Wyobraźcie sobie taką sytuacje – dwójka dzieci, chłopiec i nieco młodsza dziewczynka bawią się swoimi zabawkami. Nagle dziewczynka stwierdza, że chce zabawkę brata, więc próbuje wyrwać mu ją z rąk, a że ten nie puszcza – zaczyna się pisk, wrzask, płacz i wielka awantura. Przybiega rodzic, ale nie niczym superbohater, ale zmęczony człowiek, myślący o realizacji tylko jednego celu – świętego spokoju. Wybiera więc rozwiązanie najszybsze i najwygodniejsze dla siebie i zwraca się do chłopca:
– Jesteś starszy, bądź mądrzejszy i ustąp siostrze!
Chłopiec jednak nie chce ustępować, bo to jego ulubiona zabawka i dość słusznie podejrzewa, że siostra może ją zniszczyć w swoim morderczym szale (lalka w wyrwaną głową i bez nogi leży w kącie jako milczący świadek przeszłych zbrodni). Zaciska więc zabawkę przy piersi i zaczyna płakać, licząc na litość i uznanie swoich niewypowiedzianych racji. Młodsza siostra widząc opór brata, zaczyna krzyczeć i awanturować się jeszcze głośniej.

Poziom decybeli zaczyna przekraczać wszelkie dopuszczalne normy, a niszczycielski hałas odbija się od ścian, rozsadzając bębenki w uszach rodzica. Nie ma już więc czasu na myślenie, trzeba działać szybko i konkretnie. Zdecydowanym ruchem rodzic wyrywa synowi zabawkę i łapiąc go za ubrania, popycha w kierunku kąta.
– Jak nie umiesz się dzielić, to nie będziesz się bawić w ogóle. Stój tutaj i przemyśl sobie swoje zachowanie.
Dziewczynka dostaje upragnioną zabawkę od rodzica, który na odchodne jeszcze rzuca zmęczonym głosem:
– Tylko baw się grzecznie i następnym razem tak nie krzycz.
Po młodszej siostrze słowa te spływają jak woda po kaczce – w końcu osiągnęła swój cel, więc czemu następnym razem nie miała by zrobić dokładnie tego samego?

Jest to fikcyjna sytuacja, ale dość często spotykana w tych domach, gdzie było młodsze rodzeństwo, które nauczyło się krzykiem egzekwować swoje potrzeby i zachcianki. A nauczyło się, ponieważ najczęściej rodzic zaniedbał pewne kluczowe kwestie lub po prostu nie potrafił sobie poradzić w sposób mądry i dojrzały z takimi sytuacjami.

Największy dramat i traumę przeżywa tutaj starsze rodzeństwo, które staje się dosłownie ofiarą rzuconą na pożarcie małemu awanturnikowi. Rodzic nie ma siły, chęci i cierpliwości, aby rozwiązać daną sytuację, więc najłatwiej jest poświęcić potrzeby i uczucia starszego, spokojniejszego dziecka. A im spokojniejsze jest i im mniej protestuje, tym bardziej ma przerąbane, bo tym łatwiej jest rodzicowi sięgnąć po takie rozwiązanie.

Mówienie tekstów w stylu „jesteś starszy, bądź mądrzejszy i ustąp głupiemu” sieje spore spustoszenie w psychice takiego dziecka. Ono się uczy, że w tym świecie wszystko działa tak, że jak jesteś głupi, głośny i roszczeniowy, to ci się należy więcej. A szczytem dojrzałości jest rezygnacja z siebie i wycofanie się wszędzie tam, gdzie jakiś głośny głupek chce realizować coś swojego. To całkowicie zabija asertywność, szczególnie w relacjach z osobami o dużej ekspresji w przejawianiu się.

