Związki partnerskie nie są po to, abyśmy mieli z kim walczyć o swoje życie, o swoją przestrzeń czy swoje prawo do szacunku. Związki są po to, aby było nam lepiej w życiu – w przeciwnym razie, po co je w ogóle tworzyć?

Dopóki związek tworzą dwie niedoskonałe osoby, to oczywiście będą w tym związku pewne niedoskonałości. Wszyscy mamy jakieś tam swoje gorsze intencje, podatności, prowokacje, itd. więc siłą rzeczy coś niefajnego w związku może się odgrywać.

Warto mieć tu jednak na uwadze dwie rzeczy. Po pierwsze – co stanowi filar związku? Czy jest nim szczera miłość i wspólne dążenie do szczęścia czy właśnie te współgrające intencje do nieprzyjemnych kreacji?

Po drugie – co obie osoby w związku robią z tym co nie działa? Czy próbują rozmawiać, korygować, zmieniać pewne rzeczy? Czy upierają się za wszelką cenę przy swoich toksycznych zachowaniach? Co jest ważniejsze – szczęście swoje i drugiej osoby czy prawo do tkwienia w swoich obciążeniach?

Tu nie chodzi też o to, żeby mieć jakieś chore parcie na rozwój i rozwiązywanie problemów. Wszyscy potrzebujemy czasami czasu i przestrzeni na to, aby pewne rzeczy dojrzały, aby coś zrozumieć i przekroczyć. Na pewno nie chodzi o to, aby drugą osobę rozliczać z tego co robi czy czego nie robi. Samo serce już czuje, czy dana osoba jest dla nas dobra i czy jest tu potencjał na więcej czy raczej ślepa uliczka.

Najważniejsze są filary związku czyli takie podstawowe, główne intencje obu osób do samego związku, do siebie samych i siebie nawzajem.

Ponad 6 lat temu jak zaczął się mój obecny związek to jeszcze oboje mieliśmy mnóstwo nieuzdrowionych emocji z dzieciństwa i różnych obciążeń, które sprawiły że wspólne zamieszkanie wiązało się z wieloma nieprzyjemnymi „atrakcjami” – często sobie po prostu nie radziliśmy z tymi emocjami, a to prowadziło do konfliktów. Ktoś z zewnątrz może i by powiedział, że to toksyczny związek i uciekł w popłochu, ale u nas była ta różnica, że nam zależało na sobie i wyjściu z tego wszystkiego. No, a że oboje byliśmy emocjonalnie jeszcze popieprzeni, to nie było to łatwe i szybkie :D

Tu się właśnie liczyła ta główna intencja do związku, ten nasz fundament. Oboje chcielibyśmy być szczęśliwi i kochać siebie, a nie krzywdzić. I to właśnie ten fundament pomógł nam przetrwać i wyciągnął nas z tego wszystkiego. Wystarczyłoby jednak, że chociaż jedna osoba wybrałaby swoje obciążenia i byłoby po ptakach. Dlatego to nie ilość obciążeń jest najważniejsza, a po prostu intencje wobec nich.

Na dzień dzisiejszy to jest niebo a ziemia, jak sobie poukładaliśmy wiele rzeczy. Przede wszystkim komunikacja stała się prosta, szczera, bezpośrednia i nawet w emocjach, emocje są tylko tłem, a nie głównym motorem napędowym. To sprawia, że się właściwie nie kłócimy, a najgorsze co się może zdarzyć to jakieś tam niezadowolone burknięcia :D Wystarczy chwilę ochłonąć i można spokojnie porozmawiać o tym co się dzieje i dlaczego.

Oboje pracujemy nad sobą i oboje wciąż mamy jakieś tam swoje jeszcze problemy i ograniczenia, więc nie jest to idealna sielanka pod każdym względem, ale to wszystko nie jest problemem. Po tym co już przeszliśmy, mamy tyle zaufania do siebie i swoich intencji, ze oboje wiemy że każdy problem jest tylko przejściowy, nawet jeśli ciągnie się latami. Wszystkiego na raz nie da się przepracować, więc robimy swoje, każde we własnym tempie i w zgodzie z własnymi możliwościami i nikt nikogo nie rozlicza.

Najważniejsze jest to, aby potrafić się wspierać nawet w tych problemach drugiej osoby, które uderzają bezpośrednio w nas, ponieważ jest to w interesie całego związku. Ja się nauczyłem po latach, że jeśli zamiast denerwować się, że partnerka z czymś sobie nie radzi i coś tam we mnie uderza – zaakceptuje to i ją wesprę w tym, to i ona i ja szybciej to przekroczymy. To była chyba jedna z największych zmian i ulg w związku – przejście z wzajemnych ataków i obrony własnej przestrzeni do wzajemnego wspierania się i stawania po stronie związku, a nie tylko własnych emocji. To bardzo mocno wzmacnia zaufanie, bliskość i przyjaźń w związku.

Właśnie dlatego związki bywają ciężką próbą dla ego. Ego żywi nakręcaniem wszystkiego wokół siebie, swoich emocji i swoich potrzeb, więc kiedy w związku zamiast skupiać się na „ja, moje” wybieramy „my, nasze” to ego może przejść ciężki kryzys :D

To jest też moment, gdzie pojawia się prawdziwa weryfikacja partnera. Jeśli partner nie jest dla nas wystarczająco ważny i wartościowy, nie ufamy mu, nie czujemy dostateczniej dużej harmonii, to nie chcemy z nim współtworzyć takiego wspólnego tworu. Niby jesteśmy w związku, ale jednak każdy walczy przede wszystkim o swój własny interes.

Właśnie dlatego jeśli to wszystko ma działać, trzeba przede wszystkim otworzyć się na jak najwyższą harmonię – z osobami bez potencjału harmonii w najważniejszych sferach istnienia to prędzej się poszarpiemy niż cokolwiek sensownego zbudujemy.

Komentarze są zamknięte.