Dlaczego duża pewność siebie u innych często wzbudza mieszane uczucia? Dlaczego osoby inteligentne łatwiej wątpią w swoją inteligencje niż osoby mało inteligentne?

Dzisiaj sobie co nieco o tym powiemy.

Pierwszy problem jest taki, że praktycznie każdy chciałby się czuć pewnie, dobrze, mądrze, itd. (no bo czemu mielibyśmy chcieć czuć się niepewnie, źle i głupio :P), ale mało kto potrafi wzbudzić w sobie te uczucia w sposób naturalny. Stąd też na całym świecie mamy wysyp ludzi, którzy czegoś nie urzeczywistnili, ale usilnie przekonują wszystkich wokół, że to mają. I niektórym to się nawet udaje. I o ile głupkowi trudno skutecznie udawać inteligenta na dłuższą metę (bo jak gada głupoty, to to widać), to już z pewnością siebie jest trochę inaczej.

Sporo ludzi przepycha swoją pewność siebie metodą „na bezczela” tzn. znajdują sobie oni jakąś cechę czy jakiś czynnik, uczepiają się go i używają jak czołgu, żeby przejechać na tym świat. To może być prestiżowa praca, wysokie zarobki, atrakcyjny partner, cudowne dziecko czy cokolwiek innego. Może to też być wykorzystanie jakichś cech charakteru np. gadatliwości, żeby wszystkich przegadywać i w ten sposób dominować nad innymi budując w ten sposób poczucie pewności i wyższości.

Niezależnie od metody, zawsze kończy się to jednym – rozpychaniem się łokciami, robieniem zamieszania i umniejszaniem innych. Stąd też wiele osób ma awersje do ludzi zbyt pewnych siebie,bo zbyt wiele złego ich spotkało ze strony takich ludzi.

Tutaj jednak trzeba zwrócić uwagę na to, że nieczęsto, ale jednak trafiają się ludzie o zdrowej, bardzo silnej pewności siebie. I tylko dlatego, że ta ich pewność jest bardzo silna, nie znaczy jeszcze że zasługują oni na to, aby wrzucać ich do jednego worka z powyżej opisanymi przypadkami.

No i tu dochodzimy do drugiego problemu. Jak myślicie, jacy ludzie mają największe tendencje do robienia z siebie chodzących półbóstw, lepszych od innych? No Ci z największymi brakami – w samoocenie, inteligencji, pewności siebie, itp. itd. Z kolei ludzie o większej samorefleksji, świadomości czy wrażliwości są bardziej świadomi swoich braków i ograniczeń, więc im jest trudniej sobie wmówić, że są nie wiadomo jak wspaniali. Zwracają więcej uwagi na swoje braki, a jeśli za tym idzie nie uzdrowiona relacją ze sobą, to wręcz za dużo uwagi.

No i jaki jest efekt końcowy? No niestety taki, że ludzie z poważnymi skazami i brakami są najgłośniejsi, najwięcej ich widać, najwięcej działają i wszędzie ich pełno. A Ci mający tak naprawdę więcej do zaoferowania światu siedzą cicho i nie przebijają się przez ten cyrk, ponieważ czują że nie są tak dobrzy, jak te wszystkie skaczące małpy, mimo że realnie mają duuuuuużo więcej do zaoferowania. No istna paranoja :D

Zasada jest prosta. Człowiek np. inteligentny świetnie sobie zdaje sprawę z tego jak wielu rzeczy nie wie, jakie ma jeszcze braki w swoim rozumowaniu. Człowiek ogólnie mówiąc „głupi” w swojej głupocie myśli, że pozjadał wszystkie rozumy, więc on bez ograniczania się wyjdzie do świata i będzie sprzedawał swoje „mądrości”.

A niestety czy stety, efekty wielu działań w świecie materialnym zależą przede wszystkim od tego, na ile sobie pozwalamy, niezależnie do tego czy są to dobre czy negatywne motywacje. Osoby o małej samoświadomości czy autorefleksji często pozwalają sobie na więcej niż wskazywałby na to rozsądek i dzięki temu, niektórym udaje się sporo ugrać. Tu wchodzą też oczywiście inne czynniki, więc jest spory przesiew gdzieś po drodze, ale jakiś tam procent takich ludzi się wybija w różnych dziedzinach życia.

Niektórzy tutaj wyciągają też wnioski, że tylko tacy bezczelni i głupi ludzie coś osiągają w życiu, ale to tylko powierzchowna obserwacja – to że im się udało w taki sposób nie znaczy, że nie ma lepszych, zdrowszych metod.

Kieruje ten post przede wszystkim do wszystkich nieoszlifowanych diamencików, które myślą że są tylko brudnymi bryłkami węgla. :)

Kurczę, wciąż poznaje nowych ludzi, głównie dzięki pracy jaką wykonuje i mam na co dzień do czynienia z wieloma wspaniałymi osobami, które myślą o sobie gorzej, niż na to zasługują.

Jest tyle cichych, wycofanych osób, które chowają się przed ludźmi i czują się niegodni, nieatrakcyjni i beznadziejni, a tymczasem skrywają w sobie ogromne pokłady dobra, ciepła i życzliwości. Jest też tyle (w uproszczeniu) zwykłych chamów i buraków, którzy są przekonani o swojej wspaniałości i chętnie raczą wszystkich wokół swoimi przejawami, mimo że są w gruncie rzeczy pod wieloma względami odpychający.

