Pracując nad sobą, przy co trudniejszych i bardziej złożonych tematach możemy poczuć, że trafiamy na ścianę nie do przejścia. Wiele emocji i wzorców wiążę się też z nakręcaniem bezsilności, budowaniem poczucia że jesteśmy w pułapce bez wyjścia.
Tutaj chciałbym zwrócić uwagę na jedną, ale niezwykle ważną rzecz. Bywa tak, że pracujemy z tą „ścianą” przez długi czas, a ona wciąż stoi cała i wciąż nie możemy się przez nią przebić. Nic, nawet małej dziurki przez którą wleciało by trochę światła.
W tym momencie łatwo jest się poddać i stwierdzić, że ta praca nad sobą nie przynosi efektów, a my jesteśmy porażką i nigdy nam się nie uda tego przekroczyć.
Widzicie przed sobą cały czas tą ścianę, szczelnie blokującą przepływ światła, ale co jeśli bym Wam powiedział, że zanim zaczęliście nad nią pracować – miała ona aż 2 metry grubości, a teraz ma już tylko 20 cm?
Zmienia to perspektywę, prawda? Niby jesteście wciąż w tym samym miejscu, przed tą samą ścianą, która tak samo Was blokuje, ale różnica jest taka, że jesteście już o wiele bliżsi przebicia się przez nią, niż wcześniej.
Problem w tym, że to dotrzeć może do Was dopiero w momencie, gdy w końcu zrobicie pierwszy, większy wyłom i zobaczycie nieco światła. A to niestety czasami wymaga czasu.
Dlatego nie poddawajcie się w pracy nad sobą, bo nawet jeśli wszystko wygląda jakby nie szło, to nigdy nie wiecie, czy może mimo wszystko nie zbliżacie się do momentu, który odmieni wszystko.
Oczywiście jeśli nie idzie, to warto również przyjrzeć się sobie i swoim intencjom, zweryfikować sposób pracy – zawsze się może okazać, że skrobiecie beton gołymi rękoma, a obok leży nieużywany, solidny młot :)
Nie poddawajcie się, bądźcie elastyczni i otwarci na zmiany, starajcie się podchodzić do wszystkiego świadomie, a siłą rzeczy prędzej czy później będzie musiało się udać wszystko, co dla Was najlepsze :)
Komentarze są zamknięte.