Ludzie, którzy wychowywali się w domach pełnych rygoru, dyscypliny czy strachu często w dorosłym życiu mają problem ze spontanicznością, luźną zabawą czy odrobiną „szaleństwa” w życiu.

Dla nich to wszystko kojarzy się z brakiem kontroli, a to jest coś na co oni nie mogli sobie pozwolić – kontrola była im, jako dzieciom zależnym od toksycznego rodzica, potrzebna do życia jak powietrze.

Takie dziecko na każdym kroku musiało kontrolować swoje zachowania – nie krzyczeć za głośno, nie biegać za szybko, nie bawić się zbyt intensywnie, nie mówić za dużo. W przeciwnym razie groziły krzyki, krytyka, kary czy nawet bicie i inne skrajne formy znęcania się – w co bardziej patologicznych rodzinach.

Osoba wychowana, czy raczej „wytresowana” w ten sposób, napotykając na ludzi zachowujących się w sposób dziki, nieprzewidywalny, spontaniczny czy robiących wszystko to, czego ona sama nigdy nie mogła – reaguje często całym pakietem emocji.

Nieraz na wierzchu czuje zniechęcenie czy pogardę do takich zachowań, która ma przesłaniać jej stłumione potrzeby czy zazdrość że tak by chciała tak się zachować, ale nie może. Jest tu też przede wszystkim przejęty system reakcji od rodziców, którzy też z jakiegoś powodu nie pozwalali na to wszystko swoim dzieciom.

Taka osoba trafiając do miejsca i ludzi, których zawsze unikała np. na dyskotekę – poczuje się niesamowicie przytłoczona przez tych wszystkich ludzi szalejących na parkiecie. Próbując potańczyć w rytm dzikiej, intensywnej muzyki poczuje ogromną sztywność, skrępowanie i poczucie, że wszyscy wokół ją obserwują i oceniają.

Część takich osób zamknie się w swojej skorupie kompleksów i niepewności, a część zacznie sobie racjonalizować swój opór, budując wspominaną wcześniej niechęć czy pogardę do takich zachowań. W końcu to nie z nimi jest problemem, tylko z tymi wszystkimi wariatami wokół :)

Tutaj dodatkowo trzeba zwrócić uwagę na to, że część zachowań czy zabaw ludzkich, tych bardziej „dzikich” czy „szalonych” jest ok, a część rzeczywiście jest głupia i toksyczna. Nie warto jednak wrzucać wszystkich do jednego worka np. imprezowiczów-pijaków z ludźmi, którzy mają po prostu specyficzny styl bycia :)

No dobrze, a jak tu się teraz odblokować, jeśli jesteśmy tym obciążeni?

Przede wszystkim pracujemy nad nastawieniem do siebie. Uczymy się akceptacji dla naszych potrzeb i zachowań, poszerzamy naszą przestrzeń do różnych działań, zaczynamy sobie pozwalać na to, co chcemy, a czego zawsze nie mogliśmy (jeśli nie jest to dla nas toksyczne). Zwracamy sobie wolność od zakazów i nakazów z domu rodzinnego, szczególnie jeśli w dorosłym życiu rodzice nadal próbują nami dyrygować i nas oceniają na każdym kroku.

Trzeba zauważyć, że nasze życie to tylko i wyłącznie nasza własność, o której samodzielnie, niezależnie decydujemy. Możemy się przejawiać jak chcemy, możemy robić co chcemy, możemy nawet popełniać błędy i ponosić porażki. Uwalniamy się od oczekiwania na kary i konsekwencje naszych działań z zewnątrz.

I wreszcie – pozwalamy sobie stopniowo na tą spontaniczność, szaloną zabawę czy luźne podejście do życia. Odkrywamy sobie na luzie te przestrzenie w naszym życiu. To nic, że na początku będą to nieśmiałe i sztywne próby. To nic, jeśli dla kogoś z zewnątrz będzie wyglądać to śmiesznie czy żenująco.

Tutaj trzeba nadrobić ten odebrany siłą etap dzieciństwa, gdzie dziecko próbuje różnych rzeczy, pozwala sobie na wiele i w ten sposób odkrywa naturalnie swoje granice, potrzeby czy preferencje.

Pozwólcie sobie na coś spontanicznego, na coś o czym wiele razy myśleliście, ale nie mogliście się przełamać. Po prostu to zróbcie i dajcie sobie poczuć, że świat się nie tylko nie zawalił, ale jeszcze mogliście wyrwać się choć na chwilę ze sztywnej klatki rutynowego życia, którą sobie zbudowaliście.

Bawmy się życiem, w końcu wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi :)

Komentarze są zamknięte.