Wielu rodziców ma problem z uszanowaniem naturalnych granic dziecka. Często dochodzi się do wniosku, że skoro dziecko zostało przez nich spłodzone, jest małe i całkowicie zależne od nich to znaczy, że jest ich własnością.
Z tego też powodu wiele osób nie ma oporów przed przekraczaniem granic szacunku i godności dziecka. Pięknie oddaje to powiedzenie, które też z powietrza się nie wzięło – „dzieci i ryby głosu nie mają”.
W skrajnych przypadkach dziecko (szczególnie jeszcze małe) traktowane jest jak rzecz. Można mu nakazać co głupiego, ale wygodnego dla rodzica, można je na rok oddać do dziadków, bo brak czasu i nikt się tu nie będzie liczył z uczuciami dziecka, bo to przecież jeszcze małe, głupie i nic nie będzie pamiętać.
A podświadomość pamięta! Dziecko nawet jeśli jeszcze nie potrafi się dobrze komunikować ze światem, to bez problemu odbiera bodźce z otoczenia. Na tym etapie wręcz chłonie je jak gąbka i buduje na nich całą swoją osobowość i stosunek do świata. Dziecko w pierwszych latach z każdego bodźca buduje fundamenty swojego życia, a niektórzy myślą że bez konsekwencji można je np. dla żartu przestraszyć albo nim potrząsać w nerwach.
No bo przecież ani się nie poskarży (po za płaczem), ani nie będzie pamiętać. I to prawda – nie będzie pamiętać świadomie, co tylko mu skomplikuje sprawę, bo będzie mieć jakąś traumę, jakiś problem i nie będzie wiedzieć dlaczego, póki nie sięgnie po odpowiednie techniki pracy z podświadomością.
Gdy dziecko dorasta, później bywa wcale nie lepiej. Rodzice nie raz wykorzystują to, że mają przewagę nad dzieckiem. Mogą przecież „bezkarnie” nakrzyczeć, ukarać czy zmusić do dowolnego działania. Niektóre dzieci się potem buntują i stają niegrzeczne, buntownicze – inne zamykają się w sobie i budują pokłady niewyrażonej złości i frustracji.
Mamy różne modele naruszania granic dziecka, wiele z nich często występuje jednocześnie w różnym stopniu.
Jednym z takich modeli jest „Służący” – dziecko ma być na każde zawołanie rodzica. Jeśli rodzic chce, żeby dziecko posprzątało, wyniosło śmieci czy zrobiło cokolwiek innego, to ono ma to zrobić NATYCHMIAST. Dziecko nie ma prawa być zajęte czymś dla niego ważnym i nie może zrobić czegoś nieco później. Rodzic nawet nie patrzy na to czy jego prośba czy raczej żądanie powinno mieć niższy czy wyższy priorytet w danej sytuacji, ponieważ odgórnie przydziela sobie ten najwyższy. Tutaj pojawia się też często aroganckie, przedmiotowe traktowanie przy innych, które szczególnie boli w późniejszym, nastoletnim wieku. np. mówienie w towarzystwie przy dziecku, że „ono to posprząta” – nikt go nie pyta, nikt nie wyrazi prośby, a po prostu słyszy o sobie w trzeciej osobie, jakby go tam nie było i w ogóle się nie liczył.
Innym przykładem będzie „Model wystawowy” – dziecko, które ma przynosić dumę swoim rodzicom swoimi osiągnięciami, nienagannym zachowaniem i generalnie byciem dzieckiem idealnym. Wszelkie niedoskonałości, szczególnie te widoczne na zewnątrz będą skutecznie tępione, a dziecko będzie często popychane do działań i aktywności, na które wcale nie ma ochoty, ale które przynoszą pewien prestiż np. zajęcia dodatkowe, sport, konkursy. Nikogo nie interesuje co te dziecko chce robić, nikt mu nie daje przestrzeni do tego, aby same siebie poznawało, ponieważ ono ma już odgórnie narzucony cały schemat działania.
Takich modeli jest cały ogrom i nie sposób opisać je wszystkie, ponieważ ile rodziców, tyle też dziwnych pomysłów na wychowanie. Niestety wiele rodziców wykorzystuje słabość i zależność swoich dzieci do tego, aby realizować swoje kompleksy, problemy i obciążenia. Dzieci oczywiście mają tu swoje intencje i konkretną karmę, z którą przychodzą na ten świat, więc to też nie jest tak, że jest to całkowicie jednostronne. Dziecko potrafi prowokować podświadomie i to bardzo mocno.
Póki jednak dziecko nie dorośnie to właśnie rodzic powinien być tym mądrzejszym i bardziej świadomym, który może przerwać ten przeklęty krąg toksycznych mechanizmów między dzieckiem, a nim.
Komentarze są zamknięte.