Większość ludzi popada w jedną z dwóch skrajności – albo pozostają bierni wobec życia albo podążają za ambicjami, które byłyby ok, gdyby nie to przesłaniają im samych siebie. O ile to pierwsze podejście dość łatwo rozpoznać jako ograniczenie, w tym drugim przypadku już niekoniecznie jest to takie oczywiste.

Społecznie wysokie ambicje są postrzegane jako pozytywne i pożądane zjawisko – w końcu właśnie to takie jednostki nakręcają gospodarkę, popychają do przodu postęp i wprowadzają nową jakość tam, gdzie innym się nie chciało. Jednak to co dobre dla grupy, nie zawsze jest korzystne dla jednostki. Z dwojga złego mimo wszystko lepiej też mieć za duże ambicje niż nie mieć żadnych, ale powinniśmy pamiętać o tym, że w duchowości zazwyczaj najlepiej sprawdza się droga złotego środka.

Człowiek, który nieustannie do czegoś dąży i co rusz stawia przed sobą coraz wyższe wymagania, z reguły nie ma czasu i życiowej przestrzeni na to, aby po prostu być w tu i teraz. A delektowanie się rzeczywistością jest ważną częścią życia, z której nie warto rezygnować. Ponadto – jeśli ciągle i ciągle gdzieś gnamy i dążymy, na pierwszym planie wciąż są tylko cele, plany i dążenia. A gdzie jest przestrzeń dla tego, który dąży? Jeśli nie ma czasu na to, aby się zatrzymać i skupić na samym sobie, to jak na bieżąco weryfikować te wszystkie cele? Bez oddechu dla samego siebie, nie będziesz nawet wiedzieć czego naprawdę chcesz i potrzebujesz w tym wszystkim. Wpadniesz w niekończący się mechanizm samonakrecających się dążeń i prób zaspokojenia wewnętrznych braków – a to nie będzie mieć końca. W końcu niezależnie od tego ile byś nie osiągnął – zawsze da się więcej, szybciej, lepiej. Nie dojdziesz do granicy, bo ona nie istnieje.

To niezwykle ważne, abyś zawsze był w centrum swoich ambicji – jeśli one będą realizowane w oderwaniu od twojego wnętrza – staniesz się ich niewolnikiem. Nie będziesz wiedział, po co to wszystko robisz i ile tego potrzebujesz – będziesz czuć tylko bezmyślny pęd, który zawsze każe ci gnać dalej i nigdy nie pozwoli ci się zatrzymać. Wyhamujesz dopiero, gdy już naprawdę się zmęczysz i poczujesz bezsens tego wszystkiego. Zanim więc staniesz się kolejnym milionerem czy celebrytą, który ma wszystko (łącznie z depresją, nerwicą i myślami samobójczymi), zatrzymaj się na chwilę, skup się na swoim sercu i zadaj sobie pytania: „Czego naprawdę chcę/potrzebuję? O co mi chodzi? Czego mi brakuje? Co chciałbym robić? Co dałoby mi prawdziwe szczęście? Co naprawdę lubię robić?”.

Życie jest piękną przestrzenią, która służy nam do tego, abyśmy mogli się przejawiać po swojemu, zgodnie ze swoją wolną wolą. Naprawdę nie warto marnować tej przestrzeni na robienie czegoś, co jest kompletnie nie nasze. I dopóki mamy jeszcze wewnętrzne i zewnętrzne ograniczenia – myślę, że lepiej nadać wyższy priorytet swoim wewnętrznym potrzebom niż zewnętrznym. Lepiej jest żyć w większej zgodzie ze sobą i rozwijać swój potencjał, niż np. mieć więcej pieniędzy i egzotyczne wakacje. Jeśli skupimy się na sobie, to zewnętrzne rzeczy prędzej czy później i tak się pojawią w naszym życiu. Jeśli jednak w naszej niecierpliwości rzucimy się od razu na te wszystkie atrakcje kosztem siebie – będziemy tylko pogłębiać wewnętrzne konflikty i na dłuższą metę nic dobrego z tego nie wyjdzie.

Komentarze są zamknięte.