Jaki to ma sens?

Przekujcie swoją słabość w zaletę i przestańcie traktować Waszą świadomość swoich ułomności i ograniczeń jak coś negatywnego. To jest skarb, to jest prawdziwy dar, że potraficie zauważyć co jest z Wami nie tak. Z każdym nieoświeconym człowiekiem jest przecież coś nie tak. Ta świadomość przecież sprawia, że możecie działać lepiej, bardziej świadomie, z większym wyczuciem, z łatwiejszą oceną tego co na co Was stać, a na co nie – pod warunkiem tylko, że będzie to wyważone i uczciwe podejście, bez pociskania sobie i dołowania się!

Wy wszyscy, świadomi swoich wad, ograniczeń i ułomności – jesteście bliżej siebie niż ludzie odcięci od siebie grubym murem sztucznej „autozajebistości” :) To wspaniale, że widzicie że coś jest z Wami nie tak, bo to znaczy że możecie coś z tym zrobić. Nie można naprawić problemu, którego się nie chce widzieć. Osoba o sztucznej pewności siebie nie uzdrowi stojących za tym kompleksów, dopóki nie przyzna się przed sobą, że to co robiła, było sztuczne.

A więc jesteście o krok do przodu w porównaniu z takimi ludźmi. Nie macie się z tego powodu czuć lepsi od nich. Macie się po prostu nie czuć gorsi :)

Na koniec taki mały przykład z życia. Poznałem na przestrzeni czasu kobietę X i Kobietę Y, one się też poznały nawzajem. Kobieta X czuje się do zwyczajna, przeciętna, ma proste życie bez większych sukcesów i swoje problemy na głowie. Kobieta Y stworzyła wokół siebie otoczkę sukcesu, świetnie zarabia, ma jakiś tam prestiż i jest uwielbiana przez otoczenie. Kobieta X podziwia kobietę Y i czuje, że jej do pięt nie dorasta.

Ja poznałem obie nieco bliżej i moje własne odczucia i doświadczenia są takie, że kobieta X jest niezwykle ciepłą, kochaną kobietą o świetnym potencjale, ale stłumionym przez niską samoocenę. Natomiast kobieta Y, okazała się niezwykle sztuczna, zawistna, manipulująca i budująca swój sukces na prostym, ale skutecznym parciu na szkło.

Nie mam bliższych relacji z żadną z tych osób, ale gdybym miał takową tworzyć, to tylko z kobietą X, która wzbudza we mnie bardzo pozytywne odczucia i uważam ją za niezwykle wartościową osobę, mimo że ona czuje się przeciętna i nijaka. Od kobiety Y trzymam się z daleka, mimo że ma świetną opinie i tak wiele osiągnęła na zewnątrz. Smutne jest to, że kobieta X pewnie by nie uwierzyła, że ktoś naprawdę uważa ją za wartościowszą od kobiety Y, którą sama tak podziwia :D

Zmierzam w tym wszystkim do tego, że wśród Was jest mnóstwo osób, które uważa się za niewarte większej uwagi, a prawda jest taka że dla niektórych będziecie idealnym kandydatem na najlepszego przyjaciela, partnera czy usługodawcę. Musicie wyjść tylko po za te bezsensowne ramy, narzucane głównie przez te głośno krzyczące małpy i zauważyć co realnie co innego się w życiu liczy niż to, co się Wam wydawało! Wtedy zauważycie, coś czego wcześniej do siebie nie dopuszczaliście – że już nawet wcześniej ktoś Was zauważał, doceniał, podziwiał.

Ja też wierzyłem w te iluzje, też dawałem się zakrzykiwać. Kiedyś wierzyłem w to, że nie mam w sobie NIC do zaoferowania światu, że tylko zabieram tlen innym :D Jakże nieprawdziwe i niesprawiedliwe wobec mnie samego to było.

Kiedy tworzę relację z drugim człowiekiem, to dla mnie ważne jest to, aby ta osoba do mnie pasowała, a nie była jakimś tam życiowym ideałem. Chcę, żeby ta osoba była wobec mnie szczera i naturalna, na tyle na ile potrafi, a nie zgrywała kogoś innego, kogoś lepszego. Doceniam proste, zwyczajne rzeczy jak życzliwość, dobro, sympatie. Nie robi na mnie wrażenia poziom zarobków, ilość problemów w życiu, życie seksualne czy tego typu rzeczy, bo co mi do tego? Wasze osobiste problemy są Waszym obciążeniem, a nie świata, dlatego nie traktujcie ich jako coś, co umniejsza Waszą wartość. Miałem nieraz już zresztą klientów, którzy mieli dość poważne problemy życiowe, ale po prostu byli dla mnie wspaniałymi ludźmi i tak sercem ich odbierałem.

To, że kogoś przywaliła ciężka karma, to nie żaden powód, aby uznawać kogoś za gorszego i mniej poukładanego. Znam zresztą bardzo mądre i świadome osoby, które życiowo tak średnio jeszcze sobie radzą, bo po prostu miały tyle tej negatywnej karmy, że układanie tego wszystkiego wymaga więcej czasu. Wierzę jednak że sobie poradzą i jeszcze nadejdzie czas, gdy będą jasno błyszczeć.

I właśnie tego, z całego serca Wam życzę – żebyście nie bali się błyszczeć, żebyście nie zakrywali grubym kocem światła, która się z Was wylewa :)

Komentarze są zamknięte.