Dużo nieporozumień narosło wokół stawiania siebie i swoich potrzeb na pierwszym miejscu. Jest to niezwykle ważna praktyka, która warto jak najszybciej wdrożyć w życie, ale wpierw trzeba zrozumieć o co w tym chodzi.

Błędne zrozumienie prowadzi tutaj bowiem do tworzenia niezdrowego egocentryzmu i myślenia, że jest się pępkiem wszechświata :) Ktoś stwierdza, że skoro jego potrzeby mają być najważniejsze, to będzie robić wszystko tak jak ma ochotę, nie bacząc na to, że np. robi to cudzym kosztem. W związkach to chyba najbardziej wychodzi – partner czy partnerka nagle stwierdza, że będzie siebie realizować i jeśli drugiej stronie się to nie podoba, to ona ma problem. A związek to przecież wspólna przestrzeń, gdzie oprócz „ja” i „moje” pojawia się też „my” i „nasze”.

Właśnie dlatego tak ważne jest, aby zrozumieć i zapamiętać, że gdy w rozwoju duchowym mówimy o otwieraniu się „na siebie” czy na „swoje potrzeby”, w domyśle chodzi o tą prawdziwą, Boską część naszej duszy. A więc odnosimy się do tego, co w nas prawdziwe, czyste, niewinne i Bosko doskonałe, a odrzucamy tutaj sztuczne konstrukty ego.

Z tego prosty wniosek, że gdy afirmujemy otwieranie się na stawianie siebie, swoich uczuć czy potrzeb na pierwszym miejscu to na myśli mamy cały proces odkrywania tych prawdziwych uczuć i potrzeb, a następnie realizacje właśnie ich, a nie wszystkiego jak leci.

Naturalne jest to, szczególnie na początku, że możemy mieć problemy z odróżnianiem tego, co w nas prawdziwe, a co pochodzi od ego. Spora część całego rozwoju duchowego polega właśnie na odkrywaniu tego, dlatego tutaj nie ma co się martwić, że pojawią się błędy i niepewności – to jest wpisane w tą drogę. A skoro tak to wygląda, to od razu nasuwa się tez wniosek, że w tym całym otwieraniu się na siebie i swoje uczucia, warto zachować pewną pokorę. W końcu dopiero się uczymy tego wszystkiego, więc to że gdzieś coś przeszacujemy lub niedoszacujemy jest niemal pewne.

W poczuciu niewinności stawiania siebie na pierwszym miejscu nie chodzi więc o to, aby czuć się jak „zajebista księżniczka”, która może wszystko. Chodzi o świadomość tego, że mam prawo do własnej przestrzeni, że moje życie jest dla mnie, więc mogę decydować o sobie tak, jak chce. W tym jednak pamiętam o tym, że wokół mnie żyją też inne istoty i uwzględniam to poprzez szacunek do cudzej przestrzeni, szczególnie jeśli się w niej poruszam. Jednocześnie mam świadomość tego, że dopiero poznaję swoją Boskość i jej się uczę, więc mam prawo do błędów i pomyłek(na nie załapują się ci, którzy sami mieli w sobie na to otwartość, więc ja pozostaje niewinny, a błędy naprawiam na tyle, na ile jestem w stanie i to też jest ok).

Jak widać, nie jest to wszystko takie czarno-białe i wymaga nieco szerszego spojrzenia na temat. Przy okazji to przypomina o kolejnej, bardzo ważnej rzeczy – trzeba rozumieć, co się afirmuje :)

Komentarze są zamknięte.