Wdzięczność, zaufanie i radość są największymi motorami napędowymi udanych kreacji.
Gdy kreujemy z poczucia braku, żalu, smutku czy frustracji to przenosimy te emocje na to, co tworzymy w naszym życiu. To tak jakbyśmy każdy posiłek, który przygotowujemy polewali sosem z tych emocji. I jeśli tego sosu jest dużo, to potem niezależnie od tego co byśmy przygotowali i w jaki sposób – zawsze smakuje tak samo źle.
A to budzi frustracje i bezsilność. Zaczynamy wątpić w to czy nasze działania kiedykolwiek przyniosą pożądane efekty, a te złe emocje u fundamentów jeszcze tylko się wzmacniają.
Bywa więc, że nasze działania były dobre i słuszne, ale wewnętrzne nastawienie było już nie takie jak trzeba i to wszystko zniszczyło.
Nastawienie trzeba zmienić, a jest to tym trudniejsze im gorsze wcześniej było nasze życie i im bardziej się ugruntowaliśmy w negatywnym emocjach i przyzwyczajeniach.
I ważne jest tutaj to, że jak się pali i wali, a nasze życie jest bez sensu czy beznadziejnie złe, to nie wystarczy tylko rozgrzebywać i uzdrawiać wszelkie podświadome obciążenia, które do tego doprowadziły.
Przede wszystkim chodzi o to, aby wydobywać z siebie wszelkie Boskie uczucia, zagłębiać się w nich i je wzmacniać. Po to w ogóle ruszamy te wszystkie obciążenia – żeby nie przeszkadzały i żeby robić miejsce dla tych Boskich uczuć.
I choć z początku może wydawać się to piekielnie trudne – jeśli cierpisz z powodu samotności i czujesz się niekochany – wzbudzaj w swoim sercu uczucie miłości i szczęścia. Jeśli jesteś smutny i przybity – wzbudzaj w sobie radość i entuzjazm. Jeśli jest ci ciężko – delektuj się lekkością i łatwością na czakrze gardła.
To z początku może zbudzić ogromny opór podświadomości – złość, bezsilność, może nawet wściekłość i nienawiść do siebie czy świata. Różne rzeczy mogą się dziać, tym silniejsze, im bardziej odeszliśmy od naszej Boskości.
Cała sztuka polega na tym, aby wytrwać. Niezależnie od tego jak ciężko by było i jak długo by to nie trwało, niech nieustannie rodzi się i trwa intencja do odkrywania i odczuwania Boskich uczuć.
Zaufajcie, że one są Waszym jednym wybawieniem, które może rozwiązać WSZYSTKIE problemy, nawet i w cudowny sposób. Niestety to się nie wydarzy, dopóki nie wpuścicie ich do siebie w wystarczającym stopniu, a to może trwać trochę czasu i wymagać solidnej pracy z co silniejszymi obciążeniami, które stoją na przeszkodzie.
Jeśli jednak otwieranie się na Boskie uczucia i uwalnianie wszystkiego, co je blokuje będzie Waszym nadrzędnym celem w życiu, to wtedy jesteście skazani na sukces we wszystkich dziedzinach życia! Wszystkie Wasze cele, nastawienie, intencje, decyzje, okoliczności, itp. itd. będą się dzięki tym uczuciom oczyszczać i transformować w taki sposób, aby działo się to co dla Was najlepsze, najkorzystniejsze i najlepiej realizuje Wasz Boski potencjał.
Dobra wiadomość w tym jest taka, że w tym wszystkim nie ma żadnej filozofii. Nie jest to trudne, ani skomplikowane. Wystarczy zacząć od kontemplacji tych uczuć, których brakuje Wam najbardziej, wspierając się jednocześnie afirmacjami, modlitwą, medytacją, zabiegami uzdrawiającymi, różnymi ćwiczeniami czy cokolwiek Wam przyjdzie do głowy, a co Was wesprze w tych procesach. Nawet jak się nie ma pieniędzy to wystarczająco dużo można robić samodzielnie, na podstawie wiedzy dostępnej za darmo w Internecie, aby nieustannie posuwać się do przodu.
Nawet jak nie macie czasu to trzeba sobie przeorganizować coś w życiu. No bo jeśli jesteście nieszczęśliwi to albo gdzieś go marnujecie albo zapieprzacie na okrągło na coś, co i tak nie daje Wam szczęścia. Tak czy siak – bez sensu i lepiej coś zmienić czy z czegoś zrezygnować, przynajmniej na dłuższą metę.
Największą trudnością, na której w większym bądź mniejszym stopniu WSZYSCY się rozbijają, jest to że jak podświadomość wywali nam silniejszy opór, to się wybijamy z tego pozytywnego dążenia. Zaliczamy mniejsze i większe upadki i to w samo sobie jest ok. Sam takich upadków miałem niezliczone ilości i wciąż ich doświadczam, choć już nie są tak silne jak kiedyś :)
Ważne jest to, aby wytrwać, podnosić się za każdym razem i choć jest nam źle, to sięgać po te Boskie uczucia. One są jak cudowne lekarstwo, jak miodzik na nasze zbolałe serduszka, jak miękka poduszeczka dla obolałej głowy :) Szczególnie wtedy, kiedy jest nam źle, powinnyśmy po nie sięgać, a nie zatrzymywać się na wymówce „teraz czuję się zbyt źle, za dużo się dzieje, żebym miał się dostrajać do Boskich uczuć”.
