błędne :)

Komentarze są zamknięte.