To, że ludzie „duchowo uśpieni” i nieświadomi często wierzą w moc zewnętrznych ograniczeń, mnie nie dziwi. W końcu z tego powierzchownego poziomu postrzegania świata, może się to wydawać naprawdę przekonujące, że ograniczają nas politycy, rodzice, otoczenie, przepisy prawa i wiele innych. Rozumiem też, że każdemu może tymczasowo wychodzić bezsilność i inne zaślepiające emocje – normalna sprawa. No, ale żeby siedzieć całymi latami w duchowości, gdzie dosłownie wszystko jest przesiąknięte informacjami o tym, że to my sami kreujemy swoją rzeczywistość, jesteśmy źródłem tego, co najlepsze, a wszelkie ograniczenia, to jedynie wzorce do uzdrowienia – a mimo to, świadomie upierać się, że się czegoś nie da, bo nie i już?

Niektórzy twierdzą, że w tym kraju nie da się prowadzić własnego biznesu, mimo że według GUSu mamy obecnie zarejestrowane 4 miliony działalności. Nikt tym wszystkim ludziom nie powiedział, że robią coś kompletnie bez sensu? Tak, oczywiście, nie mamy przyjemnych przepisów i trzeba się liczyć z kłodami rzucanymi pod nogi, ale czy to jest powód, żeby obrażać się na cały świat i rezygnować z własnych marzeń? Czy nie lepiej jest np. pomodlić się „Boże, pokaż mi jak przekroczyć te ograniczenia, obdarz mnie wszelkimi środkami i możliwościami do realizacji moich planów”? Pracować ze swoimi wzorcami i wydobywać potencjał, który pomoże zrealizować cel? Tyle rzeczy można robić, nawet szykując na spokojnie, całymi latami grunt pod dalsze działania. Ja swojej działalności też nie założyłem od razu, jak tylko poczułem, że chciałbym robić to, co robię. Trwało to trochę czasu (kilka lat od pierwszych pomysłów do faktycznej realizacji), nim przepracowałem braki w samoocenie czy ograniczające wyobrażenia, które mnie zniechęcały do działania.

To samo dzieje się w różnych sferach życia. Ludzie twierdzą, że nie są w stanie stworzyć fajnego związku, ponieważ kobiety/mężczyźni są głupi(e). Wierzą, że nie doświadczą seksu, ponieważ są już za starzy. Uważają, że nie mogą w sobie czegoś uzdrowić, bo jest to zbyt silne. Zawsze są jakieś wymówki, które totalnie ignorują fakt, że przecież docelowo możemy urzeczywistnić pełnie naszej Boskiej natury i przekroczyć wszelkie ograniczenia. Czyżby te założenia nie były traktowane poważnie? Spotykałem się z takim zjawiskiem jak ludzie „wierzący-niepraktykujący”, ale żeby być tak „niewierzącym-praktykującym”? To już jest nieco dziwne :D

Wszystko, co nie łamie podstawowych praw rządzących wszechświatem, jest potencjalnie możliwe! A jeśli uważasz, że jednym z tych praw jest to, że nie spotkasz nigdy ogarniętej kobiety, to zastanów się nad tym jeszcze raz :D

Tak naprawdę wszystko rozbija się jak zawsze o twoje prawdziwe intencje i motywacje. Różne rzeczy ci nie wychodzą, dopóki mieści się to w akceptowalnych przez ciebie granicach cierpienia. Nie możesz np. znaleźć pracy, ale tylko dlatego, że jakaś część ciebie jest w stanie przyjąć negatywne konsekwencje tego faktu. Gdyby jednak groziła ci np. śmierć z głodu (na którą podświadomie byś się już nie godził), to nagle dokonałby się cud i coś by się jednak znalazło :)

Ja np. miałem tak ogromne zamknięcie na związki i tak dużo negatywnej karmy w tym temacie, że gdyby mi nie zależało mi jakoś mocno, to mógłbym się całe życie bujać w niemocy i cierpieniu (mimo nawet jakiejś tam pracy nad tematem). Na drodze do tego celu stał naprawdę ogrom emocji, wzorców i podświadomych ograniczeń, ale jako że dotarłem do pewnej granicy cierpienia w tym temacie i dosłownie coś we mnie pękło – nie miałem już przestrzeni na żadne „nie da się”. Takiego scenariusza nie brałem w ogóle pod uwagę. Założenie było takie, że będę pracował nad sobą aż do skutku, choćby miało mi to zająć całe życie intensywnej pracy.

Trwało to kilka lat, a że miałem mocno zniszczoną samoocenę i dużo traum z dzieciństwa – w najgorszych momentach, gdy dopiero uczyłem się tych wszystkich praktyk, emocje potrafiły naprawdę mocno we mnie uderzać. Czując ogrom złości, żalu, smutku, bezsilności i innych przygniatających emocji, nie poddawałem się, a nieraz siadałem do zabiegu, oddychałem bardzo głęboko w sposób rebirthingowy i próbowałem te emocje prostu przeoddychać, zamiast im ulegać. Nie zliczę ile razy tarzałem się po podłodze zapłakany i sfrustrowany, pytając Boga „czego jeszcze ode mnie chcesz? Ile jeszcze mam zrobić, żeby tylko ktoś mnie przytulił?”. Bywało ciężko, ale z tyłu głowy zawsze miałem poczucie „nie poddam się, nie odpuszczę – prędzej czy później rozpracuje wszystko, co mi stoi na drodze do celu i go osiągnę”.

Prawda jest taka, że jeśli NAPRAWDĘ ci na czymś zależy, to zrobisz wszystko co w twojej mocy, aby się na to otwierać. Nawet jeśli wykorzystasz wszystkie opcje, to nie będziesz ustawał w poszukiwaniu nowych i badaniu co do tej pory nie działało. A zawsze da się coś zrobić – to zależy tylko od twojej otwartości, to i nad nią można popracować. Nieważne co w twoim przypadku cię ogranicza. Jeśli się za bardzo czegoś boisz, można popracować nad bezpieczeństwem. Jeśli nie wierzysz w sens duchowej praktyki w twoim przypadku, to i to można uzdrowić. Wszystko da się skorygować tak, aby działało dobrze, ale tutaj potrzeba tylko jednego czynnika – twojej szczerej, dobrej woli, aby rzeczywiście poddać się pozytywnym zmianom.

Także jeśli uważasz, że świat, ludzie, politycy, rodzina czy cokolwiek innego poza tobą uniemożliwia cokolwiek istotnego dla ciebie, to znaczy, że nie jesteś szczery ze sobą. To znaczy, że szukasz zwykłych wymówek i usprawiedliwień, które pozwolą uciec ci przed odpowiedzialnością za siebie i swoje przejawianie się. Oczywiście nie musisz tu i teraz mieć siły, ani ochoty aby przekraczać pewne rzeczy w sobie – bądź jednak chociaż szczery ze sobą i nazywaj rzeczy po imieniu, zamiast szukać kozłów ofiarnych.

Jesteś wolną, Boską istotą i tylko ty sam decydujesz o jakości swojego własnego życia. Wszelkie tymczasowe ograniczenia zewnętrzne są przedłużeniem twoich własnych, długofalowych intencji i nastawień. One mogą pochodzić z zewnątrz, ale to twoja wolna wola cię na wystawiła na ich oddziaływanie. I twoja wolna wola jest tym, co może cię z nich wyciągnąć.

Moment zmiany jest tu i teraz. I to Ty jesteś tą zmianą.

Komentarze są zamknięte.