Istnieje niestety wiele domów, w których dziecko jest „wychowywane” poprzez zachowania agresywne. I niekoniecznie zaraz musi iść za tym przemoc fizyczna – długotrwałe maltretowanie psychiczne i emocjonalne często pozostawia dużo głębsze blizny niż po prostu oberwanie pasem na tyłek.
Dziecko, dla które agresja jest częstą reakcją na to, jakie ono jest, co mówi i co robi – uczy się, że to jest coś normalnego i bardzo szybko podświadomie oczekuje tego od świata i ludzi. Im większe poczucie niesprawiedliwości, obrywania za nic i irracjonalności w zachowaniach dorosłych, tym silniejsze jest przekonanie „niezależnie od tego jaki bym był i co bym nie robił, mogę oberwać w najmniej spodziewanym momencie”. To w sposób naturalny prowadzi do wycofywania się ze świata i relacji z ludźmi. Realizuje się życie na minimum i próbę cichutkiego przemknięcia przez życie w taki sposób, aby przypadkiem nikogo do niczego nie sprowokować.
Taka osoba nie czuje się dobrze w świetle reflektorów, ponieważ im bardziej jest widoczna dla ludzi, tym większa szansa, że znajdzie się gdzieś ten agresor, który nas przyuważy i się dowali. A skoro ten agresywny rodzic miał nad nami tak dużą kontrolę i mógł skutecznie uprzykrzyć nam życie na przeróżne sposoby – stąd w emocjach zakodowana jest silna bezsilność i uległość wobec agresorów.
Dziecko nie mogło przekrzyczeć znacznie większego od siebie ojca. Nie mogło nic zrobić z niesprawiedliwą karą i odebraniem swoich przyjemności za „nieposłuszeństwo”. Jeśli rodzic miał poważne zaburzenia emocjonalne, które odbierały mu możliwość jakiekolwiek sensownej autorefleksji nad tym co robi – dziecko miało krótko mówiąc przerąbane. Nic nie mogło zrobić, nawet jak emocje opadły, to nie było miejsca na dyskusję. Mając rodzica o skłonnościach narcystycznych, jeszcze się słyszało samozadowolenie ze swoich metod wychowawczych, bo tylko dzięki temu nie wyrośliśmy na przestępców i totalną patologię, mimo że nigdy nie było nawet drobnych skłonności w tym kierunku :)
Rodzic agresywny narcyz, to nie licząc totalnych już psychopatów pokroju gwałcicieli, morderców i chorych psychicznie, to jeden z najgorszych typów rodzica. Taki rodzic zawsze ma rację, a wszystko co robi jest najlepszym, co można robić. Jeśli krzyczy i bije, to z miłości i troski o dobre wychowanie. Jeśli przyłapać go na pomyłce, to i tak nie jest jego wina, a poza tym to się nic nie stało. Za to każdy twój najdrobniejszy błąd to wielki dramat i zniewaga jego majestatu. Bo przecież nie tak cię wychowywał i jak śmiesz psuć jego wspaniały wizerunek swoimi niedoskonałościami! Rodzic narcyz jest ideałem, więc ma również idealną rodzinę i nawet nie próbuj psuć tej wizji swoimi wymysłami, bo dostaniesz taki wpieprz, że dotrze do twojej niewdzięcznej dupy, jakiego masz wspaniałego rodzica.
Wyobraźcie sobie co czuje takie dziecko – rodzic jest kompletnie wyłączony na empatię w stosunku do dziecka i nie ma ani zdrowej komunikacji, ani refleksji. Otoczenie często wierzy w idealny wizerunek narcyza, a więc uważa go, za porządnego obywatela, ojca, męża i pracownika. Wszyscy wokół są więc przekonani, że wszystko jest ok, że jest normalnie. Tylko dziecko, ma poczucie, że coś jest kompletnie nie tak, ale jako że jest osamotnione w swoich uczuciach, łatwo je zgasić i zmanipulować. Słyszy, że jest przewrażliwione, że sobie nie radzi z emocjami, że jest nienormalne, niewdzięczne czy jakiekolwiek inne. Zawsze chodzi o to samo – to dziecko ma problem i to ono jest przyczyną wszelkich emocji.
