Wiele umysłów uwielbia kombinowanie, więc całkiem spora część obciążeń karmicznych jest oparta na tym, że coś co potencjalnie mogło zostać w prosty sposób rozwiązane – zostało przekombinowane do potęgi entej :)
I potem mamy obciążenia ciągnące się przez setki wcieleń, obudowane całymi warstwami pokrętnych wzorców, myśli, emocji.
Czy to wszystko jest takie trudne? Czy ten rozwój jest taki skomplikowany, a życie problematyczne? Czy radzenie sobie ze sobą jest takie wymagające?
Nie, nie i jeszcze raz nie. To wszystkie jest proste jak konstrukcja cepa. Tylko my kombinujemy i wymyślamy.
A to jak coś ominąć, przeskoczyć. Jak przemycić coś niekorzystnego, co teoretycznie powinnyśmy sobie odpuścić, ale w gruncie rzeczy nie zamierzamy tego robić (i żeby było bardziej przekombinowane – nie przyznamy się do tego przed sobą wprost). A to jak się oświecić, ale po drodze koniecznie komuś dowalić. Bo mu się należy i już, nie odpuścimy!
O, a przyjmowanie ról różnorakich to dopiero jest kombinowanie! Bo ja taka ofiara odrzucona przez Boga i świat albo zły i niegodny człowiek. A może bohater-misjonarz, który naprawi to, co Bóg spartolił?
Jasne, zawsze można się przebrać za królika i wcinać marchewki. Królikiem to nas jednak nie czyni :)
Kluczem do uwolnienia się od kombinatorstwa jest rozwijanie wewnętrznej szczerości w relacji z samym sobą. Nazywajmy rzeczy po imieniu. „Nie jestem ofiarą, tylko próbuje zyskać uwagę biorąc innych na litość.” „Nie jestem wściekły na siebie, tylko boję się odrzucenia.” „Nie jestem żadnym bohaterem, tylko liczę na nagrodę od Boga za poświęcanie się dla innych.” itp. itd.
Nie oszukujcie się, tylko przyznawajcie sobie wprost o co naprawdę Wam chodzi. Jeszcze nikt nie wyszedł dobrze na oszukiwaniu samego siebie. Jak się nad tym dobrze zastanowić, to jest to wręcz idiotyczne i absurdalne :)
Wmawianie sobie czegokolwiek nie zmienia realnie natury danego doświadczenia. Jeśli robisz komuś krzywdę to ją robisz tak czy siak, niezależnie czy sobie wmówisz jakaś zasadność tego czy nie. Sumienie można niby uspokoić, ale to działa tylko jak znieczulenie, zakopując głęboko sedno problemu. Problem pozostaje żywy i gnije, psuje się i z czasem coraz gorzej pachnie. W końcu wraca i nie jest to nic przyjemnego.
Nie uciekniecie przed prawdą, możecie tylko odwlec w czasie konfrontacje. A im bardziej ta konfrontacja była odwleczona, tym boleśniejsze może to być zderzenie.
Kombinowanie nie ma sensu. Obojętnie co byście nie próbowali osiągnąć, to się nas was tylko zemści – skomplikuje sprawy, wydłuży uzdrowienie, dołoży cierpienia, rozmyje obraz sytuacji, itd.
Jedną z cech urzeczywistnienia jest prostota. Rzeczywistość jest niezwykle prosta (ale nie prostacka), to tylko my ją skomplikowaliśmy tak bardzo, że szkoda gadać. Szczerość i budowanie relacji ze sobą, otwieranie się na czucie siebie i działanie z poziomu Boskich uczuć – to jest droga do tego, aby nasza rzeczywistość stała się lekko i przyjemnie prosta.
I tego Wam dzisiaj życzę – prostoty i szczerości we Waszych wnętrzach :)
Komentarze są zamknięte.