Wiele osób żyje w nieuświadomionym, głęboko skrytym poczuciu winy i/lub zobowiązania wobec rodziców, za to, że nas urodzili i wychowali. Jest to jedna z większych przyczyn podatności na manipulacje i presje z ich strony, ponieważ podświadomie wierzymy, że powinniśmy w jakimś stopniu zrezygnować z siebie, aby im coś zrekompensować.

Nie muszę chyba mówić o tym, że taki pokręcony system oparty na winie, presjach czy poświęceniach, nie ma nic wspólnego z miłością? :)

Największym mitem, powielanym nawet w niektórych środowiskach duchowych, jest przekonanie, że rodzice dali nam życie. Za tym idzie chyba największe poczucie zobowiązania, a czasami też manipulacja ze strony rodziców: „daliśmy ci życie, więc ono należy do nas – możemy robić z nim, co chcemy”. A jest to mit, ponieważ oni nie mogli nam dać czegoś, co posiadamy na stałe od początku naszego istnienia! Oni byli tylko pośrednikami, umożliwiającymi naszemu życiu przejawić się na pewien wycinek czasu, w konkretnej formie, w konkretnym miejscu i okolicznościach. Gdyby nie było w nich na to zgody i otwartości, to urodzilibyśmy się u kogoś innego – tak po prostu.

Oczywiście warto być wdzięcznym i docenić to, co oni od siebie dali, aby stać się częścią tego procesu. Nie jest to jednak tak, że to się stało wbrew ich intencjom. My swoją obecnością nic im nie zrobiliśmy wbrew ich woli – nie jesteśmy więc im niczego winni ani dłużni. To są zresztą bardzo ograniczające i nieprzyjemne energie. Jeśli coś ma płynąć do rodziców za to, że nas urodzili i wychowali, to tylko z serca – z miłości, wdzięczności, docenienia i tego typu uczuć. Tylko wtedy ma to sens i jest dobre dla obu stron!

Najgorzej odczuwamy to, jeśli ciąża była wpadką czy rodzice ewidentnie męczyli się w tej roli. W takich wypadkach do dziecka od początku kierowane jest mnóstwo emocji i przekazów sugerujących, że ono jest problemem, przyczyną ich nieszczęść, obciążeniem, itd. To nie musi być wyrażone wprost – wystarczy, że rodzice czują to w swoich emocjach i w głowie, a dziecko to wszystko chłonie jak gąbka. Zresztą rzutuje to tak czy siak na traktowanie dziecka (oziębłość, ciągłe pretensje, brak podstawowych uczuć i wiele innych), więc ono i tak czuje, że coś jest nie tak.

Z tego powodu widzę też, że im bardziej ktoś miał toksycznych, okropnych rodziców, którzy go olewali i traktowali jak śmiecia – to często poświęca się dużo bardziej dla nich, niż dzieci ze „zwyczajnych” domów. Taka osoba bowiem ma tak zdeptaną samoocenę i rozwalone poczucie własnej przestrzeni (swoich uczuć, potrzeb), że ona jest tylko w trybie wiecznego przepraszania za życie i rekompensowania rodzicom tego, że się musieli z nią „męczyć”.

Oczywiście nie każdy wchodzi w taki tryb – wiele osób się buntuje, odcina się, mści – różne rzeczy się potrafią odegrać, w zależności od osobowości i intencji.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby przestać nadawać specjalną otoczkę relacji z rodzicami – przestać robić z nich święte krowy czy wielkich dawców życia. Spojrzeć na nich jak na zwykłych ludzi, jakimi przecież są.

Osobiście też uważam, że nie ma potrzeby czerpać niczego ze swojego rodu, jak to sprzedają niektóre nurty. Wszystko co najlepsze można czerpać bezpośrednio od Boga, więc nie wiem po jakiego grzyba podłączać się pod swój ród, który może się w głównej mierze składać z mocno pokręconych i pogubionych ludzi. Dla mnie to jest tylko niepotrzebne tworzenie specjalnej otoczki wokół czegoś, co wiele osób i tak już zbyt mocno przeżywa.

Rodzicie to tylko rodzice. Oni powinni mieć dla nas takie znaczenie, jak to czujemy w swoich sercach. A to się opiera przede wszystkim na tym, jaką z nimi mamy relację. I to właśnie to się liczy w pierwszej kolejności – czy jesteśmy uczuciowo prawdziwą rodziną czy obcymi dla siebie ludźmi?

A z relacjami, jak to z relacjami – jedne działają dobrze, a inne nie działają w ogóle. I nie ma znaczenia to, że ktoś cię urodził czy wydał tak wiele pieniążków na żarcie dla ciebie. To cię nie czyni czyjąś własnością, ani niewolnikiem cudzego popieprzenia. Niezależnie od tego, kto cię urodził i jak wiele go to kosztowało – jesteś wolnym człowiekiem. Wszyscy jesteśmy…

Komentarze są zamknięte.