Dziś takie nieco przewrotne pytanie – czy rzeczywistości trzeba dodawać magii? :)

Zazwyczaj filmy, seriale czy książki, nawet jeśli opowiadają o zwykłym życiu i zwykłych ludziach, robią to w sposób, który dodaje mnóstwo emocji i wrażeń. W końcu kto chciałby oglądać przygody człowieka, który po prostu je, śpi i pracuje, robiąc niewiele więcej? Większość z nas żyje w większej bądź mniejszej rutynie zwyczajnego życia, więc dość naturalnym jest to, że umysł szuka jakichś większych emocji, wrażeń czy przygód. Ludzie zaspokajają tą potrzebę na różne sposoby – niektórzy sobie znajdują jakieś ciekawe hobby, inni żyją fikcyjnymi historiami lub fantastycznym życiem prawdziwych ludzi (celebrytów czy influencerów). Najciekawiej mają duchowiacy wszelkiej maści, ponieważ w kolorowym świecie ezoteryki można mnożyć naprawdę mnóstwo doświadczeń – również tych skrajnie nieprzytomnych i odlecianych, ale jakże mocno zmieniających szare, nudne życie w kolorową jazdę bez trzymanki! :)

Do tego dochodzą jeszcze współczesne trendy mediów społecznościowych – niemal każdy chce pokazać wszystkim, że jest wyjątkowym człowiekiem z wyjątkowym życiem. Stąd dochodzi nawet do takich przypadków, gdzie zjawiska całkowicie zwyczajne i prozaiczne przedstawiane są jako mistyczne doświadczenia o niesamowitej głębi. Na każdym kroku mamy do czynienia z ingerencją Sił Wyższych, absolutnie we wszystkim jest jakaś niesamowita przyczynowość, a zwyczajne, życiowe czynności koniecznie trzeba upamiętnić ciężkim do zrozumienia, filozoficznym wywodem, który podkreśli to, że dzieją się rzeczy wyjątkowe i podniosłe.

Życie jest wyjątkowe i wspaniałe. My jesteśmy wyjątkowi i wspaniali. To jednak nie jest sposób na to, aby tą wyjątkowość odkrywać. Wręcz przeciwnie – to jest całkowicie niepotrzebny wysiłek tworzenia na siłę czegoś, co ma przykrywać braki. Szukanie magicznej tęczy i jednorożców wynika z niepogodzenia z rzeczywistością i jest próbą przerobienia jej na coś zupełnie innego – to jest tak naprawdę próba wyparcia jej naturalnej zwyczajności na rzecz fantazji, która ma wnieść koloryt i dodatkowy smak. Wynika to z wewnętrznej pustki, ponieważ człowiek bogaty duchowo i prawdziwie urzeczywistniony nie odczuwa potrzeby, aby kolorować sobie rzeczywistość – on dostrzega jej prawdziwe piękno z takiej, jaką jest, więc nie musi niczego zmieniać, podkreślać, wyolbrzymiać czy szukać wymyślnych znaczeń.

Jest taka przypowiastka buddyjska, której dokładnie już nie pamiętam, ale szła mniej więcej tak:
Do buddyjskiego klasztoru przychodzi kandydat na mnicha. Stary mistrz zen pokazuje palcem na ciągnący się za nim krajobraz i pyta przybysza: „Co widzisz?”.
– „Widzę rzekę, las i górę w oddali”.
Mistrz bez słowa kiwa głową i prowadzi przybysza ku komnatom nowicjuszy.
Kilka lat później nasz bohater jest już zaawansowanym mnichem i sytuacja się powtarza.
– „Co widzisz?” – pyta mistrz wskazując ten sam kierunek.
– „Widzę przepiękny akt boskiego stworzenia, dowód działania Wyższej Siły, która doskonale urządziła ten świat” – odpowiada mnich w ekstazie – „Widzę kosmiczną doskonałość, która dała początek wszelkiemu życiu. Dostrzegam jedność jaką wszyscy stanowimy w tym cudownym, boskim dziele”.
Mistrz ponownie tylko kiwa głową nie komentując w żaden sposób wypowiedzi mnicha.
Sytuacja powtarza się co roku, za każdym razem przebiegając podobnie. Zmienia się to dopiero po wielu latach.
– „Co widzisz?” – pyta ponownie mistrz.
– „Widzę rzekę, las i górę w oddali”.
Mistrz uśmiecha się serdecznie i odpowiada: „Teraz jesteś już gotowy, aby mnie zastąpić.”

Widzicie, w życiu bardziej chodzi o to, aby dostrzegać piękno i sens w prostocie, zwyczajności, a nie żeby nakręcać sztuczną wyjątkowość. Niestety zwyczajność się tak dobrze nie sprzedaje, to też dominują zjawiska, która polegają na tym, aby zbudować niesamowitą, magiczną bańkę, rozbudzić pożądanie, a potem już tylko liczyć zyski od ludzi, którzy uwierzyli w to, że pozostanie w ich zwyczajności oznacza porażkę i powód do wstydu. Okropne jest zjawisko fast-foodowej, kapitalistycznej duchowości nastawionej na nakręcanie takich baniek. Ta ciągła gonitwa za sukcesami, dużą kasą, blichtrem i wyjątkowością sprawiają, że gdzieś po drodze zatraca się prawdziwa idea duchowości – samoświadomość, pogodzenie ze sobą, miłość do siebie, życie w zgodzie z własnym wnętrzem. To też wypacza postrzeganie rzeczywistości, ponieważ zamiast odnajdywać radość w naszym zwyczajnym życiu, tworzymy sobie jakieś dziwne fikcje.

I tu też dochodzimy do największej patologii tego zjawiska. Przychodzi do mnie naprawdę sporo ludzi, którzy czują się źle ze sobą, ponieważ oni tej fikcyjnej wyjątkowości w swoim życiu nie mają (a uwierzyli w to, że praktycznie każdy ma i oni też powinni). A to mnie smuci jak pomyślę sobie, ile osób cierpi w samotności, ponieważ ludzie wokół nich nakręcili jakieś nierealne pierdololo.

Uwierzcie mi, szkoda czasu na gonienie za tym co mają czy co obiecują inni. Nie oglądajcie się na innych. Skupcie się na sobie, na swoim życiu, na własnym sercu i po prostu wsłuchajcie w to, czego wy chcecie, czego wy potrzebujecie i o co wam chodzi. To nie musi być wyjątkowe, magiczne ani robiące wrażenie – to ma być po prostu wasze :)

Komentarze są zamknięte.