Osoby z niższą samooceną, będące też często przy okazji w toksycznych relacjach (z rodziną, w związku, z otoczeniem) mają tendencje do czucia się nie w porządku ze swoimi potrzebami. Wierzą, że nie mają prawa nic chcieć, a nawet potrafią wzbudzać w sobie poczucie winy za samą posiadanie własnych potrzeb. Nawet nie za wyrażanie i egzekwowanie, ale samo to, że w ogóle mają jakieś potrzeby!

Tymczasem odczuwanie jakichkolwiek potrzeb (materialnych, uczuciowych, psychicznych) jest jedną z najnaturalniejszych reakcji każdego człowieka. Każdy bez wyjątku ma potrzeby. Jeśli twierdzi inaczej to znaczy, że albo się już oświecił albo zwyczajnie się zakłamuje. Skąd mam aż taką pewność w tej kwestii?

Dopóki się nie oświecimy, nie mamy jeszcze pełnej świadomości i nie przejawiamy w pełni swojej Boskiej natury. Samo to już sprawia, że nasze serce czuje potrzebę dążenia do tej Boskiej pełni i wewnętrznego zjednoczenia. Nasza dusza zawsze będzie lgnąć do pełnego urzeczywistnienia, a my nie jesteśmy w stanie tej potrzeby usunąć – możemy ją jedynie zaspokoić albo tłumić i wypierać.

Tak więc, gdy ktoś do mnie przychodzi i mówi mi, że on już niczego nie potrzebuje, to wiem że ta osoba nie jest w pełni szczera ze sobą. Najczęściej są to ludzie, którzy mają zakodowane zakazy na czucie swoich potrzeb (np. wzorzec „ja nie mogę za dużo chcieć, bo to zachłanność/egoizm”) albo ludzie próbujący na siłę być bardziej oświeceni niż są w rzeczywistości.

Wiele osób już w dzieciństwie było karanych albo źle traktowanych za wyrażanie czy egzekwowanie swoich potrzeb. Jeśli rodzic krzyczał i denerwował się na dziecko tylko dlatego, że ono wyraziło chęć dostania czegoś (np. zabawki, którą zobaczyło w sklepie) to w dziecku kodował się wzorzec lękowy już przed samym wyrażaniem własnych chęci. Takie osoby w dorosłym życiu mają ogromny problem, żeby np. poprosić o podwyżkę czy wyrazić światu jakąkolwiek potrzebę, która może cokolwiek kosztować drugą stronę. W emocjach zakodowała się ta gwałtowna reakcja rodzica, więc na logikę możemy wiedzieć, że samo zapytanie o coś przecież nie jest niczym złym, ale w emocjach czujemy się jak przestraszone i roztrzęsione dziecko. Tutaj dopiero przepracowanie reakcji emocjonalnych daje ulgę i większą przestrzeń w wyrażaniu swoich potrzeb.

Niestety samo mentalne zrozumienie tych zależności i uznanie w swojej głowie jak to powinno wyglądać to nie jest jeszcze nawet połowa sukcesu. Myślę, że w temacie wszelkich ograniczeń związanych z własnymi potrzebami i stawianiem granic najistotniejsza jest praca właśnie z emocjami, ponieważ są to tematy, gdzie dochodziło do wielu emocjonalnych konfrontacji między nami, a resztą świata. Co również ważne – dziecko już na samym początku swojego życia uczy się wyrażać swoje potrzeby i robi to głównie na poziomie fizycznym i emocjonalnym, dlatego też najgłębsze blokady zazwyczaj są pokodowane właśnie w ciele i emocjach. Będą to wszelkie traumy i obciążenia, które zebraliśmy w pierwszych, kluczowych dla rozwoju osobowości latach życia.

Komentarze są zamknięte.