Myślę, że nikogo nie zaskoczę pisząc, że negatywne wyobrażenia na temat płci przeciwnej mocno utrudniają tworzenie związków partnerskich :)
Do tego dochodzi jeszcze ograniczające postrzeganie swojej własnej płci i stawianie się w konkretnej roli w związku z tym.
Załóżmy, że mamy grupę mężczyzn, którzy uważają że kobiety to ogólnie lecą na kasę, dobry wygląd i drogi samochód. I co zazwyczaj robią tacy mężczyźni?
Zazwyczaj dzielą się na dwie grupy. Pierwsza, której się chce i jeszcze jakoś tam wierzy w siebie – idzie na siłownię, bierze nadgodziny w pracy i robi karierę, żeby być KIMŚ. Druga, już zazwyczaj z niższą samooceną – frustruje się i pluje jadem na kobiety, bo co innego mają robić… :)
Ci pierwsi dążą do tego, żeby „zdobyć” czy „zaliczyć” którąś z tych kobiet, którymi tak gardzą za ich powierzchowne i materialistyczne podejście. Ci drudzy fantazjują o tym, a potem głośno okazują swoją pogardę i niechęć, żeby przypadkiem się nie wydało :)
Obie grupy łączy jedno – nieumiejętność zauważenia że te kobiety o których mówią to jest tylko WYCINEK rzeczywistości. Oni nie potrafią dostrzec tego, że jest coś więcej. Wrzucają do jednego wora kilka MILIARDÓW kobiet, bo sparzyli się na kilku.
Trzeba mieć bardzo zawężone spojrzenie, aby twierdzić że własne doświadczenia są dowodem na to, jaki jest CAŁY świat. Oczywiście działa to w obie strony i jest równie dużo kobiet o tak zawężonym spojrzeniu na mężczyzn.
Drugim powszechnym zjawiskiem jest stawianie wymagań wobec partnera, których się samemu nie spełnia. Tymczasem np. ładna, inteligenta i dojrzała emocjonalnie kobieta raczej będzie się interesować przystojnym, inteligentnym i dojrzałym emocjonalnie mężczyzną niż niedojrzałym chłopcem z roszczeniową postawą.
Osoba, która się ceni po prostu wchodzi w związki z kimś na SWOIM poziomie, a nie z kimś z kim ją więcej dzieli niż łączy. I to nie świadczy zaraz o niedojrzałości czy powierzchowności.
Obserwuje że jest całkiem sporo osób z taką postawą złości i frustracji na płeć przeciwną, że nie chcą mnie takiego, jakim jestem. A tymczasem ta osoba nawet nie spojrzy na kogoś, kto reprezentuje sobą dokładnie to samo, co ona :) I to jest dopiero szczyt hipokryzji!
Wśród rozwojowców również zdarzają się podobne rzeczy, szczególnie przy kreacji swojego „ideału”. Ah, jak wyobraźnia pracuje podsuwając kolejne pomysły i wizje :) Warto tu sobie zrobić takie ćwiczenie na zamianę ról. Wyobraź sobie, że to Ty przejawiasz się jak ten ideał na którego czekasz, a Twój potencjalny partner czy partnerka jest taki, jakim Ty jesteś teraz. Czy w takim układzie nadal chciałbyś być w tym związku? Jeśli tak to znaczy że Twoje wyobrażenia raczej nie są zbyt przesadzone :)
Podstawą jest bycie z kimś, z kim nie tylko my chcemy być, ale kto również szczerze chce być z nami. Inaczej to nie ma prawa działać.
A jeśli nie odpowiada nam bycie z kimś, kto reprezentuje sobą podobny poziom do naszego – pozostaje już tylko popracować nad własną samooceną :)
Trzecia i ostatnia rzecz o jakiej chciałem wspomnieć, to przekonania o tym jak „mogę/powinienem/muszę” przejawiać się jako kobieta bądź mężczyzna.
Kobieta, która uważa że jako przedstawicielka płci pięknej powinna być traktowana jak księżniczka, ma prawo do nieuzasadnionych humorków, a tymczasem jej mężczyzna żadnym księciem już nie jest, a fochów to mu puszczać nie wolno – stawia się wyżej od partnera i buduje nierówności w związku, które nie pozwalają na tworzenie zdrowej relacji opartej na szacunku.
Mężczyzna, który bierze na siebie cały ciężar finansowego bytu rodziny niepotrzebnie się przeciąża i prosi się o frustracje i rujnowanie zdrowia dla pracy.
Związki muszą być oparte na równości, partnerstwie, szacunku i wolności dla przestrzeni każdego z partnerów. Nikt nie jest lepszy, ani gorszy. Nie ma nic złego w tym, że jeden z partnerów np. znacznie lepiej zarabia i utrzymuje rodzinę, jeśli drugi wyrównuje tą energię własnym wkładem we wspólną przestrzeń np. dbając o obowiązki domowe. Chodzi o to, żeby dzielić się wszystkim w zdrowy sposób, tak aby wszyscy byli równie szczęśliwi i spełnieni.
Prawdziwie udane związki tworzymy dopiero wtedy kiedy wyjdziemy po za ten cały płciowy bałagan, te wszystkie przekonania i wyobrażenia. W związku wasza płeć ma jedynie znaczenie na poziomie fizycznym, ma wpływ na to kto będzie rodził dzieci w tej relacji czy kto, co i komu będzie robił w trakcie miłosnych igraszek :)
Gdy odpuścicie sobie te wszystkie wyobrażenia na temat obu płci, gdy przestaniecie używać ich w swoich gierkach z partnerem czy partnerką to w końcu zrobi się przestrzeń na czystą miłość i niczym nieskrępowane przejawianie Boskości swojej i tej drugiej osoby.
A o to chodzi, żeby każdy w związku był w pierwszej kolejności SOBĄ, a dopiero potem kobietą i mężczyzną :)
Komentarze są zamknięte.