Gdy ktoś nam robi coś złego czy nieprzyjemnego, traktujemy to z reguły dość osobiście. I na tym powierzchownym poziomie jest to często dość personalne (choć nie zawsze, nie raz jesteśmy tylko pierwszą z brzegu ofiarą czyiś wzorców).

Traktując wyrządzoną nam krzywdę personalnie, często niepotrzebnie nakręcamy się w emocjach związanych z tym człowiekiem czy przekonaniach, że to z nami jest coś nie tak, skoro właśnie my, a nie ktoś inny oberwał. Łatwo się tutaj nakręcać w poczuciu zasługiwania na wszystko co najgorsze, a nawet frustracji i agresji skierowanej do samego siebie.

Ciężko jest też przebaczyć i odpuścić tej osobie, gdy ta cała krzywda jest tak niezwykle personalna. Warto więc zwrócić uwagę na fakt, że na jakimikolwiek motywami kierowała się ta osoba, źródło tych intencji nigdy nie jest skierowane bezpośrednio przeciwko wam. Przy samych fundamentach zawsze się okazuje, że ten człowiek jest pogubiony, nieświadomy, cierpiący, odcięty od siebie czy coś w ten deseń. To całe „zło”, które przejawia na zewnątrz to efekt zaburzeń w jego relacji z samym sobą.

To, że staliście się ofiarą tego człowieka, wynika z tego samego u was – dziurawych fundamentów w relacji z samym sobą, które pozwoliły na taką nieprzyjemną otwartość czy podatność na krzywdę.

Patrząc z poziomu ego, mamy złego kata i biedną ofiarę. Patrząc znacznie, znacznie szerzej, sięgając aż do pierwotnych przyczyn wszystkiego – mamy dwie zagubione dusze, gdzie każda z nich przejawia swoje własne braki i problemy, tylko na różne sposoby. Czasami to pogubione dogrywa się w bardzo nieprzyjemny sposób i wtedy dochodzi do nieszczęścia.

Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę tym postem wybielać katów. Chodzi o wyjście po za emocje skrzywdzenia i zauważenie szerszej perspektywy, bo dopiera ta pozwala w pełni zrozumieć i odpuścić to, czego się doświadczyło. Te emocje, niezależnie od tego jak bardzo słuszne i uzasadnione by nie były – zawsze będą ograniczeniem i ciężarem nie dla kata, ale dla osoby, która je przeżywa. One wręcz zamrażają tą osobę w danej traumie i zmuszają ją do przeżywania jej wciąż i wciąż na nowo. A po co sobie fundować takie tortury psychiczne?

Umiejętność spojrzenia na swojego kata, nie jak na odrealnionego potwora, ale zwykłego, zagubionego człowieka wymaga wiele dojrzałości, ale niesie za sobą mnóstwo wolności.

Gdy tworzymy z innych ludzi nieludzkie potwory, musimy później z nimi żyć w swojej psychice i emocjach, a to nie jest przyjemne.

Nie chodzi też oczywiście o to, żeby tworzyć sobie różowy obraz rzeczywistości, kochać kogoś czy przebaczać na siłę. Chodzi tylko o to, żeby nawet na naszych najgorszych katów potrafić spojrzeć bez emocjonalnego filtra i zobaczyć ich takimi, jakimi realnie są. U ofiar częstym problemem jest niestety to, że postrzegają wszystko przez filtr swojej krzywdy, a filtr ten mocno zaburza postrzeganie sytuacji na trzeźwo i obiektywnie. Zgodnie z tym filtrem kat musi często być jednoznacznie zły, a jego motywy bezwzględne i okrutne. Odstępstwa od tej normy podważają naszą krzywdę i słuszność naszych racji, więc nie są wygodne i mile widziane.

Jeśli ofiara chce wyjść z tej roli, to musi przestać patrzeć na wszystko z perspektywy ofiary. Odkrywanie tej szerszej perspektywy jest tutaj kluczowe, aby nauczyć się patrzeć na siebie i swoje doświadczenia z innymi jak asertywny, pewny siebie i wartościowy człowiek.

Komentarze są zamknięte.