Osobom, które przejawiają się w życiu ponadprzeciętnie (np. inteligenci, wybitni specjaliści, osoby wykonujące ważne role, za które są podziwiani, itd.) łatwo wpaść w pewną pułapkę. Jest to takie nieco narcystyczne przekonanie, że dają oni światu więcej wartości, niż inni, „zwykli” ludzie z ich otoczenia.

A to prowadzi dość naturalnie do poczucia braku równowagi bazującego na przekonaniu, że te osoby więcej dają niż otrzymują. Z jednej strony mile łechce ego bycie tą „bardziej wartością” jednostką, a z drugiej męczy dźwiganie na własnych barkach odpowiedzialności za tak wiele rzeczy. W końcu jak taka wybitna jednostka chce żeby coś było zrobione dobrze, to musi się za to osobiście zabrać, bo „przeciętniaki” temu nie podołają.

Fajnie jest być w czymś wybitnym i ponadprzeciętnym, ale to nigdy nie powinien być powód do tego, aby budować barierę wyjątkowości wokół siebie. Takie dowartościowywanie się jest niewiele warte, a w dodatku straszliwie męczy i ogranicza. W końcu nigdy nie będziemy we wszystkim najlepsi, więc zawsze warto uzupełniać swoje braki i słabsze strony poprzez współpracę z innymi ludźmi. A z ludźmi ciężko się współpracuje stawiając bariery i traktując ich z góry :)

Dobrze to widać też właśnie w duchowości. Załóżmy że pojawia się jakiś nauczyciel duchowy, który rzeczywiście ogarnia więcej niż większość. Ma pewną mądrość i doświadczenie, którego nie można mu odmówić. Problem pojawia się w momencie, gdy on zaczyna się z tego powodu stawiać wyżej niż inni. Między nim, a ludźmi którzy korzystają z jego nauk pojawia się bariera, podział na tego, który daje i na tych, którzy czerpią. Powstaje silna otoczka jakiejś sztucznej wyjątkowości, jakby był istotą lepszego rodzaju. Można w ten sposób skutecznie zbudować armię fanatyków, ale ciężej już o zwyczajne przyjaźnie i związki. W końcu jak tu tworzyć relacje oparte na równości z istotą półboską, która jest „wyżej” od nas samych?

Ci półbogowie potem potrafią się dziwić i rozpaczać, że nikt ich nie traktuje zwyczajnie, a wszyscy są albo zdystansowani albo mają mnóstwo nierealnych oczekiwań. No, ciekawe skąd to się bierze? :D Jak pójdę do mechanika, żeby naprawił mi samochód to nie klękam przed nim z podziwu, mimo że on świetnie ogarnia coś, na czym ja się w ogóle nie znam. Nie traktuje go jak istoty lepszego sortu. Nie wyobrażam więc sobie żeby miało to inaczej wyglądać z relacji z jakimkolwiek duchowym autorytetem, choćby nawet lewitował na moich oczach. Mogę docenić czyjeś urzeczywistnienie, ale nigdy nie postawię tej osoby wyżej od siebie.

Tak samo w drugą stronę – niezależnie od tego co bym w życiu nie osiągnął i jak się nie przejawiał – świadomie nie chce, aby ktokolwiek się uniżał przede mną i stawiał mnie wyżej od siebie. To nawet nie jest przyjemne, bo buduje chorą barierę, a po co mi relację oparte na barierach? W relacjach najpiękniejsze jest to, że twoja boskość może wejść w interakcje z czyjąś boskością, a przy takich podziałach jest to niemożliwe. Na bazie podziału „lepszy-gorszy” nie doświadczymy tej boskiej jedności. Naprawdę współczuję ludziom, którzy kastrują się z tej możliwości, aby zbudować sztuczny prestiż czy inne piękne wydmuszki.

To nieważne jak się przejawiamy. Jeśli mamy urzeczywistnione więcej talentów i wyjątkowych umiejętności niż inni to super, ale nie zapominajmy o jednej rzeczy – w oczach Boga wszyscy jesteśmy równi. To może boleć nadmuchane ego – „jak to, ja taki geniusz i cudowny człowiek jestem tak samo kochany jak tamten menel spod budki z piwem?”. Rzecz w tym, że jesteśmy kochani bezwarunkową miłością, a nie za nasze osiągnięcia, więc choć społeczeństwo uczy nas inaczej już w szkole – warto wyjść po za to ograniczające myślenie. Jest to trudniejsze dla tych, którzy już coś osiągnęli i zbudowali na tym, ale opłaca się to zburzyć, bo Boska rzeczywistość zawsze oznacza lepsze rozwiązania.

Kiedy dopuszczamy do siebie, że inni ludzie są tak samo boscy i wartościowi jak my, to otwieramy się na czerpanie i korzystanie z tej ich wartości. Nie musimy już wszystkiego sami dźwigać i dopilnowywać osobiście. I nagle się okazuje, że w tej „przeciętności” skrywa się dużo więcej skarbów niż się wcześniej wydawało. Świat oferuje nieskończenie wiele istot z przeróżnym potencjałem, więc zawsze może dać nam dużo więcej niż to, co sobie sami, jako pojedyncza jednostka stworzymy. Niezależnie od tego jak genialni byśmy nie byli, to nie mamy szans dorównać tym nieskończonym możliwościom, jakie mogą do nas przyjść od innych. Żeby czerpać z tego całego bogactwa, wystarczy jedynie tego nie odrzucać swoimi uprzedzeniami.

Komentarze są zamknięte.