Nasza przeszłość jest tym, co nas ukształtowało, ale nie tym, co by nas definiowało. To jest bardzo istotna różnica. Co to znaczy w praktyce?

Jeśli mieliśmy np. ciężkie dzieciństwo, to wynieśliśmy z niego dużo negatywnych emocji i wzorców, które kształtują to, jak się zachowujemy, jak reagujemy w różnych sytuacjach, jakie mamy oczekiwania i nastawienie, na co jesteśmy otwarci, itd. Część ludzi czuje się więźniami własnej przeszłości, czując się trwale „spaczona”. Wierzą w to, że pewnych rzeczy w sobie już nie zmienią czy nie naprawią, ponieważ według nich dokonało się skrzywienie, którego nie da się naprostować. W żadnym wypadku jednak nie będzie to prawda, ponieważ to zależy już tylko od naszej wolnej woli i szczerej chęci uzdrowienia siebie.

To co się wydarzyło na przestrzeni naszego życiu to po prostu zbudowanie konkretnej osobowości, czyli sztucznych uwarunkowań z którymi się utożsamiamy. Jedyna różnica między osobą z „normalnym”, a trudnym dzieciństwem jest taka, że ta druga ma więcej mechanizmów odcięcia od siebie i trudnych emocji do przeprocesowania. Wszyscy jednak w toku duchowej pracy uwalniamy się od sztucznej osobowości (niezależnie od tego, czy to osobowość straumatyzowana czy „zwyczajna”), zastępując to medytacyjną samoświadomością.

Pod jednym względem osoby z trudną przeszłością mają nawet lepiej – łatwiej jest rozpoznać te negatywne, skrzywdzone części osobowości jako coś sztucznego, żeby je uzdrowić i zastąpić Boskim urzeczywistnieniem. Osoby mające „normalne” życie mogą traktować pewne uwarunkowania jako coś zwyczajnego, nie widząc potrzeby ruszania tego – łatwiej jest więc im tkwić w wygodnych, ale sztucznych schematach.

W każdym razie, niezależnie od tego, jak zostaliśmy ukształtowani przez nasze wcześniejsze doświadczenia – niekoniecznie jesteśmy tym, z czym się utożsamiamy. Tak naprawdę prawdziwie definiuje nas tylko nasza pierwotna, Boska natura i tylko ona jest stałym, prawdziwym punktem odniesienia. Cała reszta to tylko zmienne schematy. Nawet te ciężkie wzorce, w których zakopaliśmy się po uszy, nie są niczym trwałym – nawet gdybyśmy mieli taką chęć, to nie jesteśmy w stanie w nieskończoność zaprzeczać naszej prawdziwej naturze poprzez utożsamianie się z kłamstwem.

Warto spojrzeć na swoją przeszłość w ten sposób: „Ok, rozumiem, że to co się wydarzyło wtedy sprawia, że mam takie myśli i emocje, ale ja prawdziwy nie jestem tym. Jestem czymś więcej niż to, co teraz czuję i mi się wydaje”.

TERAZ może być ciężko i być może nie widzisz dla siebie wyjścia. To nie będzie jednak wieczny stan. Być może teraz utożsamiasz się z czymś ograniczającym, ale za jakiś czas może już po tym nie być nawet śladu. Może coś wyglądało tak, a nie inaczej przez całe twoje dotychczasowe życie, ale to nie jest żaden argument. Mogłeś np. jeść mięso od dzieciństwa przez kilkadziesiąt lat, a potem po prostu przestałeś z dnia na dzień. Z podświadomymi wzorcami też tak może być – coś się przejawia przez całe życie, a potem po prostu przestaje, bo wybierasz coś innego. Zresztą patrząc z szerszej, wielowcieleniowej perspektywy, jakiekolwiek obciążenia by nie wybrać – na pewno nie przejawiałeś ich od zawsze, od momentu narodzin twojej duszy. Nie możesz więc o żadnym ograniczającym schemacie powiedzieć, że był w tobie od zawsze, ponieważ podświadomość pamięta czasy, gdy go jeszcze nie przejawiała :)

Komentarze są zamknięte.