A to właśnie cała sztuka polega na tym, żeby wybierać te uczucia nie tylko wtedy jak jest stosunkowo dobrze, ale przede wszystkim wtedy kiedy się pali i wali. Chodzi właśnie o to, aby transformować te najgorsze i najtrudniejsze emocje i wyobrażenia w pozytywy, a nie się wtedy odbijać od Boskości. Chodzi też o pokazanie podświadomości, że można, że się da wybrać coś innego, niż te wszystkie brzydkie, straszne, przytłaczające emocje. To właśnie wtedy uczycie się, że macie wybór, że one wcale nie muszą Wami rządzić!
Tylko żeby to się wydarzyło, to nie możecie czekać na cud. Musicie się wewnętrznie zmotywować, aby w tych najgorszych chwilach sięgać po Boską pomoc. Jak nie macie kompletnie siły, to módlcie się dużo i często. Powierzajcie się Bogu, tak jak potraficie.
Ja swego czasu spędziłem mnóstwo czasu na modlitwach w ciężkich emocjach, które mnie przerastały. Płakałem i błagałem Boga o pomoc, o to aby mnie uzdrowił i zrobił ze mną wszystko co konieczne, aby wszystko było dobrze. A potem jak emocje opadły, wsłuchiwałem się w siebie i przyjmowałem to, co do mnie płynęło. Na początku ciężko było cokolwiek poczuć, ale byłem ufny i wierzyłem, że jestem wysłuchiwany i że COŚ się będzie zmieniać.
Tak wykreowałem sobie mój cudowny związek. Trwało to 4 długie lata, ale przy mojej bardzo ciężkiej karmie w temacie ciężko by było to osiągnąć szybciej. Miałem naprawdę bardzo silne wzorce ascezy, samotności, odrzucenia i ofiary. Samoocena była w rozsypce. Siłą rzeczy wymagało to trochę pracy. Miałem liczne chwile załamania i frustracji, że tyle pracy włożyłem i czemu to JESZCZE nie działa. Miałem jednak pewność i zaufanie, że mój umysł kreuje rzeczywistość wokół mnie, więc wiedziałem, że prędzej czy później musi mi się udać.
Choć czułem się najbardziej samotnym i niekochanym człowiekiem świata, wzbudzałem w sobie miłość i radość z życia. Wzbudzałem sobie uczucia zaufania i pewności, że ktoś tam dla mnie jest. Mijały tygodnie, miesiące i lata, a ona się nie pojawiała w moim życiu, ale ja parłem dalej. Wiedziałem, że jeśli się poddam, to jej nie spotkam, a to nie wchodziło w grę. Dlatego nawet jak mnie emocje rozrywały w bólu, pracowałem z nimi i transformowałem tak ja potrafiłem. Zrobiłem chyba z setki modlitw o przyciągniecie właściwej partnerki. Napisałem dziesiątki afirmacji, przerobiłem mnóstwo dekretów i medytacji afirmacyjnych. Z czasem pozytywne odczucia były coraz silniejsze. Czułem coraz wyraźniej w sercu, że ona gdzieś tam dla mnie jest i że ją spotkam. Te uczucia były dla mnie ulgą i przynosiły ukojenie, bo nic innego nie wskazywało na to, że cokolwiek mi się uda tutaj osiągnąć :P
Po tych czterech latach nie było tak, że jedyne co mi się udało osiągnąć to spotkanie wymarzonej partnerki. Ta cała praca sprawiła, że stałem się kompletnie innym człowiekiem, mnóstwo wtedy przerobiłem i przekroczyłem, choć jeszcze tak wiele było przede mną :)
Nauczonym doświadczeniem, kiedy lata później rozkręcałem moją duchową działalność i z powodu pewnych braków w tematach relacji z ludźmi, przyciąganie klientów mi szło dość opornie (partnerka praktycznie od razu miała ruch, a u mnie szło jak krew z nosa), to zamiast się załamywać, wziąłem się za porządne wzbudzanie w sobie uczuć dostatku, zaufania i przepływu. Wystarczyły generalnie już tylko 2-3 miesiące porządnej pracy z wzbudzaniem sobie tych uczuć, aby nagle wszystko ruszyło z kopyta i pięknie się ułożyło.
Wiedziałem, że nawet jak się czułem okropnie i dostawałem różne drobne ciosy od życia, że muszę po prostu wytrwać i to zrobiłem, co po raz kolejny się opłaciło.
I właśnie tego Wam wszystkim życzę – wiele wytrwałości w otwieraniu się na pozytywy i nie poddawaniu się negatywom. :)
PS – taka mała wskazówka dla osób z tendencjami do nerwicy. W pierwszej kolejności trzeba się tymi tendencjami zająć, ponieważ dążenie do Boskich uczuć na bazie nerwicy zazwyczaj ją tylko pogłębia i tutaj ta wytrwałość o której pisze, może tylko zaszkodzić.
Komentarze są zamknięte.