Ostatnio z partnerką robimy porządki w szafach – otwieranie się na dostatek sprawia, że zmienia się spojrzenie na „chomikowanie” rzeczy :)
Zbierają się całe worki rzeczy pt. „na zaś”, „może się jeszcze przyda”, „szkoda wyrzucać” itp :)
Uff, jaka to ulga mieć więcej przestrzeni – jakoś tak pozbywanie się nadmiaru rzeczy, szczególnie tych tak naprawdę niepotrzebnych – daje mi uczucie lekkości i większej wolności. Człowiek coś zostawia, bo niby może się przydać, a po 5 latach i kilku przeprowadzkach okazuje się, że się nie przydało ani razu :D
Nadmiar czy przesyt rzeczy męczy – warto mieć tyle, ile rzeczywiście jest potrzebne i używane na tu i teraz. Kiedy życie staje się Boskim, spontanicznym przepływem to warto mieć tyle, ile współgra z tym przepływem – cała reszta będzie tylko ciężarem, zagracającym naszą osobistą przestrzeń. Nawet jeśli to jest poupychane po szafach, to jednak jest to w ramach naszej domowej przestrzeni – wydaje mi się, że ma to mimo wszystko spory wpływ na energię panującą w całym domu.
Ciekawe jest też to, że jak człowiek 'sprząta” w sobie, to jakoś tak na zewnątrz ma też większą ochotę wszystko uporządkować. No, ale w końcu o to chodzi – o harmonię wewnętrzną i zewnętrzną. :)
Teraz jest fajny czas, bo zbliżają się święta i jest wiele okazji, aby chociażby niepotrzebne ubrania przekazać na jakieś zbiórki dla potrzebujących – zawsze to jakaś dodatkowa motywacja, aby zabrać się za swoją szafę :)
Komentarze są zamknięte.