Czemu dochodzi do tzw. „nieszczęśliwej miłości” czyli zakochiwania się bez wzajemności bądź bolesnych rozstań? Przyczyn takiego stanu rzeczy może być na tyle dużo, że można by napisać całą książkę na ten temat. U podstaw jednak wszystko sprowadza się do zaburzeń w przepływie miłości.

Otwartość na odrzucenie czy inne formy miłosnego cierpienia są efektem zablokowań w naszych własnych sercach. Na jakimś poziomie nie pozwalamy sobie na miłość, ponieważ utknęliśmy w poczuciu niezasługiwania bądź innych emocjach/traumach, które odcięły nas od swobodnego dostępu do miłości.

Tak jak fizyczne ciało desperacko walczy o każdy oddech, nie mogąc żyć bez tlenu, tak samo nasza dusza potrzebuje miłości. Bez niej popada w szarość, smutek, jałowość i bezsens – stan przypominający bardziej wegetacje niż życie. Z tym oczywiście często próbujemy walczyć odcinając od siebie, popadając w nałogi i obsesje, znieprzytomniając się czy generując destrukcje i zniszczenie w swoim życiu. To jest jednak tylko wyraz rozpaczy, pokazujący jak bardzo cierpimy bez miłości i jak bardzo jej potrzebujemy.

Tak naprawdę im bardziej zamknęliśmy się na miłość, tym większa desperacja i tym więcej emocji w temacie. A to nas popycha to coraz mniej rozsądnych działań, wręcz impulsywnych. Gdy po wielodniowej wędrówce przez pustynie, spragniony i zmęczony trafisz na brudną kałużę, to będziesz pił z niej wodę jakby jutra miało nie być. Nie będziesz zbyt długo zastanawiał się nad tym, czy się pochorujesz od tej wody, ponieważ potrzeba zaspokojenia pragnienia będzie tak silna. I tak samo jest z brakiem miłości – gdy uczucie braku rozrywa cię już na pół i nie masz siły dalej cierpieć – czujesz, że musisz dostać tą miłość. Podświadomość kreuje więc, ale obok cały czas funkcjonuje przecież to całe zamknięcie, które w pierwszej kolejności doprowadziło do całego nieszczęścia, więc kreacja jest wyrazem właśnie tych silnych, sprzecznych emocji – „pragnę, ale nie mogę!”. Stąd tak silna tendencja do desperackiego, rozpaczliwego uczepiania się „obiektów westchnień”, które dziwnym trafem nie chcą albo nie są w stanie zaspokoić naszego pragnienia miłości.

Tutaj zazwyczaj odgrywają się dwa scenariusze w zależności od tego, na co jesteśmy otwarci bardziej. Pierwszy to klasyczne odrzucenie, czyli już na dzień dobry nic nie dostajemy. W drugim przypadku dostajemy naszą upragnioną miłość, a przynajmniej tak się nam wydaje, ponieważ po jakimś czasie dochodzi do utraty związku – tak naprawdę nic tutaj nie straciliśmy, ponieważ cała kreacja od początku polegała nie na tym, aby miłość dostać, ale żeby odtworzyć traumy związane z jej utratą. Gdybyśmy jednak naprawdę otwarli swoje serce na prawdziwą miłość, to nie byłoby tam miejsca na rozdzierające dramaty i porzucenia.

Niestety osoby, które doświadczyły drugiego scenariusza, często są tak zaślepione bólem, że nie chcą widzieć tego, co naprawdę się wydarzyło. Zazwyczaj nakręcają się w iluzji „prawdziwej miłości”, będąc przekonane o tym, że bezpowrotnie utraciły coś, czego nie da się zastąpić. Najczęściej jest to tylko odtwarzanie pierwotnej traumy oddzielenia od Boga i miłości, gdzie dusza z różnych powodów (głównie ciekawość i nieświadomość) schodziła w coraz niższe energie, tracąc kontakt z miłością aż do traumatycznego uświadomienia, że oddaliła się od niej na tyle, że nie potrafi teraz do niej wrócić.

Z związku z brakiem miłości możemy przeżywać naprawdę wiele dramatów i nieszczęść, a tymczasem rozwiązanie pozostaje banalnie proste. Jeśli tak bardzo potrzebujemy miłości, to po prostu dostrajajmy się do niej! Jak się dusisz, to nie piszesz smutnych poematów o braku tlenu ani nie nakręcasz się w poczuciu niezasługiwania na powietrze – po prostu technicznie skupiasz się na tym, co pozwoli ci oddychać i oddychasz. Tak samo jest z miłością – chcesz miłości, to po prostu usiądź sobie wygodnie, zamknij oczy, oddychaj głęboko i spokojnie, połóż rękę na sercu i kontempluj uczucie miłości. To jest piękne i proste rozwiązanie, które wybije ci z głowy te wszystkie niepotrzebne dramaty i robienie czegoś wyjątkowego ze związków, które nigdy nie miały szans na coś sensownego.

Tak naprawdę wszystko rozchodzi się o jedną, prostą decyzję – chcesz czuć miłość czy chcesz czuć swój ból braku miłości? Co chcesz pielęgnować? Do czego chcesz się dostrajać? Co jest dla ciebie ważniejsze?

Komentarze są zamknięte.