Taka osoba może zrezygnować z upominania się o swoje, jeśli jakiś roszczeniowiec podebrał jej coś z sprzed nosa, nawet jeśli według ogólnie przyjętych zasad, powinno być inaczej. W głowie zaczyna się znane tłumaczenie – „będę tutaj mądrzejszy, nie będę się awanturował z głupkiem, w sumie to nie jest to takie ważne, poradzę sobie bez tego”. Za tym jednak tak naprawdę stoi najczęściej bezsilność i poczucie niesprawiedliwości z dzieciństwa, ponieważ pamiętamy jak rodzic rozstrzygał sprawy na naszą niekorzyść. Nie chcemy więc walczyć o swoje, bo z góry spodziewamy się porażki i niesprawiedliwego podejścia do tematu. Często się też wycofujemy zachowawczo, jeszcze zanim się cokolwiek wydarzy, żeby tylko uniknąć podobnych konfrontacji. A świat dorosłych jednak rządzi się innymi prawami i choć oczywiście potrafią się zdarzać analogiczne sytuacje – to jednak też bardzo często rozsądek czy trzymanie się zdrowych zasad potrafi być górą. Czasami warto więc powalczyć o swoje zamiast odpuszczać! Tutaj bardzo ważne jest zauważenie, że nie wszyscy będą nas traktować jak ten rodzic i często możemy trafić na ludzi, którzy podejdą do sprawy mądrze, stając po stronie tego, kto rzeczywiście ma rację. Warto jednak wpierw odreagować sobie emocje i traumy z dzieciństwa, aby jak najmniej kreować sobie analogiczne sytuacje.

Najbardziej przykre w tym wszystkim jest to, że dziecko nagle przestaje być dzieckiem, tylko dlatego że pojawiło się młodsze rodzeństwo. I nagle 10-latek musi być dojrzały, poświęcać siebie na rzecz siostry, odpowiadać za nią, mimo że może być niewiele starszy. Dziecko przestaje być dzieckiem, a staje się menedżerem średniego szczebla, mającym nad sobą wymagających prezesów, mnóstwo obowiązków i żadnego wynagrodzenia za to. A najgorsza skrajność jest wtedy, kiedy jeszcze starsze rodzeństwo obrywa za czyny młodszego. Pamiętam sam jedną taką sytuację, która mi się najbardziej wryła w psychikę i której odreagowanie kosztowało mnie sporo emocji. Miałem ok 10 lat i dwa lata młodszą siostrę, kiedy zostaliśmy sami w domu. Ona zajęła się jakimiś szkolnymi zadaniami i pobrudziła obrus korektorem, mimo że ojciec zakazał jej go używać właśnie z tego powodu. Ja na to uwagi nie zwróciłem, bo byłem zajęty swoimi sprawami, zresztą nikt nic mi nie mówił, że mam tego w ogóle pilnować. Po powrocie rodziców była nieziemska awantura – wrzaski, kary i wywalenie zawartości naszych szuflad na podłogę. Może nawet jakieś lanie na tyłek, ale teraz to już za bardzo nie pamiętam. Ja oberwałem tak samo jak siostra, ponieważ jako starszy brat byłem odpowiedzialny za nią, a więc równie winny dokonanej „zbrodni”. Emocje bezsilności i ogromna niesprawiedliwość są tutaj nie do opisania.

Takie nierówne traktowanie może się przejawiać na różne sposoby. Siostra miała ciągle problemy z nauką, a że od wielu lat krzyki i kary nie przynosiły rezultatów (ciekawe dlaczego :D), to w desperacji powstał nawet plan, aby siostra dostawała jakieś pieniądze za dobre oceny. Ja oczywiście też chciałem, ale usłyszałem że ja się dobrze uczę, więc ja nie potrzebuje takiego systemu motywacyjnego. To się dopiero poczułem doceniony :D Żeby było śmieszniej, dalej dostawałem półroczne szlabany na komputer za pojedyncze trójki, bo mnie było „stać na więcej”, gdzie moja siostra za takie świadectwo jak moje, byłaby pewnie obsypana złotem.

