– „Nie umiem, to jest dla mnie za trudne”
– „To nie jest dla mnie, ja się nie nadaję do takich rzeczy”
– „U mnie coś takiego nie zadziała”
– „I tak się nie uda, więc bez sensu próbować”
Jest to tylko kilka, pierwszych z brzegu przykładów wymówek stosowanych przez osoby, które próbują przekonać siebie i otoczenie do tego, że nie mogą czegoś zrobić. Najczęściej te wymówki nie mają nic wspólnego ze stanem faktycznym, ponieważ mimo ograniczeń – zazwyczaj są możliwości ich przekroczenia i osiągnięcia danego celu w taki czy inny sposób.
Problem w tym, że w takich sytuacjach ten sukces nie jest od razu na wyciągnięcie ręki, a trzeba poświęcić trochę czasu, energii i co gorsza – przekroczyć pewne ograniczenia w sobie. A to jest już dla niektórych ludzi zbyt wysoka cena do zapłacenia za coś, na czym niby im zależy. Wolą więc zrezygnować ze swoich celów i możliwości poprawy jakości swojego funkcjonowania na rzecz żalu, poczucia braku czy innej niesprawiedliwości.
Jeszcze pół biedy jak tacy ludzie po prostu się wycofują i cierpią sobie w swojej przestrzeni – mają przecież do tego pełne prawo i jest to w porządku. Prędzej czy później jak się znudzą czy zmęczą przebywaniem w takich nieprzyjemnych stanach, to pewnie coś z tym zrobią.
Najgorzej jest wtedy, kiedy taka osoba stwierdzi „skoro dla mnie to jest niemożliwe, to ty mi daj, bo ty masz” i zacznie w sposób roszczeniowy oczekiwać, że dostanie daną rzecz od osób, które sobie pozwoliły na realizacje tego czegoś.
No i tu często znajdują się ludzie z „dobrym serduszkiem”, którzy biorą takich pasożytów na siebie. Taki misjonarz krzywdzi tutaj podwójnie. Z jednej strony siebie, ponieważ marnotrawi swoje Boskie dary i odbiera sobie przestrzeń do sensowniejszego funkcjonowania w świecie. Z drugiej strony krzywdzi pasożyta, ponieważ wspiera go utrzymywaniu tych wzorców i poczuciu słuszności i skuteczności takiego nastawienia. No i co najważniejsze – przesłania mu jego Boską naturę, ponieważ swoją postawą utrzymuje podejście „ty sam nie potrafisz i nie masz tego w sobie, ja jestem twoim źródłem”.
To się może powierzchownie wydawać okrutne i bezduszne, ale czasami pewnych ludzi trzeba po prostu zostawić w ich cierpieniu i bezsilności, żeby dać im przestrzeń do odnalezienia w tym wszystkim siebie. U wielu osób niestety te procesy mogą trwać wiele wcieleń, więc na własne oczy możecie nie ujrzeć happy endu.
Jeśli chcecie zrobić coś realnie dobrego dla takich ludzi, to najlepiej jest po prostu powierzać ich Bogu. On już wie jak się nimi zająć, żeby im nie namieszać w ich karmie :)
Komentarze są zamknięte.