I teraz to nasze dziecko dorasta i wychodzi do świata. Przepraszam – nie wychodzi, tylko z przerażeniem wychyla nieśmiało głowę i nieustannie walczy o tym, żeby jej nie stracić. Tego lęku często nie widać tak mocno, bo przecież rodzic narcyz nie tolerował okazywania słabości przy nim (drażniło go to i zaburzało jego sielankową wizje świata), także to, co zobaczycie to np. nieśmiały i spokojny, ale też uśmiechnięty i sympatyczny chłopiec. Za tym uśmiechem i sympatią kryje się jednak paniczna próba ugłaskania wszystkich naokoło i przekaz „proszę, nie krzywdź mnie, zobacz – jestem miły, uśmiechnięty, wszystko jest w porządku, możesz się zająć czymś innym, a ja sobie będę tam w tle i nie będę ci w niczym przeszkadzał”.
Takie dziecko nauczyło się, że jedyną strategią na przetrwanie i ugranie czegokolwiek dla siebie, to działanie w taki sposób, aby nie rozjuszyć agresywnego rodzica. W życiu więc nieustannie lawiruje między ludźmi unikając za wszelką cenę konfliktów i wchodzenia komukolwiek w drogę. Woli zrezygnować ze swoich planów i marzeń niż ryzykować konflikt z kimś, komu jego plany nie odpowiadają. Chwyta się więc najczęściej takich prac i zajęć, gdzie może sobie na uboczu dziabać coś swojego i nikomu w niczym nie przeszkadzać. Niestety z tak silnymi emocjami i traumami i tak prowokuje swoje otoczenie do tego, aby się do nie przywaliło w taki czy inny sposób. Z tego też powodu żyje w ciągłym wycofaniu, złości na świat i ludzi, poczuciu niesprawiedliwości, opuszczenia i niezrozumienia. Ma poczucie, że musi sam o siebie zadbać, bo czemu ktokolwiek inny miałby to zrobić – rodzic narcyz myślał tylko o sobie, a nawet dbanie o dziecko zawsze było przefiltrowane przez własny egoizm. Dziecko się nauczyło więc, że jest skazane na samodzielną walkę przeciwko światu pełnemu agresorów i egoistów.
Mając takie emocje i traumy, taki człowiek nie żyje, tylko wegetuje walcząc o to, żeby jakoś przetrwać życie i jako takim spokoju dożyć śmierci.
Wyjście z tego jest trudne i bolesne, ale możliwe. Wymaga przede wszystkim odbudowania totalnie zniszczonej samooceny i relacji ze światem, co może być jeszcze trudniejsze. Stosunkowo łatwo bowiem takiej osobie jeszcze jest budować coś w relacji sam ze sobą, ale najtrudniej będzie w kontekście relacji ze światem i ludźmi(w końcu to oni są głównym zagrożeniem). Od siebie jednak warto zacząć, żeby mieć z czym do tego świata wyjść i znowu nie oberwać po tyłku.
Skala spustoszenia w psychice jaką wywołują takie doświadczenia często jest nie pojęcia dla ludzi, którzy wychowywali się w takich zwyczajnych domach, gdzie co prawda też były braki i przykre doświadczenia, ale nie było skrajnej, emocjonalnej i psychicznej patologii.
Osobiście pracuję nad sobą od 10 lat i choć jestem cholernie dumny z tego, co przerobiłem i zadowolony z tego, co mam teraz w życiu – to wciąż widzę, jak kolejne i kolejne warstwy tych wszystkich traum wychodzą na światło dzienne dotykających samiutkich fundamentów całej mojej osobowości. Nie jest to łatwe, ale na swój sposób ekscytuje mnie to – zbliżanie się do najgłębszych pokładów swojej duszy i możliwość ukochania najbardziej straumatyzowanych i wypartych części siebie ma w sobie coś pięknego w tej całej intymności i wewnętrznym pojednaniu.
I właśnie tego wewnętrznego pojednania sobie i Wam wszystkim życzę :)
Komentarze są zamknięte.