Z wiekiem pojawił się jeszcze motyw płci i nagle się okazało, że jako chłopak muszę ustępować dziewczynie kolejnych kwestiach. Koniec końców czułem, że mi się absolutnie nic nie należy i muszę niemal we wszystkim ustępować i rodzicom i młodszej siostrze. W stosunku do siostry miałem być dojrzałym, opiekuńczym i mądrym rodzicem, a w relacji z rodzicami byłem nagle zwykłym gówniakiem, który nic nie ma do gadania. Stałem się po prostu idealnym środkiem do ogarniania nieco krnąbrnej i emocjonalnej siostry, jak rzecz bez uczuć i potrzeb, która tylko pośredniczyła między rodzicami, a ich drugim dzieckiem. Dla sprawiedliwości wspomnę, że zdarzały się sytuacje, gdzie jednak podeszło się mądrzej do sprawy i siostra została puszczona z kwitkiem – nie zawsze udało się jej ugrać to, co chciała. Nie było to więc u mnie takie zero-jedynkowe i zdarzały się sytuacje, które były zaprzeczeniem opisanych wyżej wzorców.

Dominowała jednak postawa mądrzejszego, starszego brata i wiedząc, że jest to takie „mądre i dojrzałe”, sam wchodziłem w tą rolę, w własnej inicjatywy dając się czasami wręcz naiwnie wykorzystywać. Godziłem się więc w podstawówce na szantaże emocjonalne, gdzie siostra groziła mi że ucieknie z domu, jak nie będę jej słuchał. Czułem się za nią całkowicie odpowiedzialny, więc minęło sporo czasu nim się wygadałem rodzicom i szantaże się skończyły. Jak mi podkradała kieszonkowe(też szkoła podstawowa), to obiecałem że jak się przyzna, to nic nie powiem rodzicom i nie będzie musiała mi oddawać całej kwoty – i słowa dotrzymałem, bo najważniejsze było dla mnie to, aby ją mądrze czegoś nauczyć, nawet jeśli było to kosztem moich pieniędzy. Od podstawówki aż po liceum pomagałem jej w matematyce, poświęcając łącznie chyba z setki godzin na tłumaczenie jej materiału i wspólne robienie zadań. Gdy odkryłem rozwój duchowy, znów starałem się pomagać, tłumaczyć, wspierać tak jak potrafiłem, choć to było traktowane raczej jako naruszanie jej przestrzeni, bo nie przychodziła do mnie po rozwiązania, a po to żeby sobie na kogoś wylać swoje emocje :) Idealnym bratem oczywiście nie byłem, ale starałem się najlepiej jak mogłem zgodnie z wpojonym mi przez rodziców system wartości.

Tyle mi z tego było, że nie tylko nie usłyszałem żadnego dziękuje za żadną z tych rzeczy, ale pewnego dnia wręcz dowiedziałem się, w sposób wypowiedziany jak największą oczywistość świata – że jestem egoistą, który myśli tylko o sobie. To mnie dość skutecznie wyleczyło z resztek odpowiedzialności i chęci do bycia mądrzejszym, starszym bratem.

Podsumowując, trzeba powiedzieć głośno i dosadnie – ustępując głupszemu, nie jesteś mądrzejszy – możesz być co najwyżej frajerem i naiwniakiem :) Nie ma za to żadnej nagrody ani za życia, ani po śmierci – jest tylko niekończący się festiwal umniejszania i spychania na margines. Ustępowanie głupkom nie jest dojrzałością, ale zwykłą manipulacją, która tworzy obraz rzeczywistości służący tak naprawdę głupkom i tym, którzy naszym kosztem chcą mieć z głupkami spokój.

I żeby było jasne – nie chodzi o to, że się szarpać z kimkolwiek o cokolwiek. Chodzi o to, aby niewinnie i z pewnością siebie robić swoje, sięgać po swoje i żyć po swojemu. Kroczyć dumnie i z podniesioną głową przez życie, nie odwracając się na krzykaczy i roszczeniowych awanturników. Być sobą, żyć i czerpać z tego świata pełnymi garściami. A do tego potrzebne jest zbudowanie porządnych fundamentów niewinności i poczucia własnej wartości.

Komentarze są zamknięte.