W toksycznych domach pokutuje przekonanie, że dzieci trzeba trzymać krótko, karać i na wszelkie sposoby kształtować na siłę, bo w przeciwnym razie nie wyrosną one na „dobrych ludzi”. Zauważcie, że wszystko jest zbudowane na totalnie abstrakcyjnym założeniu, jakoby dziecko było złe z natury i gdyby dać mu zbyt wiele swobody, to właśnie to zło dominowałoby w jego przejawianiu się.

Szczególnie rodzice ze wzorcami narcystycznymi są przekonani, że wszystko co dobre wypływa z nich, a wszystko co złe – ze strony dzieci i całej reszty otoczenia. Taki rodzic nieustannie musi naprawiać, korygować, krytykować, itd. ponieważ bez jego świętej ingerencji nic by nie działało jak trzeba, a świat spłonąłby spowity niewyobrażalnym chaosem.

Toksyczni rodzice pięknie sobie udowadniają słuszność swojego myślenia. Kiedy dziecko w ich mniemaniu zrobi coś źle, to jest to dowód na to, że jest ono złe i trzeba się za nie porządnie zabrać. Kiedy dziecko osiągnie coś wartościowego czy zrobi coś dobrze, to jest to oczywiście efekt cudownego wychowania rodzica i jego wzmożonych działań, aby coś wyrzeźbić tej kupki wstydu zwanej dzieckiem.

Dzieci wychowywane w takich warunkach mają niestety całkowicie zniszczoną samoocenę, ponieważ patrzą na siebie oczami rodzica – siebie postrzegają jako coś niewłaściwego, zepsutego, nieodpowiedniego czy złego, a wszelką wartość potrafią zauważyć jedynie poza sobą, na zewnątrz. W końcu narcystyczny rodzic zawsze budował przekaz „w tobie nie ma żadnej wartości, ja jestem twoją wartością”.

Często szczytem marzeń osób zniszczonych w takich sposób, jest znalezienie się w bliskiej relacji z kimś „wartościowym”(tutaj oczywiście może kompletnie zaburzone znaczenie co to znaczy być wartościowym) i czerpanie z jego wartości. Jedną z kluczowych rzeczy w uzdrowieniu będzie więc dopuszczenie do siebie faktu, że my sami możemy być źródłem pełnoprawnej wartości dla siebie i świata. Chodzi o to, aby wyjść poza wyobrażenia o tym, jacy rzekomo źli i ułomni jesteśmy, zbierając się na odwagę, aby zburzyć tą ogromną presję, jaką nam narzucono.

Gdy pracuję z osobami, które wychowały się w tego typu domach, bardzo często na początku słyszę pytania typu: „Czy da się mi się w ogóle pomoc? Czy to jest możliwe, aby to uzdrowić?” Ich wartość i zdolność zrobienia czegokolwiek dobrze była tak często i mocno negowana, że pierwszym odruchem jest poddanie w wątpliwość tego, czy im uda się osiągnąć to, co osiągają inni. Ja w takich momentach zazwyczaj serdecznie się śmieję i mówię, że oczywiście, że się da :) To nie jest problem typu poważnie uszkodzenie mózgu, które uniemożliwia normalne myślenie, a co za tym idzie, jakąś sensowną pracę nad sobą. Tutaj wystarczy jedynie skuteczna terapia i szczera chęć, połączona z wytrwałością. Niezależnie od tego, jak głębokiego dna sięgnęła ta samoocena i jak trudne były doświadczenia z przeszłości – ze wszystkiego można wyjść. Poznałem zresztą już całe mnóstwo cudownych ludzi, którzy dzięki własnej motywacji wyszli z dużo gorszych problemów.

Spróbuj też spojrzeć na całą sytuację z innej perspektywy. To nie ty jesteś żałosny i nic nie warty. Prędzej nazwałbym żałosnym i malutkim rodzica, który musi zdeptać i zeszmacić własne dziecko z powodu własnych kompleksów. Gdy byłeś dzieckiem, nie miałeś odpowiedniej samoświadomości, ani narzędzi sobie z tym poradzić – to jest normalne, że dałeś się zdeptać. Teraz, jako dorosła, niezależna jednostka możesz zobaczyć tą całą żałosność swojego kata, a co za tym idzie – to jak niewiele warte są te wszystkie toksyczne słowa. Warto przebaczyć, odpuścić i pójść dalej, budując już swoją własną ocenę samego siebie, czyli nawet jak sama nazwa wskazuje: SAMOocenę.

No i na koniec jeszcze mała inspiracja – to, jak nas inni postrzegają, co nam narzucają, co próbują nam wmówić – to wszystko nie ma realnej mocy, aby zmienić prawdę o nas samych. Nasza prawdziwa wartość jest trwała, niezmienna i odporna na wszelkie spaczenia. Także każde z nas ma dokładnie tej samej jakości potencjał do odkrycia w sobie i to co docelowo będziemy przejawiać, u każdego człowieka jest tak samo wartościowe. To, że czujesz się gorzej od całego świata jest więc jedynie stanem przejściowym, a nie losem, na który jesteś skazany :)

Komentarze są zamknięte.