Ostatnio pisałem post zachęcający do bogactwa, a dzisiaj ugryziemy sobie temat z trochę innej strony :)
Jeśli chodzi o bogactwo materialne, czyli przede wszystkim finansowe to w środowisku duchowym jest sporo pomieszania na ten temat. Z jednej strony mamy tych, którym się oczy świecą na myśl o świadomym kreowaniu pieniędzy i którzy strasznie się niecierpliwią, że najpierw trzeba dłubać tą samoocenę czy relacje z ludźmi. Z drugiej strony zaś bywają osoby, które niby wiedzą, że w duchowości chodzi o coś więcej niż nachapanie się pieniędzmi, ale jakoś tak za dużo żalu, pogardy i niechęci do tego pieniądza i majętnych ludzi.
Nie będzie to żadnym zwrotem akcji, gdy powiem że prawda jak zwykle tkwi po środku :)
Dobrze jest mieć pieniądze i wygodnie żyć. Wspaniale jest mieć finansowy luz i móc robić co się tylko zechce, nie musząc „sprzedawać” siebie i swojego czasu, wbrew własnym chęciom i potrzebom. Zadbanie o tą sferę jest więc istotną częścią pracy nad sobą, bo ciężko medytować jak się walczy o przetrwanie, a pasożytowanie na innych na dłuższą metę nie służy. Otwarcie się na własny, niezależny i niczym nieograniczony przepływ jest ważną częścią urzeczywistniania własnej Boskości.
Pozostaje tylko pytanie – jakie potrzeby finansowe są zgodne z naszymi prawdziwymi potrzebami, a które są nadmuchane przez ego? To już musicie ustalić samodzielnie, ale warto zacząć od świadomości, że taki podział w ogóle istnieje. Warto też mieć na uwadze, że czasy w których żyjemy to era rozbuchanego konsumpcjonizmu – czegoś, co rozwija się dopiero od niecałych 100 lat, a co tylko narasta z każdą dekadą.
Te czasy pewnie przeminą za jakiś czas, ponieważ już teraz rośnie świadomość obciążenia naszej planety i prędzej czy później zostanie to jakoś zahamowane – liczę tutaj na rozwój ekologicznych technologii (co już się w pewnym stopniu dzieje) i mimo wszystko ludzką chęć przetrwania, która jednak bywa silniejsza od chciwości. I tak jak erę industrialną kojarzymy przede wszystkim z nieludzkimi warunkami pracy i mnóstwem dymu z fabrycznych kominów – tak dzisiejsze czasy będą pewnie zapamiętane jako era produktów-śmieci zalewających każdy zakątek planety. I coś mi się wydaje, że tak my się teraz zastanawiamy jak ci ludzie mogli tak żyć w tym XIX wieku, tak przyszłe pokolenia będą się pukać w głowę czytając o obecnym czasie.
Piszę o tym wszystkim, żeby uświadomić Wam jedną rzecz – w myśleniu o bogactwie, prospericie i pieniądzach warto wyjść po za obecnie obowiązujące schematy i spojrzeć szerzej. To teraz wyznacznikiem sukcesu i powodzenia jest otaczanie się mnóstwem rzeczy, wymienianie telefonu co rok, kupowanie coraz droższych samochodów, itp. itd. Tylko że to nie jest normalne! Jeszcze niedawno nie było to dla ludzi możliwe, a mimo to oświecić się można było od zawsze. To też długo dostępne nie będzie, bo albo ludzie to jakoś ograniczą albo po prostu nasza planeta przestanie się nadawać do życia – tak czy siak, wiecznie to nie potrwa.
Warto mieć na uwadze, że fundamentem dzisiejszego marketingu jest tworzenie potrzeby tam gdzie jej wcześniej nie było, aby wcisnąć produkt bądź usługę, która tą potrzebę zaspokoi. W duchowości chodzi o to, żeby nauczyć się rozróżniać swoje prawdziwe, naturalne potrzeby od tych zewnętrznych, sztucznie nadmuchanych przez społeczeństwo.
I nie zrozumcie mnie źle, ja w żaden sposób nie przestrzegam przed kupowaniem sobie rzeczy – mi chodzi tylko o rozsądek i umiar w tym wszystkim. Sam lubię inwestować np. w elektronikę, ale założenie mam takie, że kupuje tyle, ile naprawdę potrzebuje – sprzęt wymieniam jak się zepsuje, albo jeśli wymiana wiąże się z naprawdę sensowną i praktyczną różnicą. W swoich wydatkach jestem do bólu praktyczny – nigdy więc nie przepłacam za markę czy za prestiż. Jeśli kupuję sobie jakiś droższy sprzęt z wyższej półki to kieruję się praktycznymi względami – jakością, trwałością, realnym zapotrzebowaniem. Każdy większy wydatek na jakąś rzecz poprzedzam odpowiednim zbadaniem tematu – sprawdzeniem w sieci jakie mam możliwości w ramach danego budżetu i co się najbardziej opłaca, co będzie mi najlepiej służyć. I dzięki temu jestem zadowolony z większości produktów, które kupuje co przekłada się na brak parcia na szybką wymianę na coś jeszcze innego :) Kupowanie byle czego wiąże się zaś zazwyczaj z wyrzucaniem i kupowaniem kolejnych rzeczy. A jak się nie kupuje za dużo, to zrobienie takiego „researchu” raz na jakiś czas nie jest wielkim problemem.
Świadomość tego, że wcale dużo nie potrzebuje daje cudowną wolność – to sprawia, że nie muszę mieć parcia na pieniądze, bo aż tak dużo nie jest mi ich potrzebne, a to z kolei oznacza, że nie muszę cisnąć na pracę i mogę sobie pozwolić na dużo luzu i wolnego czasu. Wczoraj byłem na wycieczce rowerowej, która dała mi mnóstwo przyjemności, nic mnie nie kosztowała, a mogłem sobie na nią pozwolić dzięki luźnemu podejściu do pracy – a miałem do wyboru albo to, albo zajęcie się swoim tajnym projektem (o nim za jakiś czas pewnie dam znać :P). Czasu nie starczyło na oba zajęcia, więc stwierdziłem że nie samą pracą się żyje i pozwoliłem sobie na tą przyjemność. W końcu po co miałoby być mi więcej pieniędzy, jeśli nie miałbym z tego powodu mieć czasu na życie?
A rower, tak przy okazji – ma już 20 lat i nadal świetnie się sprawdza – nie zamierzam go wymieniać póki nadaje się do użytku, mimo że widać po nim że już swoje lata ma :)
Tak więc, bogaćmy się i zarabiajmy pieniądze, ale tak żeby nie zatracić siebie i tej planety w tym procesie. Właśnie dlatego tak ważna jest też praca nad samooceną i miłością do siebie w tym wszystkim – im bardziej kochamy siebie naprawdę, tym mniej szukamy zaspokojenia w rzeczach i zewnętrznych atrakcjach, ale też niekoniecznie zaraz z nich całkowicie rezygnując :)
Komentarze są zamknięte.