Ostatnio zapytano mnie o dość ciekawą rzecz – czy dusza może podzielić się, wcielając się w kilka różnych miejsc, aby po zebraniu określonych doświadczeń znów połączyć się w integralną całość.
Teoretycznie wszystko może być możliwe, ale osobiście uważam, że jest to niezwykle mało prawdopodobne. Przeciwko tej teorii świadczy kilka rzeczy.
Przede wszystkim po kilkunastu latach intensywnego badania i odkrywania tego, czym jest psychika i emocjonalność, co ją warunkuje, jak działają skomplikowane systemy przyczynowo-skutkowe w podświadomości, zdaję sobie sprawę z tego, że człowiek to nie program komputerowy, który można dowolnie kopiować. Cała ta struktura jest niezwykle złożona i każda jej część jest połączona z całą resztą przez sieć skomplikowanych zależności. Na pewno nie da się podzielić tego na części, które mogłyby działać niezależnie od siebie. Nawet te całkowicie sprzeczne części osobowości (np. wzorce ofiary i agresora) są często zbudowane na tym samym fundamencie i wzajemnie się zasilają.
Ponadto mówimy tutaj o żywym, czującym i myślącym organizmie, który działa jako jedna całość i każdy jego element czemuś służy, spełniając określoną rolę i tworząc kompletny obraz całej tej skomplikowanej układanki. Tak, jak ucięta noga nie odejdzie sama ku zachodzącemu słońcu, tak samo jakaś tam część naszych potrzeb i pragnień nie pójdzie się realizować w oderwaniu od całej reszty. To kim jesteśmy i jaki poziom świadomości przejawiamy wynika z CAŁOŚCI tego wszystkiego, co w nas jest i dopiero ta całość wzięta razem do kupy tworzy efekt końcowy, jaki widzimy na co dzień. Gdyby jakkolwiek to wyodrębniać, to doszłoby do nieodwracalnej zmiany tego kim jesteśmy i co warunkuje całą naszą złożoność, a gdyby to technicznie nawet było możliwe, to kto by był w stanie przyjąć kompletny rozpad całego ego na raz? Gdzie by się podziały te silne przywiązania i zależności, które sprawiają, że takim problemem jest zmiana jednego nawyku, więc jak tu w ogóle mówić o totalnym rozwaleniu dosłownie wszystkiego, czym jesteśmy?
Jeśli teoria ta z kolei zakładałaby nie tyle podział, co klonowanie naszych wzorców (czyli dokładnie ta sama struktura podświadomości doświadcza w kilku różnych ciałach) to również byłoby to bez sensu, ponieważ wobec wieczności jaką ma dusza, nie ma powodu, aby tak przyspieszać realizację różnych doświadczeń. Tutaj przede wszystkim w sprzeczności z tą teorią stoi świadomość wolnej woli. Taka rozdzielona dusza siłą rzeczy doświadczała by różnych rzeczy, które inaczej by kształtowały jej decyzje, emocje i wyobrażenia, więc wraz z upływem czasu drogi tych kawałków duszy tylko by się rozjeżdżały coraz bardziej, a ewentualny powrót do integralnej całości oznaczałby totalny chaos i mnóstwo konfliktów. W momencie wyodrębnienia, taki „klon” stanowiłby już całkowicie niezależny byt z którym nie dałoby się połączyć ponownie i który doświadczałby swojej własnej historii. To kompletnie nie ma sensu i szczerze wątpię w istnienie takiego mechanizmu.
No i wreszcie argument przynajmniej dla mnie kluczowy – samo to jak czuję siebie, to kim jestem, daję mi dość dużą pewność, że to nie jest żaden podzielny czy klonujący się twór. Tego nie jestem w stanie przekazać słowami, ale po prostu czucie tej czystej istoty mojego jestestwa daje mi całkowitą pewność, że wyżej wspomniane teorie mogą być tylko ezoterycznymi fantazjami. Dostrajając się do swojego prawdziwego ja, zauważamy, że nie ma nad nami żadnej nadrzędnej duszy, która tworzy nam jakieś dzikie historie czy pączkuje z nudów – jest tylko czysta miłość w tu i teraz, w nieskończonej wolności i prostocie istnienia :)
Komentarze są zamknięte.