Gdy dążymy do konkretnego celu, a na drodze stają nam dosyć duże przeszkody pochodzące z zewnątrz, od świata i innych ludzi – łatwo jest zapomnieć o duchowych prawdach i uwierzyć w moc zewnętrznych ograniczeń. Dla przykładu – ja już trzeci rok odkładam sobie pieniądze na wkład własny, aby kupić własne mieszkanie. I choć jestem już bardzo blisko celu, to frustracja potrafi się pojawiać do dziś, ponieważ powodów jest od groma:
– ceny mieszkań rosną jak głupie, to co mógłbym dostać poniżej 300 tys. te 3 lata temu, dziś kosztuje już bliżej 350 tys. i cały czas rośnie. Prawdopodobnie będę zmuszony kupować na szczycie cen, a żyjąc na najmie nie opłaca mi się czekać na „lepsze czasy”.
– polityka rządu, który na siłę utrzymuje niskie stopy procentowe nie tylko zwiększa inflację, która pożera mi oszczędności, ale również pompuje dalsze wzrosty cen mieszkań. Pomijam już to całe rozdawnictwo i inne pomysły.
– dużo ludzi ma niską świadomość finansową, więc biorą kredyt pod korek podbijając ceny, a potem będą płakać jak rata wzrośnie o połowę albo nawet więcej.
– spekulanci, flipperzy, fundusze inwestycje i inne podmioty, dla których mieszkania są źródłem zarobku również podbijają ceny.
– akurat jak jestem blisko celu, to teraz wszyscy rzucili się na kredyty po pandemii i rynek jest rozgrzany do czerwoności.

Mógłbym jeszcze tak wymieniać, ale nie o to chodzi, aby teraz szczegółowo analizować sytuację na rynku nieruchomości. A tą znam dosyć dobrze, ponieważ dużo czytam i śledzę co się tam dzieje, aby podjąć świadomą i rozsądną decyzje – w efekcie czasami rwę sobie włosy z głowy i pytam retorycznie „Boże, dlaczego?” :D

W takich sytuacjach naprawdę bardzo łatwo jest wpaść w poczucie bezsilności i całkowitej zależności od sytuacji zewnętrznej. No bo co ja mogę zrobić z tymi wszystkimi czynnikami, które wymieniłem powyżej? Co ja poradzę na to, że urodziłem się tak, że akurat moja młodość i etap kupowania pierwszego mieszkania jest w takich, a nie innych czasach? W gruncie rzeczy nic nie mogę i to jest punkt w którym większość ludzi nakręca się w negatywnych emocjach do świata, rządu, ludzi, itd. Mi się też zdarza, ale zazwyczaj staram się przywołać siebie do porządku i przypominam sobie o tej niezwykle ważnej zasadzie – nie ma sensu zajmować się ani emocjonować się tym, co ode mnie nie zależy. Lepiej skupić się na tym, co jest ode mnie zależne i to zasilać pozytywnie na tyle, aby mogło przekroczyć te wszystkie ograniczenia.

W tym wypadku akurat rozwiązania są dosyć oczywiste. Trzeba po prostu więcej zarobić i będzie po problemie. Mógłbym się oczywiście nakręcać w tym, że gdyby świat byłby taki, a nie inny, to byłoby mi lżej i mógłbym osiągnąć coś mniejszym kosztem. To nie jest jednak myślenie, które przynosi cokolwiek dobrego, więc szkoda na nie czasu. Ważna jest akceptacja i przyjmowanie rzeczy takich, jakimi są. Skoro musiałem finansowo jeszcze bardziej zacisnąć pasa, zrezygnować z wakacji, trochę więcej poafirmować dostatku pieniędzy – no to się wydarzyło i już.

Założyłem sobie również, że nie zamierzam robić niczego na siłę ani wbrew sobie, więc nie uległem „pokusie” wypruwania z siebie flaków, żeby zarobić jak najwięcej. Chciałem zrobić to na luzie, pracując w całkowitej zgodzie ze sobą i bez przemęczenia się i to się akurat udało :)

To co było istotne, to właśnie nie uleganie panice i nie nakręcanie się tym, co się dzieje na zewnątrz. Skupiłem się na Bogu, na swoich możliwościach i działałem tak jak chciałem i potrafiłem. Nie zawsze szło to tak szybko, jakbym sobie życzył, ale jednak cały czas posuwało się do przodu. Były momenty zwątpienia, bezsilności i frustracji, ale po nich zawsze przychodziły te lepsze dni i małe sukcesy zbliżające do celu.

Do samego końca rzucają mi kolejne kłody pod nogi, jakby nasz kochany rząd uparł się, aby zrobić wszystko co się da, aby utrudnić młodym ludziom bez dzieci kupno ich pierwszego mieszkania :P Jestem już jednak na szczęście na totalnej końcówce i jak dobrze pójdzie, na początku przyszłego roku będę mógł już się rozglądać za konkretnymi mieszkaniami. Gdybym się wcześniej poddał i powiedział sobie „w tym kraju się nie da, to nie ma sensu” to nie miałbym nic. Cieszę się więc, że dałem sobie szansę, mimo niesprzyjających okoliczności i niepewności co do tego, czy dopiero rozkręcane działalności będą w stanie zarobić na tyle dużą nadwyżkę, aby opłacić życie w dużym mieście i odłożyć jeszcze na 20% wkładu własnego.

Podsumowując – warto mieć ufność w moc Boga, wierząc, że jest ona silniejsza od jakichkolwiek ograniczeń zewnętrznych. Dostrajając się do niej – możemy czerpać z genialnych, a czasami prostych, ale działających rozwiązań. Obojętnie jak bardzo świat by nam nie robił pod górkę, my możemy osiągać to, co dla nas ważne – żeby jednak to działało, trzeba się zasilać przede wszystkim konstruktywną energię rozwiązań i działania, a nie karmić niezadowolenie, bezsilność i frustrację. Nie walczmy z tym, co od nie zależy, zajmując się cierpliwie i ze spokojem tym, na co mamy wpływ :)

Komentarze są zamknięte.