Dużo się ostatnio dzieje – najpierw pandemia, potem wojna, w międzyczasie gospodarka dostaje po tyłku, co wyraźnie odczuwają nasze portfele. Wiem, że dla wielu osób był i jest to ciężki czas. Długoterminowy stres, psychiczne zmęczenie, problemy finansowe, depresja czy odpalające się lęki o przeżycie – wiele problemów uaktywniło się lub nasiliło przez te ostatnie, dwa szalone lata.

Gdy realizują się tak duże zjawiska zewnętrzne, które dotykają niemal wszystkich wokół – bardzo łatwo jest ulec niemocy wobec nich. Trzeba bardzo dużego ugruntowania z pozytywnych uczuciach, aby nie poddawać się temu, co masowo realizuje całe społeczeństwo. Dostrojenie do pozytywnych uczuć nie oznacza jednak oderwania od rzeczywistości i myślenia życzeniowego. Świadomość i akceptacja problemu jest istotną częścią radzenia sobie z nim.

Nie chodzi o to, aby udawać, że wszystko jest dobrze, kiedy nie jest. To jest tylko maskowanie bólu, który i tak będzie się przebijał i wprowadzał zamieszanie. To, czego realnie potrzebujemy to raczej budowanie poczucia zaradności, wsparcia czy bezpieczeństwa w ramach problemu. Chodzi o nastawienie w którym przyznajemy, że jest nam ciężko czy sobie nie radzimy, ale w ramach tego wyznania nie zamykamy się w poczuciu niemocy i rozpaczy. Dorzucamy tutaj światełko w tunelu, skupiając się na pozytywnych możliwościach. Można więc powiedzieć sobie:
– „Boję się, że będzie wojna w Polsce, ALE teraz jej tu nie ma i przecież w ogóle nie musi być, a nawet jeśli by była, to kto powiedział, że to właśnie mi musi się coś stać.”
– „Obawiam się o moje finanse, ponieważ wszystko drożeje i rosną raty kredytu, ALE mogę otwierać się na rozwiązania, które zapewnią mi dodatkową gotówkę, która pokryje wyższe koszty życia (może nawet z nawiązką).”

Niezwykle ważne jest to, aby pamiętać o pewnej zasadzie – indywidualne intencje zawsze będą miały wyższy priorytet ponad zbiorowe kreacje (takie jak np. wojna). Łatwo o tym zapominamy, ponieważ zdecydowana większość ludzkości nie pracuje nad ŚWIADOMYM budowaniem swoich intencji, więc w efekcie jest podatna na zewnętrzne zjawiska. Obecnie w wyniku wojny cierpi wiele osób, które nie miały w sobie jakiejś specjalnej intencji doświadczania wojny (ciężko by było, żeby praktycznie cały kraj miał takie wzorce w podświadomości), ale rzecz w tym, że nie miały też w sobie konkretnej, solidnej intencji doświadczania samej miłości, szczęścia, spokoju, itd. Tutaj po prostu jest kwestia braku solidnego ugruntowania w miłości, choć z pewnością było wiele jednostek, które miały na tyle silną przewagę dobrych intencji, aby się uratować czy nawet zwinąć z kraju na długo zanim się cokolwiek zaczęło dziać.

Czemu ta zasada jest taka ważna? Ponieważ zapominając o niej, wpadamy w pułapkę bezsilności, która tworzy mnóstwo podatności na te niepożądane zjawiska zewnętrzne, co oczywiście utwierdza nas jeszcze bardziej w niemocy i tak to się kręci.

Moc Boga jest silniejsza od jakichkolwiek ograniczeń! Warto zawsze o tym pamiętać, a najlepiej porządnie przeafirmować. Cokolwiek by się nie działo, jak bardzo w tyłku byśmy nie byli w związku ze zjawiskami niezależnymi od nas – zawsze da się zrobić coś, aby chociaż załagodzić to, co się dzieje.

Ja sam przez ostatnie pół roku nażarłem się sporo stresu – okazało się, że mieszkanie, które wynajmowałem od lat, miało być sprzedane dosłownie w momencie, kiedy ja dopiero miałem powoli się zabierać za kupowanie swojego własnego. Nie miałem jeszcze całej kwoty jaka była mi potrzebna do uruchomienia całego procesu, a samego mieszkania też nie kupuje się od ręki, ponieważ trzeba jeszcze trafić na sensowną ofertę. W międzyczasie pojawił się polockdownowy boom na mieszkania, który w ciągu kilku miesięcy podbił ceny o kilkadziesiąt tysięcy i zmniejszył ilość dostępnych ofert. W tle rosnąca inflacja i podwyższanie stóp procentowych, później napięta sytuacja polityczna (która zamieniła się w realną wojnę), skopany Nowy Ład i ogromna niepewność, co będzie lepsze – kredyt z rosnącymi ratami czy inflacja pożerająca oszczędności. Nie powiem, lepszych czasów na kupowanie pierwszego mieszkania być nie mogło :D

Teoretycznie to wszystko nie mogło skończyć się dobrze, a mimo to, cała seria małych cudów sprawiła, że wcześniej uzbierałem pieniądze, na ostatnią chwilę pojawiło się mieszkanie wręcz idealne w jednym z kilku budynków o których rozmyślałem przez ostatnie 3 lata, pewne zawirowania sprawiły, że i tak już dość atrakcyjna cena uległa jeszcze obniżeniu i generalnie wszystko potoczyło się tak dobrze, że aż sam nadal w to nie wierzę :) A przyznam, że zanim do tego doszło to były momenty frustracji i bezsilności, gdzie narzekałem: „ile jeszcze mi kłód pod nogi rzucą”.

Z domu wyniosłem mocno fatalistyczne podejście do życia, więc wiem jak łatwo można poddać się i nakręcać emocjonalnie, gdy coś się dzieje i tkwimy w niepewności odnośnie przyszłości. Na szczęście cały czas uczę się, że moc Boga potrafi czynić naprawdę niesamowite cuda – trzeba tylko przekierować chociaż część swojej uwagi na nią i pozwolić jej działać.

Zawierzanie tej potężnej mocy jest tak naprawdę jedynym niezawodnym sposobem na prawdziwe bezpieczeństwo – i nawet jeśli mamy problem z otwieraniem się na nią – już sama świadomość, że jest coś, co daje szansę na lepszy los, już jest sporym pocieszeniem.

PS. Po złych czasach, zawsze przychodzą dobre czasy – to jest tylko kwestia czasu :)

Komentarze są zamknięte.