Po co mi rozwój duchowy? Po co mi praca nad sobą?

Motywacje bywają bardzo różne. Dążenie do oświecenia. Poznanie prawdy o sobie, Sile Wyższej, wszechświecie. Najczęściej – przytłoczenie problemami i chęć znalezienia rozwiązań dla siebie.

Bywają też niezbyt dobre motywacje jak np. poczucie obowiązku („przeczytałem, że coś trzeba, bo jak nie to źle się to skończy”) czy chęć ucieczki od siebie, świata i swoich problemów (najczęściej są to odleciane osoby, które wciąż mówią o oświeceniu i innych duchowych sprawach, a nie zająkną się nawet na temat swojego dzieciństwa czy samooceny).

Dobrze jest więc wiedzieć dokładnie dlaczego to robimy i co naprawdę nam chodzi.

Nie ma jedynej słusznej, odgórnej motywacji do rozwoju. To jest Wasza sprawa co robicie i dlaczego. Rozwój duchowy nie jest żadnym przykrym obowiązkiem, ani czymś za karę (a niestety niektórzy tak do tego podchodzą). Rozwój duchowy to Wasz dobrowolny przywilej z którego możecie, ale nie musicie korzystać.

Osoby mocno zagubione i przywalone przez swoje problemy mogą czuć, że nie mają wyboru – albo praca nad sobą, albo dalsze cierpienie. No, ale w gruncie rzeczy to jest jakiś wybór, tak samo jak wcześniejsze setki wyborów, które doprowadziły do takiego, a nie innego scenariusza. Można się złościć i buntować na cały świat, siebie, Boga i ludzi. Można nie akceptować, że jak się włoży rękę do ognia to można się poparzyć. Można się złościć, że poparzonej skóry nie da się wyleczyć przy pomocy pstryknięcia palcem. Tylko czy takie podejście jest dojrzałe i czy prowadzi do czegokolwiek sensownego?

Rzeczywistość jest taka, jaka jest. Rządzi się takimi prawami, jakimi się rządzi. Wielu już myślało, że swoimi pretensjami, fochami czy walką wymusi zmiany na Bogu czy wszechświecie. Nie wiem jak Wy, ale ja nie trafiłem na żadne oficjalne komunikaty, że wprowadzono zmiany w prawach przyczyny i skutku, bo komuś się coś nie podobało. Myślę, że nawet wielomilionowe petycje nic by nie zdziałały :)

Tak więc mamy wybór, ale patrząc świadomie na to co ma sens i się opłaca, to jest tylko jedna korzystna droga – wziąć się za siebie i uczyć się żyć dobrze, świadomie i mądrze w miłości do siebie. Niektórzy traktują to jako jawną manipulację, niesprawiedliwość i ukryty przymus, bo co to za wybór, skoro tylko jedna opcja się opłaca. Buntują się więc i na złość z tego nie korzystają, nie widząc, że absolutnie niczego to nie zmienia po za jakością ich własnego życia.

To jest poziom dojrzałości jak u dziecka, które się złości, że nie może zjeść całego tortu bez konsekwencji w postaci bólu brzucha i mdłości. :)

Wiem jak to jest, ponieważ sam przechodziłem przez ten etap. Zaczynając pracę nad sobą, nie robiłem tego dla przyjemności. Robiłem to ponieważ, czułem że mam tylko dwie opcje – skończyć ze sobą, albo coś zmienić. Ta druga opcja wydawała się jednak nieco ciekawsza i atrakcyjniejsza :)

Przez pierwsze 2-3 lata ciężko było mi zaakceptować to jak wiele mam problemów i destrukcyjnych wzorców w podświadomości. Kiedy pierwszy raz pracowałem z afirmacjami i próbowałem pytać podświadomość o to, czemu robi różne rzeczy to najczęściej słyszałem odpowiedzi w stylu „żeby ci dowalić”. Byłem bardzo mocno zakopany w bardzo ciężkich emocjach skierowanych do siebie, świata, Boga, ludzi – właściwie wszystkiego. Czułem się jakbym był beznadziejnym przypadkiem, jednym na tysiąc ludzi z tak ciężką karmą. W emocjach często pytałem się, czemu akurat ja musiałem się tak bardzo pogubić i dlaczego muszę aż tak bardzo cierpieć. Dużo energii włożyłem więc w szukanie odpowiedzi jak to się zaczęło i jak to wszystko funkcjonuje, jaki jest tego sens.

Przez lata licznych sesji regresingu (wypalanie węzłów spopularyzowało się nieco później) dochodziłem do przyczyn różnych moich zawirowań, odsłaniając kolejne elementy układanki i poszerzając świadomość.

I wiecie co?

Dziś już rozumiejąc to wszystko o wiele lepiej, mam w sobie poczucie że to wszystko było naprawdę właściwe, sensowne i na swoim miejscu. Osobiście nie zmieniałbym niczego w tym, jak funkcjonuje wszechświat, ponieważ według mnie wszystko jest dokładnie takie, jakie powinno być. Bunt i emocje wynikają tylko z niepełnej świadomości i nie widzenia całego obrazu sytuacji.

Znalezienie odpowiedzi na pytania, które nas najbardziej męczą jest bardzo cenne i pomaga w ułożeniu sobie tego, po co nam jest rozwój duchowy i jak się z nim czujemy. Najpierw jednak trzeba te pytania zadać i włożyć trochę energii w znalezienie odpowiedzi :)

Zrozumienie sensu tego wszystkiego, pomogło mi też wyjść z tej pułapki niezadowolenia, nieszczęścia i bycia wieczną ofiarą. A mogło się to wydarzyć, ponieważ miałem bardzo jasne sprecyzowane, po co się zajmuje pracą nad sobą. Chciałem sobie pomóc, uwolnić się od cierpienia i ograniczeń, pokochać siebie i otwierać się na swój prawdziwy potencjał. No i oczywiście związek, bo w tym temacie mnie najbardziej nosiło. :)

Czuję, że gdybym próbował to wszystko przeskoczyć i postawił sobie ogólny cel typu „chcę się oświecić”, w dodatku kompletnie nie rozumiejąc czym oświecenie jest – to za daleko bym pewnie nie zaszedł.

Po ponad 10 latach autopsychoterapii i duchowej drogi, zrobiłem naprawdę ogrom roboty i poszedłem mocno do przodu, ale jako że punktem startowym były okolice dna, to wciąż pozostają tematy, które wymagają ode mnie jeszcze pewnie sporo pracy :) Teraz jest mi jednak o tyle lżej, że rozumiem pewne rzeczy, mam kompletnie inne nastawienie do siebie i rozwój duchowy jest dla mnie jedynym sensownym, ale wolnym i nieprzymuszonym wyborem. Teoretycznie mógłbym się teraz zatrzymać i nie robić już nic więcej żyjąc może nie jakoś szałowo, ale w miarę spokojnie i przyjemnie. ma jednak ochotę na więcej, ciekawi mnie co jest za kolejnym zakrętem, więc na luzie i bez pośpiechu idę dalej uśmiechając się na myśl o tych wszystkich niespodziankach, które na mnie jeszcze czekają.

Dla mnie rozwój duchowy to piękna przygoda i podróż do najcudowniejszych części siebie. Pogodzenie ze sobą i światem. Odkrywanie niesamowitego potencjału. Liczne niespodzianki, przyjemności i miłe zaskoczenia. No sama przyjemność po prostu

Komentarze są zamknięte.