Nigdy nie bądźcie zbyt uduchowieni na odczuwanie niskich emocji! To jest bardzo duża pułapka rozwoju.

Niektórzy tak mają, że rozwijają się latami, mają na koncie jakieś sukcesy, fajne samopoczucie, nawet jakąś opinie wśród znajomych a tu nagle coś się dzieje i emocje zalewają człowieka. Co za wstyd! Taki uduchowiony był, a nagle sobie nie radzi ze złością i frustracją.

Często jest tak, że im dłuższy ktoś ma staż w pracy duchowej nad sobą, tym bardziej czuje się zobowiązany do tego, żeby pewnych rzeczy już nie czuć i nie przejawiać, które są „poniżej jego poziomu”.

To jest szybka droga do zaprzepaszczenia lat pracy i nakręcenia sobie całego szeregu nowych problemów i ograniczeń.

Tutaj musicie sobie zadać podstawowe pytanie – czy wolicie być sobą czy za wszelką cenę budować i utrzymywać jakiś wizerunek? Osobiście wychodzę z założenia, że nie po to całe lata pracowałem nad przekraczaniem swoich ograniczeń, żeby zaraz pakować się w kolejne. Nie widzę więc powodu dla którego miałbym się wstydzić faktu, że zdarza mi się poczuć złość, bezsilność czy frustrację. Bo zdarza mi się mimo już 10 lat pracy nad sobą i mimo tego, że pracuje z innymi nad ich problemami.

Emocje pokazują mi gdzie jeszcze jest coś nie do końca uzdrowione, gdzie się jeszcze coś dzieje i czemu warto się przyjrzeć. Są więc cenną informacją i nie widzę powodu, dla których miałbym je wypierać. Pozwalając sobie je przeżyć, kiedy przychodzą – mogę się lepiej przyjrzeć sobie i zrozumieć to, czego najwidoczniej do tej pory jeszcze nie zrozumiałem w pełni.

Wizerunkowo to żaden problem dla mnie, ponieważ wystarczy, że mi nie „odwala” i z grubsza potrafię uwzględnić okoliczności – nie jest bowiem jeszcze stłumieniem to, że pracując z klientem w razie potrzeby odłożę tymczasowo swoje emocje na bok, aby zachować profesjonalizm (w końcu ktoś mi płaci, aby się zająć jego problemami, a nie moimi, więc zwykły szacunek do drugiego człowieka tego wymaga). Mogę więc coś czuć, ale się tym nie zajmować, jeśli akurat jest coś ważniejszego – czyli pozwalam sobie na emocje, ale jednocześnie one nie rządzą moim życiem i nie narzucają mi niczego! Bardzo ważne jest właśnie takie wypośrodkowanie, bo to też nie chodzi o to, żeby te emocje się rozpanoszyły i nas zdominowały :)

Żeby jednak swobodnie panować nad swoimi emocjami, wpierw trzeba sobie pozwolić je czuć w pełni i się z nimi oswoić. Poczuć się w porządku z faktem, że one w ogóle są w nas. Prawda jest taka, że one są silne i dominujące wtedy, kiedy się z nimi szarpiemy, bo nie chcemy czegoś dopuścić do siebie. W akceptacji przeżywanie emocji może być stosunkowo proste i spokojne.

Komentarze są zamknięte.