Pracując nad samooceną warto dbać o to, aby to, co afirmujemy miało pokrycie w rzeczywistości. Mam tu na myśli dwie rzeczy. Po pierwsze, starajmy się postępować zgodnie z tym na co się otwieramy – jeśli budujemy szacunek do siebie, to szanujmy siebie w słowach i czynach. Niech nasze przejawianie się będzie dla podświadomości „pokazem” szacunku, żeby załapała jak to wygląda w praktyce. Nie chcemy też mieszać sobie w głowie afirmując jedno, a robiąc drugie.

Druga rzecz, równie ważna – niech to, na co się otwieramy nie będzie zbyt oderwane od tego jacy jesteśmy na tu i teraz. W przypadku samooceny zazwyczaj mamy raczej do czynienia z pewnym procesem przemian i otwierania się, a nie gwałtowną zmianą osobowości. Przestraszona i nieśmiała osoba nie powinna przechodzić od razu do budowania wizji siebie jako super przebojowego ekstrawertyka, a raczej skupić się na budowaniu poszczególnych elementów, w których ma braki – poczucia bezpieczeństwa, niewinności, zadowolenia z siebie, zauważania swojej wartości, itd.

W praktyce może się okazać, że tak naprawdę naturalne dla tej osoby jest bycie spokojny introwertykiem (choć pewnym siebie, asertywnym i świadomym swojej wartości), a nie głośnym i przebojowym ekstrawertykiem. Jeśli będziemy na siłę tworzyć wizję siebie zgodną z tym, co nam się wydaje atrakcyjne to możemy łatwo zbłądzić. Dlatego nie możemy budować siebie w oderwaniu od swoich uczuć, świadomości czy ograniczeń, jakie mamy na dany moment.

Bywają osoby, które z szarej myszki przemieniają się w przebojową osobę sukcesu, ale które osiągnęły to poprzez zduszenie tej starej osobowości i nadbudowanie czegoś nowego na niej. Wystarczy, że pojawiło się parcie na konkretny cel za wszelką cenę, potrzeba udowodnienia czegoś czy silna frustracja starym sobą. Brakuje w tym uzdrowienia, pogodzenia i naturalnej transformacji w zgodzie ze swoim wnętrzem. W efekcie taka osoba może i nawet osiągać sukcesy i w oczach innych przejawiać się jako ktoś naprawdę super, ale kosztem ciągłej walki ze sobą i ogromnego wysiłku podtrzymywania tej iluzji. Równocześnie też taka osoba nieustannie walczy z przeróżnymi ludźmi, którzy mają to nieszczęście być lustrem dla stłumionych i odrzuconych wzorców. Wtedy się okazuje, że taki człowiek niby jest spełniony i urzeczywistniony, a wszędzie ma wrogów, ciągle „ktoś mu zazdrości” czy „nie może znieść jego sukcesu”. Jak się temu przyjrzeć to widać tą ciągłą walkę o podtrzymywanie tego sukcesu czy konkretnej wizji siebie.

Praca z samooceną to dość delikatny proces, więc trzeba nauczyć się w tym wszystkim pewnego wyczucia. Nie warto zatracać prawdziwego w siebie w imię budowania atrakcyjnych, ale oderwanych od naszego wnętrza wizji. Praca ze sobą w sposób naturalny, niewymuszony może oznaczać dłuższą drogę do pewnych celów, ale za to wszelkie te osiągnięcia są prawdziwe i trwałe. Ja tam wolę na spokojnie, nawet latami budować coś, co będzie mi naturalnie i bez wysiłku służyło przez wieczność niż gonić za szybkimi sukcesami, które trzeba by z wysiłkiem podtrzymywać przez całe życie :)

Komentarze są zamknięte.