Duchowe przebudzenie zazwyczaj jest zjawiskiem, w ramach którego dochodzi do zanegowania znanego wcześniej porządku rzeczy i otwarcia się na nową, szerszą perspektywę. I choć jest to piękny i ważny proces, odnoszę wrażenie, że często prowadzi do pewnego wypaczenia. Nie bez powodu bowiem rozwojowcy mają naprawdę duże tendencje do negowania bardzo, bardzo wielu rzeczy.

Na każdym kroku spotykam się z budowaniem „duchowego” klimatu negacji i buntu. W wielu duchowych środowiskach pasuje niepisana zasada, że im bardziej jest coś powszechnie uważane za słuszne, tym bardziej duchowe będzie zanegowanie tego. Wynika to chyba z założenia, że zdecydowana większość ludzkości to idioci, więc jeśli w coś wierzą tzn „szare masy” to na pewno nie jest to prawdą. Mamy też negacje wszystkiego, co chociaż częściowo stoi w opozycji do duchowości. Mamy więc ogromny poziom negacji nauki, medycyny akademickiej, psychologii i wielu innych wynalazków cywilizacji, które mają liczne niedoskonałości, ale daleko im też do totalnej bezużyteczności.

Co jest dla mnie smutne, to fakt, że jak ktoś czuje się uduchowiony, to z łatwością odrzuci środowisko naukowe za którym stoją tysiące ludzi, jakiś poziom zorganizowania starający się trzymać pewien poziom, ogromna ilość pracy, itd. Od tak, pstryknięcie palcem i w głowie odrzucony ogromny dorobek cywilizacyjny tej mądrzejszej części ludzkości. A w zamian co? Łykanie jak pelikan każdej bzdury od dowolnej osoby, która samodzielnie ogłosi się duchowym guru lub zbudowała taki klimat. Przecież w duchowym środowisku panuje całkowicie wolna amerykanka, gdzie cały przekrój różnych osobowości – z jednej strony mamy mądrych, świadomych i ogarniętych ludzi, którzy są świetnymi nauczycielami, ale zaraz obok nich funkcjonują świetnie maskujących się psychopaci, chorzy psychicznie, opętani, wkręceni w astral, nieprzytomni, manipulanci, oszuści i naciągacze, narcyzi i megalomani, mitomani, karierowicze z parciem na kasę, sławę i podziw, początkujący, którzy myślą, że już się prawie oświecili, itp, itd.

To, co mnie najbardziej szokuje to fakt, że jak wiele osób nawet nie próbuje jakoś weryfikować jakości tego, co pochodzi od danej osoby. Dla nich jak coś jest duchowe to jest pozytywne, dobre i przebudzone. Z kolei to co nieduchowe, czyli np. nauka to relikt nieprzebudzonej przeszłości, sen szarych mas, od którego trzeba uciec. A to prowadzi do tego, że taki rozwojowiec nie ma żadnego szacunku do profesora, który 40 lat poświęcił badaniu jakiejś dziedziny i większym autorytetem jest charyzmatyczna babeczka, która się ładnie i kolorowo ubierze, coś pomantruje i zawsze ma jakąś pozytywną historię do opowiedzenia. To nieważna kim jest tak kobieta i czy w ogóle ma coś sensownego do powiedzenia – ona jest przecież „duchowa, nasza”, więc musi mieć więcej racji niż ten smutny profesorek, co nawet w miłość i Boga nie wierzy.

Zakręcenie w duchowej negacji sprawia, że z tego co mogę zaobserwować to „przebudzeni”, którzy uważają się za bardziej świadomą część ludzkości, w rzeczywistości są dużo podatniejsi na coraz powszechniejsze zjawisko dezinformacji i fake newsów. Wydaje im się bowiem, że jeśli zanegowali powszechnie panujący porządek to są mądrzejsi, ponieważ zobaczyli coś więcej niż większość. Wpadają więc w spiralę negowania i utwierdzania się w przekonaniu, że im bardziej coś burzy różne wyobrażenia, tym jest głębsze i bardziej przebudzające.

Szkoda tylko, że nie widzą tego, że w tak samo wybiórczy i manipulacyjny sposób można by równie skutecznie negować miłość, Boga, oświecenie i wszystkie inne duchowe koncepty.

Wystarczy się chwilę zastanowić. Jeśli np. środowisko naukowe zasługuje na odrzucenie z powodu niedoskonałości ludzi z tego środowiska, toksycznych zjawisk takich jak np. lobbowanie badań przez chciwie korporacje czy ograniczona metodologia, która nie jest w stanie uchwycić duchowych zjawisk pewnych aspektów – to duchowe środowisko tak samo zasługuje na pełne potępienie, szczególnie że tam się dzieją jeszcze gorsze rzeczy. Wiecie, ilu ludzi oszukano czy skrzywdzono w ramach duchowości? Wiecie jaka jest skala oszustw, nadużyć i niekompetencji w duchowości? Czy zdajecie sobie sprawę jak wiele naprawdę toksycznych i popieprzonych rzeczy dzieje się w tym środowisku? Nie ma dokładnych statystyk, ale z pewnością wystarczająco duża, aby można było całkowicie negować całą duchowość. I zresztą tak też się dzieje, ponieważ po drugiej stronie siedzą tacy sami ludzie jak my, którzy mają swoje środowisko i zgodnie z tymi samymi mechanizmami negują nasze podejście i wywyższają wartość swojego. Jedni i drudzy tak naprawdę są siebie warci.

Negacja i bunt to nie jest droga otwartego serca. To jest droga wkurzającego dzieciaka, który robi porządek i głośno krzyczy, że ma być tak, jak on chce. On wie lepiej i każe ci włączyć myślenie, bo ty zobaczyłeś coś w propagandowej telewizji, a on przeczytał w oświeconym internecie (fake’owy artykuł napisany przez ruskiego trola za 1,50 zł).

Podważać trzeba mądrze i na pewno nie wybiórczo, zgodnie z własnymi oczekiwaniami i preferencjami. Świat jest dużo, dużo, dużo bardziej złożony niż zwykły podział na „my mądrzy i świadomi, tamci głupi i zamknięci”.

Na koniec do przemyślenia – jak to jest, że rozwojowcy krzyczą na różne medyczne wynalazki, że szkodliwe albo niewystarczająco przebadane (mimo, że za tym stoi ogromna ilość ludzi, organizacji i procedur), ale lekką ręką leczą się prawodą czy innymi ezoterycznymi wynalazkami, które polegają na tym, że przychodzi jakiś gość i mówi, że to tak działa, a jakiś inny potwierdza, że „no, spoko jest”. :D

Komentarze są zamknięte.