Od czasu do czasu spotykam się u moich klientów z oporami przed tym, żeby coś zmienić w sobie czy w swoim życiu ze względu na reakcje bliskich osób – najczęściej rodziców lub partnerów.
Dominuje lęk przed odrzuceniem, nieakceptacją czy atakami. Często pojawia się też obawa, że zranimy czy skrzywdzimy tą drugą osobę.
Tutaj przede wszystkim trzeba nauczyć się miłości i szacunku do siebie. Odkryć na czym to polega. Zauważyć, że stawianie zdrowych granic z poziomu miłości i szacunku nigdy, przenigdy nikogo realnie nie krzywdzi. Co najwyżej może to nakręcać cudze urojenia i chore emocje, ale chyba nie chcemy tego pielęgnować u tej drugiej osoby, jeśli jej dobrze życzymy? :)
Musicie nauczyć się patrzeć szerzej, nauczyć się nie poddawać się narracji, którą narzuca drugą osoba. To, że ktoś mówi do Was w taki sposób, jakby został przez Was skrzywdzony i jakbyście byli winni nie wiadomo czego – to nie znaczy automatycznie że tak rzeczywiście jest!
To Wasze serce ma nadawać narrację każdej relacji i to właśnie z poziomu serca macie decydować o sobie.
Szczególnie manipulatorzy i dominatorzy będą narzucać „klimat” danej sytuacji, ale Wy mając odpowiednio czyste i dobrze działające serce – nie dacie się w to wciągnąć. Będzie się to po prostu odbijać od Was, ponieważ Wy będziecie mieli świadomość i czucie tego, jak jest naprawdę.
Drugą bardzo ważną rzeczą, na jaką warto zwrócić uwagę to jest to, jak te bliskie osoby reagują na nas i zmiany w nas.
Jeśli ktoś kocha Cię szczerze – będzie kochał przede wszystkim tą prawdziwą istotę Twojego „ja”. W tej miłości, w zgodzie z jej naturą – da Ci przestrzeń i wolność do bycia sobą, do zmian, do wzrastania i odkrywania siebie. Otoczka nie będzie ważna, ważny będziesz TY.
Z kolei ludzie, którzy nie kochają Cię szczerze – będą Cię akceptować czy wielbić tylko wtedy, kiedy przejawiasz określoną rolę np. matka, która okazuje miłość córce tylko wtedy, gdy ta jest posłuszna i żyje w zgodzie z wpojonymi jej zasadami. Taka matka nie kocha tej osoby, ale kocha „posłuszną służącą” czyli sztuczną rolę, którą sama współtworzyła. Człowiek tu się w ogóle nie liczy, liczy się rola.
Gdy pracujemy nad sobą, otwieramy się na siebie, przekraczamy ograniczenia i wzrastamy to zazwyczaj buntują się właśnie ci, dla których nasze obciążenia, role czy inne nakładki były ważniejsze niż my sami.
Niezależnie od tego czy jest to matka, mąż czy listonosz :) – miłość i szacunek do siebie muszą koniecznie stać na pierwszym miejscu w danej relacji. Musicie wyrobić w sobie taką postawę, że choćby świat się palił i walił, choćby wszyscy mieli się od Was odwrócić – Wy zawsze wybierzecie to co jest dla Was najlepsze, najkorzystniejsze i oparte na tej miłości i szacunku do siebie.
W efekcie nie tylko świat się nie zawali, ale Wy nie dość że zyskacie najlepszego, wspierającego przyjaciela we własnej osobie, to jeszcze otworzycie się na te dobre, harmonijne, szczęśliwe relacje. Te toksyczne, gdzie ktoś w głębi duszy miał Was gdzieś, a gdzie liczyły się tylko wzorce i odgrywanie ról – naturalnie odpadną. A to Wam przyniesie z pewnością tylko głęboką ulgę i poczucie przestrzeni, której wcześniej brakowało :)
No bo powiedzmy sobie szczerze. Choćby to była tak istotna relacja jak np. z rodzicami – jeśli miałaby się rozpaść TYLKO DLATEGO, bo zaczęliście wybierać miłość, szacunek i zdrowe granice dla siebie – to ile tak naprawdę była warta ta relacja? I ile Wy tak naprawdę znaczyliście dla tych osób?
Nie ma co się bać zmian i konfrontacji – miłość wszystko zweryfikuje w najzdrowszy sposób :)
Komentarze są zamknięte.